Skrót:
- W tempie geometrycznym mnożą się obszary pól minowych dzielących Polaków.
- Przewrót dokonywany jest w wielu domenach jednocześnie, nawet w tych, które powinny być absolutnie wyjęte poza partyjny konflikt.
- Wybory samorządowe, europejskie i prezydenckie zweryfikują efektywność polityczną wszystkich obecnych na arenie stron.
- Stoimy wobec groźnego naporu kontrwartości lub pseudowartości. Przestrzeń publiczna nie znosi próżni.
- Żywotne znaczenie ma to kto kogo i do czego przekonuje, a nawet przekonał.
- Mimo cienia pesymizmu czy nawet półmroku realiów o miejsce upomina się optymizm.
Nic już nie jest na swoim miejscu, jeśli na miejscu nie ma fundamentalnej wartości, jaką jest wolność.
Odwracanie pojęć, przeinaczanie znaczeń, przekręcanie słów i fraz, podmiana definicji, kontestacja wszelkich reguł – to opisy rujnującej państwo operacji specjalnej przeprowadzanej od 13 grudnia 2023 roku wspólnie i w porozumieniu przez arytmetyczną – bo nie demokratyczną! – postpolityczną większość sklejoną wynikiem wyborów z 15 października 2023 r. W poprzednim wpisie skupiłem się na „braku sygnału” Telewizji Polskiej. Tym razem punktów zapalnych generujących na bezprecedensową skalę zarzewia społecznych konfliktów i prawnych sporów, przybyło w tempie rekordowym. Codziennie, zarówno pomiędzy dwoma stronami już nie tylko politycznej (wyborczej), ale – jak się okazuje – cywilizacyjnej – polaryzacji, jak i w obu świadomościowych ekosystemach mnożą się w tempie geometrycznym obszary pól minowych.
- Punkt „A”
„Koalicja 13 grudnia” utrzymywana jest twardą ręką Donalda Tuska, który uzyskał władzę nie przez wygraną swojej partii, ale przez anty-PiS-owskie sprzęgnięcie kilku czy kilkunastu formacji. Istnieje politologiczne pojęcie, które można ująć w skrócie regułą „100 dni”. Z jednej strony przyjęło się, że każdej nowej władzy daje się umowne sto dni spokoju na poukładanie najważniejszych instrumentów działania (legislacyjnych i organizacyjnych, w tym personalnych). Im szybciej się je przeprowadzi, tym sprawniej nowa władza może przejść do zarządzania strategicznego i mieć za sobą niekiedy niepopularne, decyzje. Z drugiej strony – co jest doświadczeniem nowego kierownictwa na każdym poziomie i we wszystkich sektorach – owe sto dni mijają szybko i stan zaczyna się utrwalać. Z każdym kolejnym miesiącem przeprowadzanie zmian jest coraz trudniejsze. Napotyka na opór także we własnym obozie.
Nieprzypadkowo w trakcie kampanii wyborczej lider opozycji totalnej, a teraz premier, jak refren powtarzali, że najważniejsze rzeczy wydarzą się w okresie stu dni. To, że mnożyć można deklaracje, z których się już wycofano (choćby słynna już kwota wolna od podatku, która miała być podwojona), nie przeszkadza wdrażaniu innych działań nakierowanych na zawłaszczenie kluczowych pól oddziaływania na państwo, a co za tym idzie na społeczeństwo.
Akcja „Wejście” zastosowana wobec Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej jest tego spektakularnym przykładem. Ważnym, lecz nie jedynym, nie ostatnim – jak wiele na to wskazuje – i nie najważniejszym. Milczenie mediów publicznych czy też ich ocenzurowany poprawnością polityczną przekaz, działa jak chloroform na opinię publiczną. Nie widzi ona lub ma zamglony obraz znacznie poważniejszych w skutkach procesów decyzyjnych. Widzimy agresywną formę realizacji planu „100 dni” przez „silnych panów” dysponujących państwowym zapleczem. Widzimy już słabiej bezczynność krajowego aparatu sprawiedliwości i obojętność międzynarodowych struktur, które wcześniej alergicznie reagowały na rzekome przejawy „niepraworządności” w Polsce. Nie widzimy innych procesów, dla których rewolta wokół mediów jest zasłoną dymną.
Przewrót dokonywany jest w wielu domenach jednocześnie, nawet w tych, które powinny być absolutnie wyjęte poza partyjny konflikt, jak choćby podnoszenie poziomu wydatków na obronność czy ochrona granic państwa przed nielegalnymi migrantami; kontynuacja projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego czy modernizacji energetycznej w kierunku technologii jądrowych oraz naturalnych źródeł energii (na przykład elektrowni szczytowo-pompowej w niedalekich Młotach); co najmniej utrzymanie tempa budowy magistral komunikacyjnych (na przykład bliskich nam S8 czy S5 i S3) oraz inwestycji infrastruktury krytycznej (gazoporty i żegluga śródlądowa).
Można i trzeba się zapytać jaki jest cel gigantycznego co do skali i jednocześnie rachitycznego pod względem prawnym demontażu państwa. Po wielu poprzednich wyborczych zmianach na szczeblu państwa (od 1989 r. począwszy) wymieniano nazwy instytucji i ich kadry na „swoje” (poniekąd to koszt demokracji). Sukcesorom wyborów z 2023 r. już nie chodzi o przejęcie sterów i odcięcie od niej politycznych rywali, ale o to, by… nie mieli do czego wrócić. I tym samym, by stracili rację bytu w oczach wyborców, by stracili wewnętrzne motywacje. Program totalnej likwidacji (Orlen, IPN, CBA, ISW, etc.) i totalnej zemsty (casus ułaskawionych przez prezydenta RP ministrów walczących z korupcją, którym odebrano mandaty poselskie, by móc ich osadzić w więzieniu) jest od pierwszego dnia po październikowych wyborach realizowany bezpardonowo. Wymaga nie mniej stanowczej, ale godziwej i skutecznej riposty.
- Pomiędzy punktem „A” i punktem „B”
Politycy chroniący się przed skutkami własnych błędów nie zasługują na zaufanie. Politycy osamotnieni lub otaczający się koniunkturalistami nie pociągają za sobą mas, bo sami nie są zaczynem elity. Politycy ulegający czarowi pochlebców, aurze arkuszy kalkulacyjnych czy sondażowych słupków, nie czują zbiorowych emocji. Politycy przemieszczający się pomiędzy studiami telewizyjnymi, salami obrad i lotniskami nie widzą szarej rzeczywistości. Politycy pławiący się w sukcesie skazani są na porażkę.
Błędy polityków sprowadzają ich wyborców na ziemię. Bywają zimnym prysznicem. Dotyczy to polityków wszystkich stronnictw i wszelkich opcji. Zapowiedziane na kwiecień wybory samorządowe i na maj wybory europejskie oraz przyszłoroczne wybory prezydenckie zweryfikują efektywność polityczną wszystkich obecnych na arenie stron.
- Punkt „B”
Obóz patriotyczny, środowisko konserwatywne, państwowcy, zjednoczona prawica – jakby nie nazywać osób i organizacji obecnie znajdujących się w głębokiej opozycji – stoją przed kolosalnym wyzwaniem. Nie można przecież poddać się i jednocześnie nie można podjąć rywalizacji (walki?) tą samą bronią, jakiej używa totalna „Koalicja 13 grudnia”. Niedostatecznie działa – co dosadnie potwierdził wynik wyborów – dotychczasowy język komunikacji stosowany przez Prawo i Sprawiedliwość oraz otaczające tę partię ośrodki opiniotwórcze. Obecny masowy exodus z TVP Info do TV Republika jest naturalnym odruchem tożsamościowym i rodzajem sprzeciwu wobec nachalności rządowej ideologicznej propagandy wylewającej się nie tylko o „19:30”. O wiele głębsze jednak są skutki przemian kulturowych i pokoleniowych w Polsce potraktowane deficytowo przez obóz Zjednoczonej Prawicy. Ten niedostatek wymaga pilnego uzupełnienia niezależnie od stopnia aprobaty czy dezaprobaty wobec metamorfoz społecznych w Polsce.
Przesiadka do innego pociągu medialnego może być nawet trwała z oczywistych względów, ale nie rozwiązuje problemu dostępu do dynamicznej informacji, przestrzeni debaty, pola dla analiz i syntez, bez których nie zmieni się znacząco krąg zdecydowanych nie tylko trwać na przypuszczalnie długiej drodze do odzyskania sterów nawy państwowej. Poza tym dziedzina publikatorów / komunikatorów nie jest jedyną i najważniejszą kwestią, z jaką powinniśmy się uporać. Być może plusem całej katastrofy medialnej jest to, że indywidualnie będziemy bardziej starannie przeglądać zasoby na przykład Radia Wnet, TV Trwam, Radia Maryja. Może znajdziemy czas, by wejść w profesjonalne platformy informacyjnych czy publicystyczne na You Tube. Nie zapominajmy o prasie tradycyjnej i książkach, bo nic tak nie rozwija myślenia jak czytanie i słuchanie. Może przestaniemy skrolować ekrany smartfonów czy komputerów błąkając się po internecie w poszukiwaniu obrazków kto komu bardziej „dowalił”. Bywa to zabawne i daje upust emocjom, ale faktycznie drepczemy wokół siebie.
Zdecydowanie ważniejsze, wręcz żywotne znaczenie ma to, kto kogo i do czego przekonuje, a nawet przekonał. Wspólnota wartości i tożsamość pojęciowa są kluczami do odzyskania sprawczości. Wiem, brzmi jak frazes, może nawet frazes wyświechtany, ale czas najwyższy wydobyć te pojęcia ze spirali inflacyjnej. Im bardziej bowiem doraźne są cele, tym słabsze są więzi i płytsze motywacje. Biura poselskie czy senatorskie, kluby Gazety Polskiej czy Przyjaciół Radia Maryja, salki parafialne czy świetlice wiejskie, każde inne miejsce, jakim dysponujemy – jeśli staną się oazami poszukiwania wspólnoty wartości – mogą być rzeczywistym punktem wyjścia do przywrócenia państwa jego obywatelom. Proszę nie mówić, że to niemożliwe. Postawy romantyczne i pozytywistyczne w historii Polski zapisały się nie tylko porażkami… To właśnie bez nich nie bylibyśmy narodem, dla którego wolność jest ogniwem kodu genetycznego.
Stoimy wobec groźnego naporu kontrwartości lub pseudowartości. Przestrzeń publiczna nie znosi próżni (jak przyroda). Jeśli pozwolimy zepchnąć się do niszy, staniemy się skansenem i na końcu zakurzonym zapisem w nikomu niepotrzebnych kronikach (cmentarnych). Geopolityczne prądy w dłuższej perspektywie lub w bliższym terminie wojenna burza ze wschodu zmiotą nas z mapy Europy. Godzimy się na to?
Wolność, prawda, wiara, sprawiedliwość, prawo, rodzina, niepodległość, suwerenność, uczciwość, ofiarność, patriotyzm, pracowitość, heroizm, honor, przedsiębiorczość, rodzinność, tradycja, pamięć, kreatywność, samorządność, solidarność… Rozumiemy te wymienione w przypadkowej kolejności pojęcia i stojące za nimi wartości nadal podobnie? Czy może są już zalukrowane lub zahibernowane tak bardzo, iż nie myślimy o nich poza wzniosłymi rocznicami lub tylko w stanach kryzysowych? Z tego powodu nie umiemy ich zaaplikować do codzienności? Jest jeszcze prawdopodobieństwo, że straciły znaczenie, że nie mają praktycznego zastosowania i są jak stare meble lub bibeloty. Wyrzucamy je?
Przypomnę słowa Józefa Wybickiego z pierwowzoru „Mazurka Dąbrowskiego”: Hasłem wszystkich zgoda będzie i ojczyzna nasza. (…) Na to wszystkich jedne głosy: „Dosyć́ tej niewoli (…) Bóg pozwoli.” Mimo cienia pesymizmu czy nawet półmroku realiów o miejsce upomina się optymizm. Optymizm – ty i ja, my i oni – Polska. Zgadzasz się?