Ktoś może jeszcze pamięta ciepłe i zabawne filmiki z misiem Coralgolem i misiem Yogi? Moi rówieśnicy i ja mogliśmy oglądać oba sympatyczne stworzonka wykreowane wyobraźnią twórców animacji na ekranach telewizorów. Byli jeszcze „Zorro” oraz „Pan Samochodzik i Templariusze”.
Yogi – miś sprytny, ale dobry – pojawił się w amerykańskiej kreskówce pod koniec lat 50. wieku XX, ale szczyt popularności osiągnął w 1961 roku (tak, w tym 1961…). Niekończąca się seria krótkometrażowych filmów animowanych królowała w polskiej telewizji przez wiele lat i – co ciekawe – była oglądana nie tylko przez dzieci. Fabuła była skonstruowana tak aluzyjnie, że i dorośli mieli się z czego pośmiać. Colargol – miś nieporadny, ale miły – zaistniał we Francji, także we wspomnianych już wyżej latach 50., ale początkowo w wersji książkowej. Na ekrany telewizyjne w postaci animowanki przeniesiony został w Polsce w latach 60., gdzie kilkadziesiąt odcinków filmiku wypełniało przez pewien czas tak zwane „dobranocki”. Co ciekawe Coralgol doczekał się kilku wersji pełnometrażowych sklejonych na bazie odcinków serialu telewizyjnego.
Oba misie – budzące sympatię – ręcznie kreowane przez mistrzów rysunku czy plastyki można odnaleźć w medialnych archiwach albo na kasetach VHS. Współcześnie zastąpiły je inne – bajecznie barwne i wymyślne – postacie z cyfrowych produkcji oglądanych w kinie lub poprzez sieć. Można rzec: „było, minęło”, bo uwagi dzisiejszych dzieci, syconych nowoczesnymi animacjami, raczej nie przyciągnie się starymi obrazkami poczciwych misiów. A jednak… nie jest obojętne czy wyobraźnią rządzi Coralgol lub Yogi.
- W pierwszym tygodniu stycznia 2025 w Ząbkowicach Śląskich zafundowano mieszkańcom kompletnie niepotrzebne zamieszanie z tak zwanymi „workami na wymianę”. Pojawiły się informacje magistratu o wycofaniu się z dniem 1 lutego 2025 mechanizmu „worek za worek”, który był praktykowany przez szereg ostatnich lat. Gong w serwisie internetowym gminy oraz mediach społecznościowych tuż przed przedłużonym weekendem obwieścił suchy komunikat i kropka. Pytania w tej sprawie postawiłem na platformach Facebook oraz X (oznaczając adresatów) i do dzisiaj są bez echa.
Brak odzewu nie dotyczy jednak już tylko mnie, ale wszystkich mieszkańców gminy. Pewnie ktoś liczy na to, że sprawa się „rozejdzie po kościach”. Nonsensowny manewr autoryzowany przez urzędników to w istocie tak zwany „downsizing”, czyli pomniejszenie. Biznesowy „myk” polega na tym, aby sprzedać w tej samej cenie ten sam produkt w takim samym opakowaniu, ale w mniejszej ilości, bo może klient nie zauważy i jest „cyk”. W przypadku ząbkowickim – nie zmieniając nominalnie opłat za odbiór odpadów stałych (które są nieformalnym podatkiem pobieranym przez gminę) zmniejsza się zakres świadczonej usługi. To z kolei oznacza, że wliczany dotąd koszt zakupu worków „w odpowiedniej kolorystyce” przerzucany jest na mieszkańców, którym nikt nie jest uprzejmy wytłumaczyć: „dlaczego?”, i których nikt nie był łaskaw zapytać: „zgoda?”.
Od 1 lutego będziemy płacić za kolorowe worki, albo postawimy (po ich zakupieniu) kolorowe pojemniki pod domami, albo… Nie ma innego legalnego „albo”… Dodatkowo należy pamiętać, że obowiązuje już segregacja odpadów tekstylnych i odzieży. Nie wolno ich wrzucać (jak dotąd) do frakcji „zmieszane”, ale… odwozić do PSZOK-u. Mamy więc jeszcze jeden obowiązek na koszt własny. Jest jeszcze możliwość taka, że decydenci wycofają się z urojonego pomysłu i przywrócą sprawdzony mechanizm lub obniżą wysokość opłaty za odbiór odpadów. Byłoby to uczciwe.
- W drugim tygodniu stycznia 2025 kolejna zmiana wywołała serię reakcji i komentarzy. Tym razem problem dotyczy korekty rozkładów jazdy ogłoszonej przez magistrat w przeddzień sylwestrowego szaleństwa, ale na tabliczkach przystankowych już po nowym roku. I zaczęła się burza niezadowolenia, bo chociaż zmiany w rozkładach jazdy Ząbkowickiej Komunikacji Miejskiej były (ponoć) konsultowane, to jednak – jak widać gołym okiem – skala opiniowania nie była dostateczna. Można to przeczytać w socialmediach, a wpisy internautów nie są przychylne.
Mam świadomość, że utkanie sieci połączeń w zgodzie z oczekiwaniami klientów ZKM, pojemnością tras i pojazdów oraz (co ważne) z ekonomiczną racjonalnością jest zadaniem karkołomnym. Być może pomogłaby w tym sztuczna inteligencja, a może więcej empatii potrzeba. Samorząd jest gospodarzem i ponosić musi koszt funkcjonowania naszego lokalnego „metra”. Ościenne gminy też gremialnie wdrażają swoje systemy publicznych przewozów, zatem jest rynek tego rodzaju usług (a gdyby tak jeszcze skoordynować go w skali całego powiatu…). Jeśli echo krytyki ze opinii publicznej jest tak głośne, to ktoś przy biurku w urzędzie miejskim musi podjąć wysiłek i naprawić błędy wytykane przez mieszkańców. Może też podjąć się wytłumaczenia zmian i przekonania do nich samych pasażerów. Nie ma innego racjonalnego rozwiązania kryzysu, w jaki kompletnie niepotrzebnie wrzucono Ząbkowicką Komunikację Miejską.
Co wspólnego mają rewolucje „workowa” i „autobusowa” z wymienionymi na wstępie misiami? Nie ma znaczenia czy lubimy misia Yogi czy misia Coralgola, ale ma znaczenie kto i jak wpływa na nasze życie i jego jakość (w tym koszty). Nie wykluczam, że pomysłodawcy obu opisanych wyżej zmian są fanami Jamesa Bonda lub Kapitana Klossa albo z wypiekami na twarzy oglądają Iron Mana, Spidermana, Batmana czy Supermana. Może bawili się na Sylwestra z TVP, Polsatem czy Republiką lub na domówce. Nie mam pojęcia czy motywuje ich discopolo, rock, rap, muzyka klasyczna czy poezja śpiewana. Jest mi obojętne czy pasjonują się piłką nożną, wędkowaniem, saunowaniem, jazdą na rowerze lub boksem. Przy podejmowaniu decyzji w sprawach dotyczących kilkunastu tysięcy mieszkańców naszej gminy mają kierować się przejrzystością i racjonalnością Tylko tyle i aż tyle. Dokładam serdeczną prośbę: niech nie uprawiają dziecinady.
Grafiki wygenerowana z zastosowaniem sztucznej inteligencji