Nie masz konta w mediach społecznościowych. Nie korzystasz z komunikatorów i nie jesteś rejestrowanym czy choćby systematycznym użytkownikiem jakiejkolwiek aplikacji cyfrowe. Nie surfujesz po zasobach „www” (światowej sieci komputerowej). Nie używasz kart płatniczych i nie kupujesz niczego przez internet. Nie posiadasz telefonu komórkowego i nie dysponujesz dostępem do telewizji satelitarnej. Nikt nigdy nie wpisał twoich danych w żadnym systemie cyfrowym.
Dość! Wymieniłem główne obszary, w których każdy człowiek żyjący w średnio rozwiniętym kraju może odnaleźć siebie. Wyjmijmy z tego wykazu system PESEL (który jest zdigitalizowanym zbiorem danych osobowych) obejmujący obligatoryjnie wszystkich obywateli naszego kraju. Nawet wtedy prawdopodobieństwo znajdowania się poza zasięgiem wymienionych na wstępie cyfrowych maszynerii jest znikome. Jesteśmy społeczeństwem zanurzonym w rzeczywistości zwirtualizowanej lub zdigitalizowanej. Co więcej, wielu z nas (niezależnie od wieku) chętnie się w niej „pluszcze” codziennie i nawet w niej „nurkuje”. Do tego stopnia, że się od atrybutów egzystencji w świecie poza „realem” uzależnia.
Nie można odwracać się od przestrzeni cyfrowej, bo stała się ona nośnikiem, czasem spoiwem, codziennego funkcjonowania prywatnego, zawodowego czy społecznego. Są wprawdzie jeszcze zawody, w których nie da się zdigitalizować do końca procesu pracy – jak choćby rolnictwo, budownictwo czy usługi. Są jeszcze aktywności, które tylko w postaci rzeczywistego osobistego działania przynoszą najbardziej oczekiwany rezultat – można tu wymienić między innymi twórczość artystyczną, wymiar sprawiedliwości czy politykę. Co ciekawe, religie chronią przed cyfryzowaniem doświadczenia wiary, ale nie brakuje prób przeinaczenia wirtualnych doznań w substytut religii. Nie miejmy jednak złudzeń, że mechanizmy informatyczne nie wspomagają wymienionych przed chwilą ludzkich działań, a nawet usiłują wypierać człowieka. Nie wejdę tym razem na poruszane już przeze mnie zagadnienie sztucznej inteligencji, ale miejmy świadomość, że posługiwanie się nią lub zastępowanie nią ludzi postępuje z coraz większą prędkością. O zaletach i wadach świata cyfrowego nie można zatem mówić w wersji czarno-białej.
Świat cyfrowy w formacie, jakim jest internet to nie tylko kwestie wirtualizacji ze wszelkimi jej konsekwencjami, ale także fakt wszechogarniającego zsieciowania ludzi i ich każdej ich aktywności. Człowiek i to każdy (co wskazałem na wstępie) jest objęty działaniem rozmaitych sieci. Natomiast wręcz absolutnymi wyjątkami są osoby tymi sieciami dysponujące (sieci „zarzucające” rzec można kojarząc to z wędkarstwem czy rybołówstwem). Być może nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, ale na palcach jednej ręki, no może dwóch, da się policzyć osoby znane z imienia i nazwiska oraz nazw korporacji, będące właścicielami sieci o znaczeniu globalnym. Wszystko inne, co nazywamy sieciami lokalnymi to tylko użytkownicy, klienci, podwykonawcy lub pośrednicy olbrzymów technologii cyfrowych.
Rzecz jasna sieciowi giganci nie kierują się regułami demokracji, nie są przez nikogo wybierani i nie podlegają faktycznej kontroli. Są posiadaczami cyfrowego kapitału, którego wartość ma jednak bardzo realny wymiar. Oczywiście ich celem jest podnoszenie tej wartości. Na tym polega nowoczesny kapitalizm. Zastrzegę jednak, że nie namawiam do nowoczesnego socjalizmu czy jakiejś innej formy rewolucji mającej obalić ten stan. Raczej pokojowo i świadomie dążyć powinniśmy do cywilizowania mechanizmów digitalnego wyzysku, aby uchronić siebie i nasze dzieci od znalezienia się w roli cyfrowych pariasów. Stoimy wobec ryzyka związanego z kreowaniem i kumulowaniem zysku poprzez przekraczanie granic odporności mentalnej człowieka, by stał się… substratem w łańcuchu pomnażania dywidendy cyfrowej rewolucji!
- Z perspektywy historycznej monopole na towary i usługi zakłócają rynek poprzez nieuczciwe eliminowanie konkurencji po to, by móc podnosić ceny według własnego uznania. Jednak w kapitalizmie inwigilacji wiele praktyk określanych jako monopolistyczne faktycznie działa jako sposób na wygarnianie surowców pochodzących od użytkowników. Użytkownik nie uiszcza żadnej opłaty, za to pojawia się szansa na ekstrakcję danych.
- Praktyki wygarniania nie mają na celu ochrony produktowych nisz, lecz raczej ochronę strategicznych szlaków dostaw nieregulowanego towaru, którym jest behawioralna nadwyżka. W innej epoce rynkowi gracze rozbójnicy polowali na miedź lub magnez, u nas jest to nadwyżka behawioralna. Korporacja nieprzepisowo utrudnia życie konkurencji w wyszukiwarce, by bronić swojej pozycji lidera w branży zapewniającej dostawy, a nie po to by ustalać ceny. (…) Tym razem to my podlegamy „przejęciu”. Jesteśmy źródłem pożądanego towaru, wydobyte ma być nasze doświadczenie.
- Cztery etapy cyklu to wtargnięcie, przyzwyczajenie, adaptacja i przekierowanie (…). Wspólnie etapy te stanowią „teorię zmiany”, która widzi wywłaszczenie jako operację polityczną i kulturową wspieraną przez rozbudowany zakres możliwości administracyjnych, technicznych i materialnych. (….) Wtargnięcie trwa, nie ma czasu na wahania, wszystko, do znajdzie się na drodze jest przejmowane. „Biorę to”. „Teraz to jest moje”. (…) Brnąć przed siebie do momentu napotkania na opór. Wtedy zaczyna uwodzić, ignorować, przytłaczać lub po prostu męczyć przeciwnika.
Wróciłem w niniejszym rozważaniu do analizowanej już częściowo książki „Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy”. Czytam tę książkę fragmentami, a raczej należałoby napisać, że „studiuję” ją. Jest bardzo trudna w odbiorze i każdy rozdział to niesamowicie szczegółowa diagnoza. Dlatego będę do niej jeszcze wracać.
Na ponad 800 stronach amerykańska psycholog społeczna i filozof Shoshana Zuboff, która sama siebie określa jako aktywistka (choć ma już 72 lata) bezlitośnie łaja cyfrowych kolosów, w tym słynną czwórkę (czasem piątkę) określaną jako „big-tech”: Alphabet (dawniej Google), Meta Platforms (dawniej Facebook), Apple, Microsoft oraz Amazon (choć ten ostatni ma nieco odmienny profil rynkowy). Można byłoby do tego dodać jeszcze platformy X (dawniej Twitter) oraz You Tube. Zarzuca wszystkim wielkim cyfrowego globalizmu charakterystyczną dla kapitalizmu XIX-wiecznego uzurpację władzy nad ludźmi.
Rysem właściwym kapitalizmu cyfrowego – zdaniem Shoshany Zuboff – nie jest wykorzystywanie ludzi w procesie produkcji dóbr, co wzbudziło naturalny bunt w przeszłości. Teraz ludzie – według autorki – są inwigilowani, aby wiedzieć o nich jak najwięcej, ale nie po to, by im sprzedać coś, co chcą mieć, lecz aby w człowieku wzbudzać potrzeby, których zaspokajanie jest wcześniej zaplanowane! Shoshana Zuboff opisuje narastające i kreowane z premedytacją zagęszczenie formatów inwigilacji, na bazie których jesteśmy już nie tylko „obserwowani”, ale także indukowani do określonych zachowań. I to zachowań tak różnych, jak różni są zleceniodawcy cyfrowych kapitalistów. Mogą to być równie dobrze producenci nowych cukierków, jak i farmaceutyków, kreatorzy mody i fanatycy ekologizmu, inżynierowie technologii oferujący nowe urządzenia codziennego użytku oraz klany inżynierii społecznej dążące do dewaluacji klasycznych wartości cywilizacji ludzkiej.
Czy i jak bardzo cyfrowa inwigilacja jest niebezpieczna dla człowieka, dla społeczeństw, dla ludzkości? Mamy się „zdecyfryzować”, a więc spowolnić lub wręcz zatrzymać cywilizacyjny rozwój, a może lepiej będzie poddać się rwącemu potokowi postępu? Zarys, może nawet szkic odpowiedzi na dylematy z pogranicza technologii i etyki wykuwamy osobistym świadomym wyborem. Odpowiedzi wyłaniają się z mgły dezorientacji, gdy działa w człowieku wola ustrzeżenia wolności swojej i przyszłych pokoleń. Instrumenty technologii nie muszą być niszczącymi żywiołami.
- TERAZ: Shoshana Zuboff, Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy. Wydawnictwo Zysk i s-ka, Poznań, 2020
- POPRZEDNIO: Wojciech Roszkowski, Droga przez mgłę, Instytut Jagielloński, Warszawa, 2006
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.