Ulicami miast na całym świecie codziennie przemieszczają się miliony ludzi. Ulicami mojego miasta poruszają się tysiące, bo to małe miasto. Już nie codziennie i nie wszyscy chodzą po naszym mieście, aby je odczytywać. Zdecydowanie częściej i liczniej podążamy z punktu „a” do punktu „b” i przyjmujemy oba wyznaczniki i łączącą je trasę jako coś oczywistego.
Nie mamy czasu lub ochoty, brakuje nam wiedzy lub motywacji, by zagłębiać się i odczytywać otaczające nas znaki istnienia miasta jako zapis jego tożsamości. Jest jak jest, co było, to było, a jak coś będzie, to będzie – takie lub podobne tłumaczenia czy też nawet bezrefleksyjne traktowanie środowiska, w jakim żyjemy, nie są odosobnione i są zwyczajnie wygodną postawą. Do tego dochodzi jeszcze egzystencjalne przyspieszenie, jakiemu jesteśmy poddawani i wstrzykiwana nam powszechnie ludyczność. Z drugiej strony: przyjmowanie tego, co jest wokół nas z „dobrodziejstwem inwentarza” nie jest jakimś strasznym przewinieniem. Gdybyśmy bowiem nieustannie rozbierali na czynniki pierwsze wszystko, w czym toczą się nasze codzienne sprawy, popadlibyśmy w przesadę. Jednak raz na jakiś czas warto podjąć wysiłek umysłowy i emocjonalny, by dostrzec wartość w danym nam mikroświecie. Warto, choćby z tego powodu, by mieć świadomy udział w jego kontynuacji i mieć co przekazać przychodzącym po nas. O trwogę do nieba i krytykę na ziemi woła niefrasobliwość wyrażająca się w deficycie pogłębionego myślenia u osób odpowiedzialnych za los miasta, ale to wątek wymagający odrębnego wpisu.
Dzisiejsza Ząbkowicka Noc Kościołów – po raz pierwszy zorganizowana w naszym mieście – była fantastyczną okazją, by wczytać się w pismo, jakim są Ząbkowice Śląskie. Jestem wdzięczny jej organizatorom. Zatrzymywaliśmy się w około 100-osobowej grupie jedynie w czterech miejscach, choć miejsc kultu jest w naszym mieście więcej. Jednakże i ta ponad 4-godzinna peregrynacja była obfitą w treść lekturą. Nie sposób obojętnie podejść do tego, że architektoniczne artystyczne artefakty, jakimi są kościoły egzemplifikują prawdę o tym, że obiekty tworzone dzięki lotności umysłu i sile rąk – z Bożym błogosławieństwem – to wielokrotnie pisany list. Na przestrzeni dziesiątków i setek lat powstało przesłanie będące budulcem i spoiwem tkanki miejskiej. A tkanka owa to nie tylko budynki ze swoim wyglądem, wyposażeniem czy lokalizacją. To nade wszystko konkretni ludzie, którzy je w przeszłości wykreowali i ci, którzy nimi współcześnie już dysponują. I ci, którzy do nich przychodzą, i ci mijający je obojętnie czy czasem z niechęcią.
Ząbkowice Śląskie są palimpsestem. Trzeba się natrudzić, by dojść do zaszyfrowanego przekazu z przeszłości, odczytać go jak najwierniej, by jego treścią zasilać teraźniejsze pociągnięcia. Samo zagłębianie się w historii jest niezwykle pracochłonne, czasochłonne, a także wymaga wytrwałości w poszukiwaniu i pokory przy egzegezie. Pasjonują się tym nieliczni, a nie sposób tego robić bez osobistego odniesienia do analizowanych źródeł. Gdybyśmy umieli tę pracę doceniać i czerpać z jej efektów, bylibyśmy nie tylko bogatsi o wiedzę. Nie dopisywalibyśmy na tej samej materii tak wielu bazgrołów, głupot i fatalnych w swojej wymowie znaków. Nie dopisywalibyśmy do ząbkowickiej historii niezrozumiałych sporów, nonsensownych rozstrzygnięć i nie dodawalibyśmy następcom balastów. Może byłoby nam łatwiej znajdować wspólny język (co nie musi być tożsame z jednolitością poglądów i gustów), dopisywać kolejne warstwy, aby pozostawić po sobie pozytywne przesłanie.