Jesteśmy wolni, stanowimy coraz nowocześniejsze społeczeństwo, dysponujemy z dnia na dzień ciekawszymi technologiami, możemy zwiedzać każdy zakątek świata i nikt nie może się skarżyć na niedostatek propozycji poprawiania warunków codziennego życia. Wkraczamy w nową… nowoczesność. Tak jest czy tak się nam wydaje?
Równolegle ze skupieniem uwagi ludzi biznesu, polityki i mediów na tzw. „śladzie węglowym”, którego zmniejszenie czy wyeliminowanie stało się bożkiem rozmaitej maści ekologistów, narasta koncentracja na „śladzie cyfrowym”. Zostawiamy go, znajdując się choćby marginalnie w rejestrach systemów cyfrowych. W większości krajów „nie ma obywatela”, jeśli nie ma go w ewidencjach informatycznych. Chmura sygnałów, jakie „nadajemy” i „zostawiamy”, nabiera rozmiarów, gdy korzystamy z sieci połączeń telefonicznych i powiązanych z nimi komunikatorów, dokonujemy transakcji bezgotówkowych, korzystamy z mnóstwa przeróżnych aplikacji lub „internetu rzeczy”, pobieramy korespondencję poleconą lub przesyłki kurierskie, podróżujemy samolotem lub współdzielonymi środkami transportu. Do wykazu można także dodać „inteligentne” systemy monitoringu przestrzeni publicznej lub wstępu do obiektów zamkniętych. Nieco żartobliwie rzecz ujmując, nawet kupując bezludną wyspę i mieszkając na niej samotnie, skazujemy się na to, że jest to fakt zarejestrowany w różnych ewidencjach nieruchomości, podatków czy innego rodzaju należności, nie wspominając o potencjalnym oglądzie przez służby cywilne, wojskowe lub specjalne obserwujące określony obszar. Paradoksalnie można łatwiej „schować się” w tłumie, ale tu wracamy do telegraficznie opisanego wyżej punktu wyjścia.
Żeby jeszcze bardziej skomplikować relację, to zaznaczyć wypada, że to wszystko, o czym napisałem wyżej, to… standard, bo dotyczy każdej i każdego z nas. Nie można zapominać, że z różnych względów pewne osoby są pod, że tak powiem, „szczególnym nadzorem”. To osoby publiczne, wśród których szczególną kategorią są osoby chronione ze względu na interes publiczny lub z racji troski o ich potencjalnie zagrożone bezpieczeństwo (wybitni sportowcy, aktorzy, biznesmeni etc.). W pewnym sensie równolegle wnikliwej obserwacji podlegają osoby, co do których służby czy agencje państwowe podejmują doraźny wszechstronny dozór pod kątem ewentualnego naruszania przepisów lub działania zagrażającego bezpieczeństwu publicznemu. I wreszcie nie można zapominać o działaniach osób, środowisk czy organizacji, które włamują się do „prywatności” ludzi (wybranych lub przypadkowych), aby uzyskać na nie wpływ lub wywrzeć na nie presję.
- W takiej przyszłości stajemy się wygnańcami pozbawionymi praw do terytorium naszego własnego zachowania, odbiera się nam kontrolę nad wiedzą pochodzącą z wywłaszczenia go przez innych na rzecz innych. Wiedza, uprawnienia i władza spoczywają w rękach kapitału nadzoru, dla którego jesteśmy jedynie „ludzkimi zasobami naturalnymi”. Teraz to my jesteśmy tubylcami, których zrozumiałe prawo do samostanowienia zniknęło z map naszych własnych doświadczeń.
- Cyfrowe wywłaszczenie to nie pojedynczy epizod, ale ciągła koordynacja działań, materiałów i technologii, nie pojedyncza fala, ale cały przepływ.
- Obecnie o woźnym, pośredniku nadzoru, można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest neutralny – imperatyw wydobycia i zapotrzebowanie na nadwyżkę w ujęciu korzyści skali oznacza, że kapitaliści nadzoru muszą wykorzystać wszelkie środki, aby czerpać w nieskończoność. Nie są już tylko gospodarzem zawartości, ale agresywnie, potajemnie i jednostronnie sublimują z niej zawartość.
Shoshana Zuboff jest amerykańskim psychologiem społecznym i filozofem. 71-letnia uczona i aktywistka (jak się określa na Twitterze) wydała liczne publikacje i szereg książek, gdzie drobiazgowo analizuje współczesny kapitalizm oraz stosunki społeczne, a szczególnie relacje pomiędzy pracodawcami i pracobiorcami w kontekście rewolucji cyfrowej. Była wykładowcą na Uniwersytecie Harvarda oraz Uniwersytecie w Chicago. W 1988 r. wydała książkę pt. „W dobie inteligentnej maszyny”, w której analizowała fenomen autorytetu władzy w cyfrowym środowisku informacyjnym. Od 2020 r. należy do grona 25 członków niezależnej grupy Real Facebook Oversight Board monitorującej Facebooka.
Książka „Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy” z 2019 r. jest szczególnie istotnym punktem w dorobku amerykańskiej myślicielki. Ponad 800-stronicowe dzieło zdążyłem kupić niedawno w jednej z moich ulubionych wrocławskich księgarń jako ostatni egzemplarz. Jestem w trakcie wstępnej lektury (nazywają to niektórzy research’em), więc dotknę jedynie wybranych wątków. Nie chcę też tym rozważaniem „spojlerować” książki komuś, kto przeczyta ją przede mną. Proszę tylko mieć na uwadze, że książka została napisana w okresie prezydentury Baracka Obamy, co nie jest bez znaczenia dla formatu organizacji państwa, jakim wtedy były Stany Zjednoczone oraz dla funkcjonowania innych państw, w tym Polski w tamtym okresie także w kontekście relacji Waszyngton – Moskwa.
Jak już dążyliśmy się przekonać i w sposób niekwestionowalny przyjąć, że istnieje zjawisko inwigilacji – rozumianej jako swoisty „podgląd” na aktywność człowieka, to należy jeszcze uznać, że nie zawsze ma ona charakter neutralny. Bywa zbieraniem statystyk dotyczących zbiorowości, co obrazuje mapowanie mobilności obywateli państw w czasie pandemii covid-19 poprzez agregowanie danych stacji BTS. Polegało to na zbieraniu informacji o przemieszczaniu się osób z telefonami komórkowymi po obszarze danego państwa czy regionu, aby zidentyfikować zachowanie (lub nie) lockdownu i potencjalnych kierunków przenoszenia wirusa na nowe obszary. Można przyjąć, że miało znaczenie na poziomie prognozowania zbiorowego bezpieczeństwa epidemiologicznego. Gdyby jednak komuś przyszło na myśl, aby wychwycić (w jednym z wielkich krajów azjatyckich wprost mówiło się o „wyłapywaniu”) indywidualnie osoby poruszające się od punktu „A” do punktu „B”, aby w jakiś sposób je monitorować czy sankcjonować ich mobilność, byłoby to już nieobojętne, a wręcz ocierałoby się o kategorię totalitaryzmu.
Profesor Shoshana Zuboff wskazuje na jeszcze głębszy problem. Zdigitalizowane zasoby informacyjne i sieci transmisji coraz częściej, jeśli nie w faktycznej przewadze, są w dyspozycji podmiotów prywatnych. Owe podmioty to obokpaństwowe lub ponadpaństwowe grupy kapitałowe. Autorka w tekście, co zdążyłem zauważyć, używa konkretnych nazw i nazwisk! Wielkie i coraz większe koncerny (określane jako big-techy,) zyskują gigantyczne wpływy – finansowe i polityczne. Obie gałęzie, wzajemnie się napędzając, przekształcają je w nieposkromione, a więc realnie niebezpieczne, bo niekontrolowalne, żywioły. Agencje państwowe czy międzypaństwowe są o krok w tyle w stosunku do prywatnych organizmów. Usiłują ustanawiać prawne ramy dla big-techów lub pozorują ten wysiłek. Nawiasem mówiąc, analogicznie rzecz się ma z tzw. big-pharmami, ale o tym innym razem. Czynnikiem, który jakoby przebudził państwa, stał się zamach terrorystów islamskich na USA z 11 września 2000 r., a potem akty terrorystyczne w krajach Europy i Azji kojarzone pod względem inspiracji z osobami wyznającymi islam. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje, czy impuls pochodzi z krajów czy organizacji islamskich czy innego centrum polityki globalnej czerpiącego korzyść z destabilizacji Zachodu.
- W Stanach Zjednoczonych porażka w „łączeniu kropek” w związku z atakiem terrorystycznym była źródłem wstydu i konsternacji, które przysłoniły inne obawy. Wytyczne zmieniły się z „trzeba wiedzieć” na „trzeba się dzielić”, agencje zostały wezwane do opuszczenia zwodzonych mostów i łączenia baz danych w celu uzyskania kompleksowej informacji i analiz. (…) Widmo precyzyjnych przepisów gwarantujących ochronę danych i prywatności zmobilizowało także społeczność biznesową i jej lobbystów do czynnego „kształtowania lub blokowania” projektów ustaw. W środowisku politycznym po 11 września obie siły, agencje rządowe i prywatne korporacje, podały sobie ręce i ruszyły po łatwe zwycięstwo. Zasadniczym celem był internet.
- Młyny demokracji z założenia mielą powoli, hamowane przez nadmiar informacji, kontrole, salda, przepisy i zasady. Agencje szukały metod wdrażania, które pozwoliłyby w szybkim tempie omijać prawne i biurokratyczne ograniczenia.
- W tym środowisku cierpiącym na PTSD i stany lękowe przywołano na pomoc „stan wyjątkowy” – wszystko po to, by uzasadnić nowy imperatyw: szybkość za wszelką cenę. (…) Najważniejszy jest fakt, że ten wyjątkowy stan sprzyjał (…) skutecznemu cyzelowaniu logiki akumulacji opartej na nadzorze.
- Konieczność ominięcia przez rząd kontroli konstytucyjnej (…) prowadzi do tajnej współpracy podmiotów państwowych i prywatnych w obszarze danych, gdzie do porozumienia się „wystarczy uścisk dłoni, z pominięciem administracyjnych formalności, jak nakaz rewizji; można ją zorganizować, obchodząc kontrolę i, czasami, działając wbrew prawu. (…) Agencje wywiadowcze nie potrafią się oprzeć „i pod pewnymi względami zależą od” prywatnych zasobów danych (…).
Należy dostrzec prawdę, iż inwigilacja nie polega jedynie na „obserwowaniu” zbiorowości i osób indywidualnych. Znajdujemy się na bezbrzeżnym i bezdennym oceanie procesów oraz zjawisk kreowanych i sterowanych podobnie jak systemy „obserwowania”, ale mających za cel „wpływanie” na zachowania zbiorowe i indywidualne. Mówiąc krócej i być może prościej: jeśli już pogodziliśmy się, że jesteśmy „pod lupą”, to należy sobie uświadomić, iż bywamy „nawigowani”. I gdyby chodziło tylko o zakup tego czy innego kosmetyku, laptopa czy samochodu, pół biedy. Jeśli jednak chodzi o infiltrację kulturową, o dekompozycję cywilizacyjną, o deprecjację jednych wartości etycznych i zdominowanie innymi, sprawa staje się…, już jest! – poważna. Szczególnie, że operacje te mają na względzie efekt skali i mogą być lub są prowadzone poza realnymi wpływami obiektywnej kontroli organizmów demokratycznych, a tym samym mogą iść lub idą pod prąd w stosunku do interesu publicznego rozumianego jako dobro wspólne. A to już jest domena polityki i politycznych wyborów.
- Kapitalizm inwigilacji znacznie rozszerzył dynamikę rynku, ponieważ nauczył się zawłaszczać ludzkie doświadczenia i przekształcać je w pożądane prognozy behawioralne. (…) Projekt inwigilacji dało się stworzyć, umieścić w inkubatorze i skutecznie pielęgnować dzięki warunkom historycznym epoki – potrzebom drugiej nowoczesności, neoliberalnemu dziedzictwu i realpolitik ekscepcjonalizmu nadzoru – a także dzięki budowanym fortyfikacjom, zaprojektowanym dla zabezpieczenia łańcucha dostaw przed kontrolą. Umożliwiło to przejęcie wpływów w strefie polityki i kultury. Stało się tak dzięki zdolności kapitalizmu inwigilacji do trzymania się w bezpiecznej odległości od demokracji.
- Z perspektywy historycznej monopole na towary i usługi zakłócają rynek poprzez nieuczciwe eliminowanie konkurencji po to, by móc podnosić ceny według własnego uznania. Jednak w kapitalizmie inwigilacji wiele praktyk określanych jako monopolistyczne faktycznie działa jako sposób na wygarnianie surowców pochodzących od użytkowników.
- Użytkownik nie uiszcza żadnej opłaty, za to pojawia się szansa na ekstrakcję danych. Praktyki wygarniania nie mają na celu ochrony produktowych nisz, lecz raczej ochronę strategicznych szlaków dostaw nieregulowanego towaru, którym jest behawioralna nadwyżka. W innej epoce rynkowi gracze rozbójnicy polowali na miedź lub magnez, u nas jest nadwyżka behawioralna.
- Teoria podpowiada, żeby sprzeciw po prostu przetrzymać – jako składową pierwszych, trudnych faz wtargnięcia. Zgodnie z teorią, opór będzie słabł: najpierw ostry krzyk bólu, gdy igła z nowokainą przebija skórę, potem zacznie już działać znieczulenie.
Brzmi to wszystko już nie jak plan, ale jako opis rzeczywistości, w której zanurzamy się coraz głębiej. Nie znam jeszcze dalszej części opowieści snutej przez profesor Shoshanę Zuboff, ale mam świadomość, że od czasu, gdy spisała i wydała książkę „Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy” minęło już kilka lat. W tym czasie dynamika zmian w sferze technologii informacyjnych nabrała jeszcze bardziej zawrotnego tempa i jeszcze bardziej – jak przypuszczam – wyemancypowała się z gorsetów obiektywnej kontroli. Zarówno w sektorze „obserwacji”, jak i „wpływania”. Dokonujące się na naszych oczach wkroczenie na digitalną i sieciową arenę sztucznej inteligencji jest być może zaledwie próbą wykrojenia nowej porcji tortu, a nie, jak niektórzy sądzą, wywracaniem big-techowego stolika pełnego obfitości dzielonych dotąd w węższym gronie. Paniczne i nieskoordynowane reakcje ciał politycznych w USA, Chinach i Unii Europejskiej na żywiołowy rozrost AI zdolnej potencjalnie do alienacji wobec człowieka, a jednocześnie absurdalność prób zablokowania tego instrumentu mogącego człowiekowi służyć bardziej niż dotąd, świadczą jedynie o nierozpoznanym źródle owego rzekomo powszechnie i darmowo dostępnego kodu komunikacyjnego.
Człowiek jest zdolny intelektualnie i etycznie zachować swoją tożsamość, a więc i wolność. Wymaga to wysiłku osobistego i wspólnotowego podejmowanego w relacjach bezpośrednich (twarzą w twarz) oraz poprzez indywidualne i zbiorowe poszukiwanie dobra wspólnego (ramię w ramię). Skazalibyśmy się na podróż w autonomicznym pojeździe na digitalnej autostradzie bez ograniczeń prędkości, lecz prowadzącej donikąd, gdybyśmy się nie spotykali, nie rozmawiali – nie byli ze sobą (dzień w dzień). Dzień dobry może być. Jutro może być dobre i zaczyna się dzisiaj (tu i teraz).
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa”: Shoshana Zuboff, Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy. Wydawnictwo Zysk i s-ka, Poznań, 2020 / 18.06.2023 / sudeckiefakty.pl