Antycywilizacja demonstrowana przez Rosjan czy też kupionych przez Rosję zdrajców Ukrainy, po raz kolejny ujawniła swoje barbarzyńskie oblicze. Po „zielonych ludzikach” na Krymie, po „przypadkowym zestrzeleniu” pasażerskiego samolotu, mieliśmy „paradę jeńców”. Jakie to ma znaczenie dla nas – tu w Polsce?
Ktoś może powiedzieć, że to, co dzieje się kilka czy kilkanaście godzin od miejsca, w których piszę te słowa lub ktoś je czyta, nie ma znaczenia dla nas. Otóż ma i to wielkie znaczenie. I nie chodzi tu bynajmniej o straszenie tym, że „nie wiadomo czy dzieci 1 września pójdą do szkoły”, jak to kilka miesięcy temu z właściwą sobie gracją ujął stróż interesów tych, którym się rzekomo żyje lepiej. Rzecz jest o wiele poważniejsza, niż kwestia czy i kiedy ktoś powstrzyma (lub nie!) nowego kremlowskiego cara i genseka w jednej osobie. Zatrzymanie pochodu bolszewików na wolny świat dokonało się już raz w 1920 roku i Polacy byli tymi, którzy zmusili Rosjan, by zawrócili z drogi po wolność naszych dziadków i naszą. W 2008 roku Rosjanie znów zobaczyli, że to w Warszawie mówi się im „nie”, które zadziałało w dalekiej Gruzji. Czy w 2014 roku Polska jest w stanie powiedzieć dziczy ze wschodu, że przez nasze granice – granice umysłu, granice uczuć i granice polityczne – nie przejdą? A przecież Rosjanie nie pierwszy raz przekroczyli już granice państw, aby nieść im swoją „humanitarną pomoc”. Nie pierwszy samolot z pasażerami na pokładzie spadł nad terytorium znajdującym się moskiewskiej sferze wypływów. Łamanie umów, ustaleń i konwencji, oszukiwanie, kłamstwo i intryga to zwyczajowe środki, jakimi posługują się kolejni władcy urzędujący na Kremlu. Przepędzenie jeńców wojennych (jeszcze parę tygodni temu propaganda Tuska i Sikorskiego mówiła o „lokalnym konflikcie”, a nadal używane jest pojęcie „separatyści”) główną ulicą okupowanego przez rosyjskich najemników Doniecka, nie jest tylko naruszeniem prawa międzynarodowego (za co zresztą Rosji nikt nie zamierza ukarać). To także objaw bezwzględności, z jaką wysłani na podbój bandyci traktują wszystkich i wszystko, co zdobywają. Nie inaczej było po 17 września 1939 roku, gdy po wcześniejszym umówieniu się z Niemcami Hitlera, Rosjanie Stalina wbijali Polsce nóż w plecy. Potem strzelali w tył głowy dziesiątkom tysięcy Polaków, gwałcili kobiety i dziewczynki, aby na koniec kraść co się da, a resztę spalić. Zanadzili się w Polsce na długo, bo dopiero w 1993 roku wynieśli się z koszar rozlokowanych po całym kraju. Przez ten czas zmienili metody, ale „wyzwalanie” nie przestało być ich celem. Do dzisiaj…
A teraz czas, aby odpowiedzieć na postawione we wstępie pytanie: jakie to wszystko ma znaczenie dla nas – tu i teraz w Polsce? Udawanie, że się jest kimś innym, niż się jest w rzeczywistości, zmasowane efekciarstwo i działanie pod publiczkę. Paraliżowanie szantażem, uwodzenie obietnicami, pozbawianie warunków egzystencji. Szarganie godności słabszych, odzieranie inaczej myślących z przysługujących im praw, publiczne anihilowanie krytyków i oponentów. Może jeszcze zwięźlej: prostactwo, bezduszność, arogancja. Niech mi ktoś powie, że nie ma tych postaw wokół nas. Gorzej (i to jest niebezpieczna granica), gdy budzą się one w nas.