Oślepieni i ogłuszeni nie potrafimy, a nawet nie możemy świadomie widzieć i słyszeć. Stroboskopy bodźców wizualnych i megafony impulsów dźwiękowych przeciążają zmysły. Ograniczają działanie umysłu i porażają sferę emocji. Tak współcześnie wygląda otoczenie, którego nurty wyrywają człowieka „z korzeniami” z jego naturalnego środowiska.
Co zatem jest owym naturalnym dla ludzi środowiskiem? To rytm światła i nocy. To splot słuchania i mówienia. To czas pracy i odpoczynku. To równowaga pomiędzy byciem dla innych i z innymi oraz odnajdowaniem siebie w samotności. To wreszcie postrzeganie prawdziwego źródła i wypatrywanie celu, który nie jest pozorem. Co jest nicią, na którą można medytacyjnie nanizać wymienione przed chwilą korale postaw przybliżających człowieka ku identyfikacji swojej tożsamości?
Znajdźmy odpowiedź, bo w każdej chwili – a już szczególnie, gdy najmniej się tego spodziewamy – okazać się może, iż uświadomione wewnętrzne „ID” („dowód tożsamości”) stanie się niezbędne, by zachować wolność, by umieć się „opowiedzieć” wobec pytań typu „kim jesteś?”, „po której stronie się opowiadasz?”, „kogo bronisz?”, „co jest najwyższą wartością?” Zapewniam czytających te słowa, że i mnie te pytania mocno dociskają do ziemi.
- Pojęcie „sacrum” jest na Zachodzie wyjątkowo poniewierane. W krajach, które chcą być laickie, uwolnione od religii i od Boga, więź z „sacrum” już nie istnieje. Swoista zsekularyzowana mentalność usiłuje się od niego uwolnić.
- Jeśli nie drżymy przed Bożą transcendencją, to znaczy, że jesteśmy zniszczeni nawet w naszej ludzkiej naturze. W osłupienie wprawia mnie lekkomyślność, słabość i próżność tak wielu dyskursów, które w swoim mniemaniu usuwają „sacrum”.
- Tak zwani oświeceni teologowie powinni zacząć się uczyć od ludu Bożego. Najprostsi wierni wiedzą, że święte realia są jednym z najcenniejszych skarbów. Spontanicznie odgadują, że w komunię z Bogiem można wejść tylko poprzez taką wewnętrzną i zewnętrzną postawę, która jest przepojona „sacrum”. Lud ma rację: arogancją byłoby mniemać, że mamy dostęp do Boga, jeśli nie pozbędziemy się postawy przepojonej „profanum” oraz areligijnego i hedonistycznego pogaństwa.
„Moc milczenia. Przeciw dyktaturze hałasu” to wywiad-rzeka (może bardziej rozmowa-strumień), którego kardynał Robert Sarah udzielił pisarzowi Nicolasowi Diat uchodzącemu za znawcę spraw Kościoła, a szczególnie Watykanu. Przeczytawszy po raz pierwszy książkę będącą zapisem wyznań wybitnego duchownego, dostrzegłem zaskakującą prostotę i przejrzystość diagnoz. Dopiero przy drugim „podejściu” zacząłem zauważać w kolejnych akapitach pewien rodzaj prognoz. Kardynał odnosi się wprost do życia Kościoła, szczególnie do liturgii w Kościele i kontrowersji wokół tych jej aspektów, które mogą zagłuszać i zaślepiać „sensus fidei” (zmysł wiary). W tym wymiarze mówi jak prorok.
Robert Sarah przepowiada Ewangelię w taki sposób, iż katolik i ateista usłyszą to samo, a od wewnętrznej intelektualnej i duchowej dyspozycji zależy, czy i jak będą implementować usłyszaną lub przeczytaną prawdę. W tym znaczeniu spostrzeżenia wygłaszane przez księdza kardynała wykraczają poza domenę życia kościelnego czy szczególnie wątku liturgicznego. Można rzec, że poza tą strefą okazują się mieć znaczenie i wymowę uniwersalną. W niniejszym rozważaniu przemknę jedynie przez fragment ponad 340-stronicowej książki. Jej przeczytanie i przestudiowanie mogą zmienić punkt widzenia i miejsce słyszenia pulsu świadczącego o tym, że naprawdę żyjemy. Zbliżmy się więc do odpowiedzi na wcześniejsze pytanie, co jest środowiskiem naturalnym dla człowieka.
- (…) w liturgię wkrada się niekiedy atmosfera niestosownej i hałaśliwej zażyłości. Pod pretekstem starania się o łatwy dostęp do Boga niektórzy chcieli, żeby wszystko w liturgii było natychmiast zrozumiałe. Ten egalitarny zamysł może się wydawać chwalebny. Jednakże ograniczając w ten sposób święte misterium do dobrych uczuć, nie pozwalamy wiernym zbliżyć się do prawdziwego Boga. Pod pretekstem pedagogii niektórzy księża pozwalają sobie na niekończące się komentarze, płaskie i horyzontalne. Ci pasterze obawiają się, że milczenie przed Najwyższym zdezorientuje wiernych. (…) Święte milczenie jest dobrem wiernych i duchowni nie powinni ich go pozbawiać.
- Dla naszej cywilizacji jest to prawdziwe ostrzeżenie. Jeśli nasze umysły już nie umieją zamknąć oczu, jeśli już nie umiemy milczeć, zostaniemy pozbawieni tajemnicy, jej światła przewyższającego mrok, jej piękna przewyższającego wszelkie piękno. Bez tajemnicy jesteśmy ograniczeni do banału rzeczy ziemskich.
- Zastanawiam się często, czy smutek miejskich społeczeństw zachodnich, w których tak wiele jest depresji, samobójstw i nędzy moralnej, nie wynika z utraty poczucia tajemnicy. Tracąc zdolność milczenia wobec tajemnicy, ludzie odcinają się od źródeł radości. Odkrywają bowiem, że są sami na świecie, nie mają nic, co by ich przerastało i wspierało. Nie znam niczego, co byłoby bardziej przerażające!
Przypuszczam, że wybijane dłutem wyrazistości przestrogi kardynała Roberta Saraha trafiają w samo sedno problemów trapiących wielu ludzi, wielu z nas, może i… mnie, ciebie? Najpierw „zżerani ciekawością czy wścibskością” lub ze zwykłej naiwności karmimy się nieprawdami, półprawdami, pozorami, złudzeniami, fałszywymi informacjami i wszelkimi innymi formami przekazów. Na końcu czujemy niezadowolenie, rozczarowanie, dyskomfort, dysonanse, frustracje i wpadamy w pętlę autodestrukcji. Ten ciąg przyczynowo-skutkowy, gdy go sobie uświadomić, musi paraliżować. Bywa, że wtedy szukamy nowych korytarzy, które znów okazują się koleinami.
- Chrześcijanom grozi poważne niebezpieczeństwo, że jeśli zatracą poczucie milczenia, to staną się bałwochwalcami. Nasze słowa nas upajają, zamykają w tym, co stworzone. Zniewoleni i uwięzieni w hałasie ludzkich dyskursów, narażamy się na to, że skonstruujemy sobie kult na swoją miarę, boga na swój obraz.
- Słowa niosą w sobie pokusę złotego cielca! Tylko milczenie prowadzi ludzi ponad słowa, aż do tajemnicy, do kultu w duchu i prawdzie. Milczenie (…) wprowadza nas w tajemnicę, nie naruszając jej.
Z pewnością dostrzegasz fundamentalne przesłanie, a kluczem „zagadki” jest tytuł książki będącej kanwą rozważania. Jakby na przekór otoczeniu, koloryzowanemu i napęczniałemu dźwiękami, namawiam na zwrócenie się ku innym pokładom naszej wspólnej rzeczywistości. Wszystko po to, by właśnie tajemnica – ujawniona prawdziwym światłem i objawiona autentycznym głosem – okazała się doświadczeniem pięknym i przejmującym na wskroś. A nie jedynie powierzchownie, rytualnie, symbolicznie, formalnie i z uprzejmości czy konformizmu.
- W znaczeniu negatywnym cisza to brak hałasu. Może ona być zewnętrzna lub wewnętrzna. Cisza zewnętrzna dotyczy milczenia słów i różnych działań, innymi słowy: brak skrzypienia drzwi, przejeżdżających samochodów, młotów pneumatycznych, samolotów, głośnego pstrykania aparatów fotograficznych, któremu często towarzyszy oślepiający błysk fleszy, a także tego strasznego gąszczu dźwięków telefonów komórkowych (…).
- Milczenie cnotliwe lub mistyczne musi oczywiście różnić się od milczenia pełnego dezaprobaty, odmowy odzywania się do kogoś, od milczenia płynącego z zaniedbania z powodu tchórzostwa, egoizmu czy zatwardziałości serca. Cisza wewnętrzna jest ćwiczeniem ascetycznym w panowaniu nad posługiwaniem się słowem. W rzeczywistości prawdziwe i dobre milczenie zawsze należy do tego, kto chce zostawić swoje miejsce innym, a przede wszystkim Całkowicie-Innemu, Bogu.
- I przeciwnie, zewnętrzny hałas charakteryzuje kogoś, kto chce zająć zbyt ważne miejsce, chce pysznić się lub popisywać, albo też wypełnić swoją wewnętrzną pustkę, jak to się dzieje w miejscach publicznych, gdzie panują ogłuszający hałas i pycha. Z kolei cisza wewnętrzna może powstawać wskutek braku wspomnień, planów, wewnętrznych słów, trosk… Co jeszcze ważniejsze, dzięki aktowi woli może wynikać z braku nieuporządkowanych uczuć czy nadmiernych pragnień.
- A zatem trzeba milczeć: chodzi tu o aktywność, nie o próżniactwo. Jeśli nasza „wewnętrzna komórka” ciągle jest zajęta, bo wciąż „rozmawiamy” z innymi stworzeniami, to jak Stwórca może mieć do nas dostęp, jak może do nas „się dodzwonić”?
To już koniec bardzo krótkiego – w stosunku do długiego strumienia wypowiedzi księdza kardynała Roberta Saraha – rekonesansu po jednym z jej wątków. Znajduję tu nie tylko objaśnienie tych czy innych kwestii wzbudzających (nie tylko przecież we mnie) stany niepewności czy niepokoju. Nie tylko intelektualne czy duchowe światło, bez których utknąć można w matni bezcelowości. Mam przeczucie, że wrócę wkrótce do „Mocy milczenia”.
W szepcie wypowiadanych słów graniczącym z ciszą słuchania odnaleźć można subtelnie kreślone kontury znaków. Składają się na zdania zapisywane złotymi zgłoskami lub wykuwane w granicie. Stają się tożsamością człowieka, choć pozostają także jego tajemnicą, którą rozpoznaje tylko w milczeniu.
- TERAZ: Robert Sarah & Nicolas Diat, Moc milczenia. Przeciw dyktaturze hałasu, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2017
- POPRZEDNIO: George A. Maloney SJ, Tchnienie mistyki, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1984
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.