Co z tego, że mamy bardzo dokładne zegarki? Co z tego, że każda minuta bywa zaplanowana i nie ma miejsca na lukę w ciągu dnia? Co z tego, że przewidywalność i sprawczość stanowią synonim sukcesu? Co z tego wszystkiego, jeśli „jedyny problem polega na tym, że naprawdę nie masz czasu”.
Deficyt czasu, jaki możemy przeznaczyć na bycie z drugim człowiekiem lub na własne potrzeby jest w XXI wieku zjawiskiem o charakterze iście pandemicznym. Z kimkolwiek się rozmawia powtarzają się wątki „mam za mało czasu”, „nie mam czasu”, „już muszę kończyć”, „muszę już jechać” etc. Splątanie pomiędzy obowiązkami, powinnościami, pragnieniami i aspiracjami działa przeważnie na niekorzyść tych ostatnich. Życie nazywa się „funkcjonowaniem”, co sugeruje pozycję „trybika” w takiej czy innej machinie społecznych czy zawodowych interakcji – wybranych lub narzuconych, akceptowanych lub znoszonych. Zaangażowania osobiste czy wspólnotowe wynikające z predyspozycji i pasji człowieka niepostrzeżenie przeistaczają się w koleiny zależności lub rywalizacji, zamiast być inspiracją i satysfakcją. Gdzie na tym wielkim wielopoziomowym i wielopasmowym skrzyżowaniu jest wolność człowieka. Szczególnie wolność ku miłości?
Wracam do wydarzenia sprzed miesiąca, gdy będąc w Kłodzku mogłem wsłuchiwać się w głosy uzdolnionych wokalistek ze środowiska Open Vocal Art School. Nie skłamię, jeśli zauważę, iż o każdej z piosenek i o każdym z wykonań można napisać osobne „wypracowanie”. Emocje i wibracje tamtego spotkania już mogły opaść, są wakacje i twórcy koncertu zapewne rozjechali się po różnych zakątkach, w których szukają relaksu. Pisałem już tutaj o jednym z punktów repertuaru, w którym pojawił się motyw czasu. Laura Wodejko śpiewała „Co mi, Panie, dasz w ten niepewny czas?” To bardzo trafna kwestia, a może nawet coś więcej niż pytanie?
Motyw związany z czasem pojawił się jeszcze w jednym utworze. Nie znalazł się w tytule znamiennie brzmiącym: „One night only” / „Tylko jedna noc”. Wpleciony jest w tekst piosenki z 1981 roku (o ile dobrze doszedłem do jej źródeł). Akurat tego roku urodziła się Jennifer Hudson, której wykonanie tej właśnie ballady chyba najbardziej wbiło się w annały popkultury. W trakcie kłodzkiego koncertu to Katarzyna Woźnicka zdjęła swoim śpiewem wiele emocjonalnych bezpieczników. Nie śpiewała tak drapieżnie” jak w pierwowzorze (choć potrafi), ale była to rwąca rzeka liryzmu. To ze strony młodej wokalistki było dość ryzykowne, bo zapewne wie, że siła i barwa głosu działają na wyobraźnię podobnie jak zdjęcie w stosunku do słów (mówi się czasem, że „jeden obraz to tysiąc słów”). Katarzyna już nie pierwszy raz swoim wokalem fenomenalnie wznosiła słuchaczy (w tym mnie) na wysokogórską grań, po której nawet za dnia i bez mgły idzie się z duszą na ramieniu. Już wiele razy surfowała po dynamicznie wznoszących się falach, aby dostarczyć dawki estetycznej dopaminy. Nie inaczej było tym razem. Było nawet szczególnie mocno, skoro słyszę tę piosenkę do dzisiaj. Dlaczego tak się dzieje?
Chcesz całej mojej miłości i oddania, chcesz mojej miłości i duszy, wszystkiego dla siebie. Nie mam żadnych wątpliwości, że potrafię Cię kochać już zawsze. Co z tego, jeśli Jedyny problem polega na tym, że naprawdę nie masz czasu. Cała reszta dyskursu zapisanego w kolejnych wersach utworu zdaje się być już tylko przeraźliwie przykrą, smutną i przeszywającą serce obroną. Obroną owej tylko jednej nocy stanowiącej ekstrakt dramatu, z jakim zmaga się człowiek cierpiący na „brak czasu” nawet na tak kluczową wartość, jaką jest miłość. To tak jakby już we frazie o tylko jednej nocy zawierała się odpowiedź na całe morze uczuciowych, ale także egzystencjalnych pytań przeszywających serce i rozum człowieka.
Dobrze jest zadać sobie pytanie, czy skoro człowiek „nie ma czasu” na miłość, to jest jeszcze wolny? Może nie dość zdajemy sobie sprawę z tego, że to miłość jest warunkiem wolności??