Jak połamane drzewa są biografie osób uwikłanych w niezależne od nich okoliczności wrogości pomiędzy ludźmi.
Obejrzałem ostatnio dwa filmy, które mieszczą się w kategoriach „dramat” i „historia” Pierwszy to serial „Dom pod dwoma orłami”, a drugi „Marzec 1968”. Nie będę ich tutaj streszczać, ale wspólnym motywem obu polskich produkcji pokazanych przez telewizję publiczną było nonsensowne splątanie losów, które mogły się toczyć swoim naturalnym (być może też skomplikowanym) nurtem, jak życiorysy każdego człowieka. Kto może, niech obejrzy te naprawdę bardzo dobre, nowocześnie zrealizowane i niosące wartościową treść filmy.
W „Domu pod dwoma orłami” (genialnie skonstruowana fabuła, w której niemal w ostatniej chwili wyjaśnia się prawie wszystko…) rozpostarta pomiędzy rokiem 1918 na polskich Kresach po rok 1997, gdy we Wrocław uderza powódź tysiąclecia. Polacy, Niemcy, Żydzi, Ukraińcy, Rosjanie, Ukraińcy, w trakcie wątek amerykański, a na końcu jeszcze język francuski. Nic w tych relacjach nie jest biało-czarne, ale też jednoznaczności nie brakuje. Wszyscy mogliby do dzisiaj żyć w sąsiedztwie, znać się wzajemnie, budować, tworzyć, spotykać się czy nawet konkurować. Mogliby…, gdyby nie szaleństwo wojny, gdyby nie mechanizmy propagandy, gdyby nie imperialne żądze władców i gdyby nie indywidualna zawiść. Wielowątkowość, zmieszanie miejsc i dat uwypukla degradującą i degenerującą falę uderzeniową wojny. Wojny nie tej w wersji batalistycznej, ale w wymiarze jednostkowym, gdzie skutki destrukcji są najboleśniejsze.
„Marzec 1968” to również zawikłanie pomiędzy Polakami i Żydami, ale też wewnątrz obu nacji. Zadawnione rany, resentymenty, słuszne poczucia krzywd i równie zasadne pragnienia ich zadośćuczynienia. Rodziny skrzywdzone i rodziny podzielone. Wielkie uczucia i ich niweczenie. Patriotyzm szczery i nacjonalizm – też nieudawany. Nie ma w tym filmie ani chwili, w której ktoś może powiedzieć, że już wie dlaczego jedni i drudzy, zamiast – nawet w warunkach niesuwerennego państwa – nie byli zdolni lub nie mogli dostrzec groźby utraty godności albo chcąc ją ratować musieli skazywać się na emigrację lub emigrację wewnętrzną. Jedna i druga jest niesprawiedliwa i nieznośna.
Pogruchotane sumienia, połamane kręgosłupy, rozsypane plany i zdeptane nadzieje. Nie milionów czy tysięcy ludzi, ale pojedynczych osób. Osób z imieniem, nazwiskiem, datą i miejscem urodzenia, biografią, wyobrażeniami o przyszłości swojej, swoich bliskich, swojego narodu i kraju. Połamane gałęzie już nie zakwitną.