W procesie sądowym obowiązuje zasada domniemania niewinności. W polityce praktykowana jest metoda ograniczonego zaufania. Zderzenie obu reguł na co dzień wzbudza spory dysonans. Od polityków oczekujemy postawy służebnej wobec dobra wspólnego i jednocześnie dostrzegamy u niektórych z nich odwrotne motywacje, czyli działanie wbrew interesowi publicznemu.
W systemie demokratycznym takie postępowanie powinno dyskwalifikować daną osobę, a nawet całe środowisko. Istnieją bowiem takie naturalne mechanizmy jak poczucie sprawiedliwości i instynkt samozachowawczy. Chronią one jednostki i społeczeństwa przed konsekwencjami absurdalnych rozstrzygnięć czy egoizmem grupowym. Jest jednak socjotechniczne „ale”… Wystarczy oba przymioty zagłuszyć, zmarginalizować i wmówić ich anachroniczność, aby móc nie tylko przechować się na scenie życia publicznego. Można także planować powrót do władzy, aby pod pozorem troski o „wizerunek państwa” znów działać na jego szkodę. Naiwnością byłoby mniemać, że teraz postępowaliby inaczej. Łatwowierność wobec tego środowiska jest grzechem politycznym na każdym szczeblu, nawet jeśli ma cechy niepisanego paktu o nieagresji.
W piątym odcinku serialu TVP „_Reset” widzimy jak na dłoni, czarno na białym mechanizmy odśrodkowej destrukcji państwa. Cztery poprzednie części produkcji dokumentalnej Michała Rachonia. I Sławomira Cenckiewicza stawiały widzów wobec coraz bardziej porażających odsłon mistyfikowania polityki przez Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego oraz wytworzone przez nich skupiska polityczne występujące pod flagą „obywatelską”. Tym razem krąg osób wtopionych w tę partyjną magmę poszerzył się między innymi o Bronisława Komorowskiego i Tomasza Arabskiego. Rządzący Polską dekadę temu w „białych rękawiczkach” w przysłowiowy „biały dzień” podejmowali działania „kontrskuteczne” wobec tego, co stanowiło w tamtym okresie (i poniekąd nadal stanowi) żywotny interes Polski. Tym interesem, a więc osią działań polityków, powinno być odcinanie się od wpływu obcych wobec Polski ośrodków politycznych na strategiczne decyzje o kierunku, w jakim ma zmierzać państwo dla gwarantowania najwyższego poziomu bezpieczeństwa swoich obywateli.
Jest jeszcze kontynuacja ujawnianych dotąd mechanizmów, bo wciąż pół kroku przed i za liderami ówczesnego obozu rządzącego (i dzisiejszej totalnej opozycji) pojawiają się postacie spod ciemnej gwiazdy. Należałoby może powiedzieć otwarcie, że to osobnicy spod gwiazdy czerwonej! Zapraszanie do Polski – kraju członkowskiego UE i NATO – wysokich urzędników Federacji Rosyjskiej i przyjmowanie ich w czasie, gdy to państwo dokonuje agresywnych działań wobec Gruzji jest koszmarnym potwierdzeniem frazy o „czerwonej gwieździe” przyświecającej Donaldowi Tuskowi i jego ekipie. W piątym odcinku filmu „_Reset” jest niemało twardych argumentów za taką tezą. Jednym z nich jest łzawy niemal list polskiego premiera do premiera Rosji. Był nim w tamtych dniach nie kto inny, jak sam Władimir Putin.
Oglądamy dokumenty i słyszymy wypowiedzi głównych postaci z kręgów rządowych. Oglądamy i słyszymy wypowiedzi ważnych osobistości z kręgu prezydenckiego. Co widzimy i co słyszymy? Nie debatę, nie wymianę czy nawet konfrontację poglądów, nawet nie sprzeczne postulaty i programy polityczne dla Polski. Widzimy i słyszymy, jak ośrodek premierowski skupia się nad tym, by osaczyć i zmarginalizować ośrodek prezydencki. Nie ma to nic wspólnego z tzw. kohabitacją czy nawet rywalizacją. Jest bezwzględna i cyniczna opresja wobec Głowy Państwa. Blokowanie dostępu do rządowego samolotu czy wyścig po krzesło na unijnym szczycie to tylko wierzchołki gór lodowych, jakie mnożyli z zimną krwią oponenci Lecha Kaczyńskiego. Nawet drwiny z niebezpiecznych okoliczności mających cechy zamachu na życie polskiego prezydenta nie wywołują refleksji w salonie rządzących (słowo „elita” zupełnie nie pasuje). Skoro podjęto inwigilację prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, to wymienione wyżej przypadki są w istocie tylko „wypadkami przy pracy” nad tym, by pogrążyć prezydenta Lecha Kaczyńskiego w oczach opinii publicznej, przez to także w ocenach przyjmowanych przez zagraniczne centra władzy, a w finale utrudnić, a ostatecznie uniemożliwić wykonywanie urzędu powierzonego Lechowi Kaczyńskiemu przez demokratyczną większość obywateli Polski. Łącząc poszczególne kropki z perspektywy czasu zauważamy proces przypominający pełzający zamach stanu.
To jednak nie wszystko! Przypomnijmy komentarze Bronisława Komorowskiego. „Jaka wizyta, taki zamach. Z 30 metrów nie trafić w samochód to trzeba ślepego snajpera” w odniesieniu do niebezpiecznego zdarzenia pokazanego w filmie z pozycji dziennikarzy towarzyszących prezydentom Polski i Gruzji podczas wizytowania terenów w pobliżu terytorium Gruzji zaanektowanego przez Rosję. I jeszcze jeden komentarz tego samego polityka o przewidywanej sytuacji, w której „prezydent będzie gdzieś leciał i wszystko się zmieni”. Prof. Lech Kaczyński – jako prezydent RP – uosabiał polskie państwo. Nie wolno tego tracić z pola widzenia, aby zrozumieć, że polityczny i medialny lincz przeprowadzany na prezydencie był w swojej głębokiej istocie kropelkującym puczem wobec państwa. Państwa, które w osobie prezydenta i sprzyjających mu polityków czy całego środowiska (znacznie szerszego niż Prawo i Sprawiedliwość) stawiało opór wobec rosyjsko-niemieckiego tandemu usiłującego zawładnąć Europą.
Pierwszym drastycznym krokiem zwiastującym plan przejęcia Europy była inwazja na Gruzję. Prezydent Lech Kaczyński oraz prezydenci Republiki Estońskiej Toomas Hendrik Ilves, Republiki Litewskiej Valdas Adamkus, Ukrainy Wiktor Juszczenko oraz premier Republiki Łotewskiej Ivars Godmanis, przybywając do Tibilisi zatrzymali kremlowską armadę stojącą u bram stolicy Gruzji. Zostawmy już na marginesie fakt, że i wtedy ówczesny szef kancelarii premiera nie chciał udostępnić rządowego samolotu na podróż prezydentów do Gruzji. Dopiero sygnał, że samolot Air Force Two jest gotów natychmiast udostępnić prezydent USA spowodował zmianę, ale na pokładzie Tupolewa poleciał także Radosław Sikorski w charakterze (…?)!
Podczas wiecu poparcia dla suwerenności Gruzji 12 sierpnia 2008 r., stojąc obok prezydenta Micheila Saakaszwilego (który teraz jest więziony i w bardzo złym stanie zdrowia przetrzymywany w szpitalu) oraz pozostałych szefów państw przemawiał Lech Kaczyński. Historia później dopowiedziała ciąg dalszy do słów naszego prezydenta:
Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi z północy, dla nas także z północy, ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie! Ten kraj to Rosja. Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego, niecałe 20 lat temu, imperium wracają. Że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Otóż nie będzie. Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści czy pięćdziesiąt lat! (…) Wszyscy w tym samym okresie lub w okresach nieco innych poznaliśmy tą dominację. To nieszczęście dla całej Europy. To łamanie ludzkich charakterów, to narzucanie obcego ustroju, to narzucanie obcego języka. (…) I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!
https://www.youtube.com/watch?v=L-ASeKDc3ZE