Tym, co łączy pamięć z przyszłością, jest trwanie. Trwanie jest cechą, która wyróżnia Kościół spośród wszystkiego, co zapisała historia ludzkości. Ludzkość zaś opierała się zawsze na tym, co jest niezmienne. I tak będzie nadal.
Papieża Jana XXIII nie zdążyłem zapamiętać, bo byłem małym dzieckiem, gdy zmarł, ale po jakimś czasie stał się dla mnie synonimem Soboru Watykańskiego II. Papież Paweł VI zapisał się w mojej świadomości jako duchowy przywódca Kościoła, który chciał uczestniczyć w obchodach Milenium Polski i jako ten, którego myśl już później za sprawą encykliki „Humanae vitae” poznałem jako zdeterminowanego obrońcę życia ludzkiego. 33-dniowy pontyfikat papież Jana Pawła I utrwalony został przede wszystkim przez charakterystyczny uśmiech wyrażający pogodę ducha. 27 lat papiestwa Jana Pawła II to epoka w znaczeniu globalnym, eklezjalnym, ale i moim osobistym. Jest jednak przede wszystkim obecny jako ojciec – ojciec święty. Benedykt XVI, choć fizycznie kruchy, stał się duchową i moralną opoką Kościoła.
Za mojego życia było sześciu z dwustu sześćdziesięciu sześciu papieży Kościoła rzymsko-katolickiego. Świętej pamięci Franciszek zostanie w mojej i powszechnej pamięci jako papież otwarty i otwierający katolicyzm na mozaikę polityczną, ekonomiczną i religijną świata. Będzie kojarzony z bezpośredniością w kontaktach z ludźmi oraz ze wzruszeniami pod wpływem gestów, jakimi obdarzał spotykane osoby. Biografowie Franciszka już akcentują jego empatię wobec ubogich i skrzywdzonych oraz dążenie do neutralizowania potencjalnych i realnych konfliktów nawet za cenę ustępstw. Manifestowane przez papieża zwracanie się ku temu, co nowe na świecie dla wielu stanie się symbolem postępowości sięgającej poziomu trudnego do zaakceptowania przez osoby przywiązane do Tradycji. Nie zdołał podczas pontyfikatu przybyć do ojczystej Argentyny i nie był w Rosji, chociaż bardzo tego chciał. Pamiętamy, gdy zaraz po wyborze ukazał się tłumom zebranym w Watykanie i powiedział… „Dobry wieczór”, po czym w geście pokory pochylił się na znak, że prosi o modlitwę.
Obrazem, jaki zapamiętałem z czasu pontyfikatu Franciszka, jest wieczór 27 marca 2020 roku, gdy trwało nabożeństwo na zupełnie pustym i zalanym strugami deszczu placu św. Piotra. Mam poczucie, że właśnie tamtego wieczoru miało miejsce apogeum pontyfikatu Franciszka. Wtedy bowiem widzieliśmy pusty skwer objęty ramionami bazyliki św. Piotra, a tam samotnego biskupa Rzymu. Stanął wobec naporu przeciwności o nieznanej dotąd skali. Papież uczynił to miejsce i tę chwilę duchowym epicentrum świata i mówił wtedy między innymi…
Gęste ciemności zgromadziły się nad naszymi placami, ulicami i miastami; owładnęły naszym życiem, napełniając wszystko ogłuszającą ciszą i przygnębiającą pustką, która przechodząc, paraliżuje każdą rzecz – czuje się to w powietrzu, dostrzega się w gestach, mówią to spojrzenia. Jesteśmy przestraszeni i zagubieni. Jak uczniów w Ewangelii, zaskoczyła nas nieoczekiwana i gwałtowna burza. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w jednej łodzi, wszyscy słabi i zdezorientowani, a jednocześnie ważni i niezbędni, wszyscy wezwani, by wiosłować razem, wszyscy potrzebujący wzajemnego pokrzepienia. (…) Panie, błogosław świat, daj zdrowie ciałom i pokrzepienie sercom. Mówisz nam, byśmy się nie bali. Lecz nasza wiara jest słaba i jesteśmy bojaźliwi. Jednakże Ty, Panie, nie zostawiaj nas na łasce burzy. Powtórz jeszcze raz: «Wy się nie bójcie» (Mt 28, 5). A my, razem z Piotrem, «wszystkie troski przerzucamy na Ciebie, gdyż Tobie zależy na nas» (por. 1 P 5, 7).
Medytacja, adoracja Krzyża oraz błogosławieństwo miastu i światu Najświętszym Sakramentem było wszystkim, co mógł w tamtych okolicznościach dać całemu światu. Nigdy wcześniej i nigdy potem papież Franciszek dla Kościoła nie stał się tak wyrazistym znakiem. Był jak oścień (2 Kor 12,7), „żebym się nie unosił pychą”, i jak opoka (Mt 16,18), na której „zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.
267. następca św. Piotra, którego – jeśli Pan Bóg pozwoli – poznamy w niedługim czasie, będzie prowadzić Kościół dalej. Być może postawi Kościół i cały świat przed koniecznością odpowiedzi na kwestie, które papież Franciszek zapisał w encyklice „Dilexit nos”: Kim naprawdę jestem, czego szukam, jaki sens chcę nadać swojemu życiu, moim wyborom czy działaniom, dlaczego i w jakim celu jestem na tym świecie, jak będę oceniać moje życie, gdy dobiegnie ono końca, jakie znaczenie chciałbym, aby miało wszystko, co przeżywam, kim chcę być wobec innych, kim jestem przed Bogiem. Ostatnia z fraz jest ważna na „dzień dobry” i na „dobranoc”, jest pytaniem pierwszym i ostatnim w życiu każdego człowieka.