Sto pięć lat temu wydarzyło się coś, co choć przeszło do historii, to wciąż dzieje się. Wojna światów, jaką w 1920 roku była Bitwa Warszawska, a więc starcie cywilizacji zachodniej z jej wschodnim przeciwieństwem, toczy się w 2025 roku z naszym udziałem.
Charakter konfrontacji zmieniał się przez jej kolejne etapy. Cud nad Wisłą pozwolił odeprzeć od Polski i zachodniej Europy hordę obcych, ale nie zmienił ich imperialnych dążeń. Inwazja z 1939 r. i „powojenna” okupacja środkowej części Europy trwająca do przełomu lat 80. i 90. zamknęła za „żelazną kurtyną” wiele narodów. Do dzisiaj są one zainfekowane sowietyzmem we wszystkich dziedzinach życia, choć zmiany ustrojowe i ustanie „zimnej wojny” otworzyło im drogi do normalności. W Polsce nadal borykamy się ze złogami brunatnej i czerwonej agresji i okupacji, które zmiotły nie tylko dużą część narodowych elit, ale też wyhodowały gęsty plankton niewolników i liderujących im uzależnionych lub zakompleksionych klik.
Duch polskości i dumy z niej jest na tyle silny, aby przetrwać kulturową i intelektualną pożogę, ale zbyt słaby, by wyprzeć nieodwracalnie antypolskie i antycywilizacyjne trendy zakorzenione w wirusie zaprzaństwa. Pisał o tym zaraźliwym zjawisku Jerzy Robert Nowak w książce „Zagrożenia dla Polski i polskości” pytając: Dlaczego Polacy do tego stopnia tolerują najdrastyczniejsze nawet wybryki przeciw godności swego Narodu, dlaczego tak łatwo godzą się z poniewieraniem patriotyzmu i tradycji narodowej, ciągłym urąganiem polskości, deptaniem podstawowych polskich interesów narodowych? Polityk oddający wolność swojego narodu, suwerenność swojego państwa uchodzi – i słusznie – za zdrajcę, zaprzańca, sprzedawczyka, etc. Jest (zazwyczaj) stygmatyzowany w opinii publicznej, podręcznikach dziejów czy nauk społecznych oraz opowieściach podtrzymujących pamięć historyczną. Trudniej jest te naturalne i zasadne reakcje wyzwalać wobec współczesnych liderów polityki. Wielu z nas odbiera to, co mówią lub piszą politycy bezrefleksyjnie lub przez filtr uprzedzeń (nazywa się to „bańką medialną”).
Krwawa lekcja zwycięstwa z 1920 roku, zwycięstwa nad bolszewikami, mówi dzisiaj do nas, do mnie, jako do Prezydenta Polski, do całej klasy politycznej. Mówi wyraźnie, że niepodległość jest dobrem cennym, ale niepodległość jest też dobrem bardzo kosztownym, i dbanie o niepodległość jest dzisiaj naszym najważniejszym zadaniem. Niezależnie od tego, czy o niepodległość biliśmy się przed rokiem 1918, czy w roku 1920, czy dziś żyjemy w Polsce pokoju i spokoju. (…) Tylko jedność i wspólnota daje nam siłę budowania naszego systemu odporności, naszego systemu bezpieczeństwa. (…) Polska jest jedna, a linia Wisły nie jest jej granicą. (…) Zwycięstwo nad bolszewikami w roku 1920 zostawiło jeszcze jedną bardzo ważną lekcję. Zostawiło nam lekcję, że także dzisiejsza neoimperialna Rosja – i Rosja zawsze, bo ta dzisiejsza nie różni się bardzo od tej sowieckiej – nie jest niepokonywalna. (…) To Wy w swoich sercach, w swoich umysłach decydujecie także o naszej wolności, naszym bezpieczeństwie, bo bez pragnienia wolności, suwerenności i niepodległości, obrona naszych granic, obrona Rzeczypospolitej nie miałaby sensu. Polskę trzeba kochać, żeby jej bronić, żeby mieć silne granice.
- To słowa prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Karola Nawrockiego wygłoszone 15 sierpnia 2025 roku podczas obchodów Święta Wojska Polskiego i rocznicy Bitwy Warszawskiej. Przywrócona przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego spektakularna defilada Sił Zbrojnych w Warszawie (z której tegoroczne zdjęcia udostępnił mi Andrzej Diakowski, za co dziękuję) stała się symbolem dumy z siły polskiego oręża. Od symboli przejść trzeba do faktów. Czytając całe prezydenckie wystąpienie zwróciłem uwagę na jego wybitnie propaństwową retorykę. Lekcja z 1918 roku i 1920 roku jest nieustannie do odrobienia. Nic nie jest ważniejsze niż egzystencja suwerennego państwa. Nic nie jest ważniejsze od życia wolnego narodu.
Jest jeszcze równoległy do politycznego aspekt doświadczenia, jakiego doznali Polacy i jakiego doznała Polska w 1920 roku… Wdzięczni za ingerencję Bożej Opatrzności polecajmy nieustannie Panu Bogu naszą Ojczyznę. Niech będzie silna Bogiem; niech zawsze będzie dumna. Niech będzie bezpieczna, silna i wierna swoim narodowym wartościom! Nie będzie domem prawdziwie otwartym i gościnnym. Nie jesteśmy przeciwni tym, którzy naprawdę potrzebują pomocy. Nasza wiara uczy miłosierdzia, a nasze serca pozostają otwarte. Miłosierdzie jednak nie może oznaczać przyzwolenia na chaos, na zagrożenie czy utratę naszej narodowej tożsamości. Polska ma prawo do bezpieczeństwa, porządku i suwerenności. Nie pozostawajmy bierni wobec spraw, które nas dotykają. Nasze dziękczynienie i nasza nadzieja nie mogą być bierne, ale twórcze. Na wzór Maryi przemieniajmy w dziękczynienie całe nasze życie i kroczmy naprzód z nadzieją!
- To słowa ks. biskupa świdnickiego Marka Mendyka wygłoszone 17 sierpnia 2025 roku z kazania podczas Mszy św. za Ojczyznę w kościele pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Świdnicy. Nie była to jedna z wielu „mów okolicznościowych”, bo wierni, a potem czytelnicy w sieci, otrzymali przesłanie ukazujące nie tylko silny, lecz nierozerwalny związek pomiędzy polskim duchem wolności a duchowością katolicyzmu. Nawet jeśli jej ktoś nie przyjmuje w warstwie wiary, to nie może przejść obojętnie wobec faktu, że polskość i katolicyzm są ze sobą dziejowo splecione. Katolicyzm to nie tylko ewangeliczna i tradycyjna religijność, ale też kotwica dla polskości z jej wolnościowym duchem.