Czas chichotu mamy. Chichotu i to spazmatycznego! To chichot historii. Nie ma już „czasu honoru”, a przynajmniej bardzo wielu przykłada rękę do tego, by to pojęcie, a tym bardziej taką postawę zepchnąć do kąta z napisem „nieżyciowe”, „niepraktyczne”, „nieopłacalne”, etc.
Jestem jednym z tych, którzy oglądają serial „Czas honoru” od samego początku. Początkowo obawiałem się, że to będzie kolejna telewizyjna opowiastka z czasów wojny. Biorę poprawkę na to, że nie jest to podręcznik historii. Pod postacią nowoczesnego obrazu znaleźć można w tym serialu nadzwyczajnie prosto opowiedzianą historię o splocie miłości do Polski i miłości między ludźmi, które to relacje są dewastowane i deptane przez nienawidzących Polskę i nienawidzących każdego człowieka wokół siebie. Telewizja państwowa uchyla w niedzielne wieczory przestrzeni dla misyjnej roli, jaka jest jej ustawowo przypisana, a jakiej na co dzień nie spełnia prawie w ogóle. Dobre i to! Nawet tych kilkadziesiąt minut, bo tyle trwa emisja jednego odcinka „Czasu honoru”, przywraca do obiegu pojęcie „honor”.
Pojęcie, którego współcześni władcy publicznej przestrzeni i rzekomi spadkobiercy walczących o wolną Polskę, nie traktują poważnie. Wręcz odrzucają. Honor przeinaczają w humor, który w swojej istocie jest wspomnianym na wstępie chichotem. Chichotem z godności narodu, jakiego ster przywłaszczyli sobie za fasadą demokracji, którego kurczowo trzymają świadomi dryfu nawy państwowej na mieliznę, jest każde ich posunięcie odkąd dorwali się do władzy. Jeden z klakierów systemu powszechnego oszustwa w studiu telewizyjnym użył słowa „ewakuacja” podczas rozmowy z tym, który właśnie opuszcza mostek kapitański niczym ten, który prowadził wycieczkowiec na skałę. Słowa zdradzają myśli… Pewna „chytra baba”, jak ją nazywają, rozkopała jedną z najważniejszych dla bezpieczeństwa zwykłych obywateli sferę życia publicznego, potem łgała na temat przesiewania ziemi na metr w głąb…, w nagrodę dostała pierwszą laskę w państwie i stała się drugą osobą w hierarchii publicznej, a teraz ma objąć fotel kanclerski. A to tylko wycinki z życia konsumentów ośmiorniczek, których podsłuchują kelnerzy w jednej ze stołecznych knajp Za nic mają honor, bo są do tego stopnia zajęci sobą, iż nie zajmują się tym, do czego zostali powołani. Nie mają niczego, co pozwalałoby ich identyfikować poza bezwzględnym trzymaniem władzy i łapaniem płynących z niej pożytków. Nie dotrzymują słowa. Nie zasługują na zaufanie. Za nic mają idee, nie liczą się z wartościami, plecami odwracają się od bohaterów i pamięci o nich, uprawiają mimikrę zasłaniającą ich rzeczywistą pustkę i puszczają medialne dymy, aby zasłonić już nie tylko swoją nieudolność, ale swoją nieodpowiedzialność. Są piewcami czasu chichotu, który pielęgnują dzień i noc.