Nie spodziewałem się tak ciekawego scenicznego pomysłu i takiego mnóstwa podtekstów w jednym przedstawieniu. Nie wiem czy jego twórcy mieli taki zamysł, ale wykreowali dzisiaj coś, co wymyka się poza obręb oczywistych interpretacji.
„Czupurek” wg Benedykta Hertza – polskiego satyryka i dziennikarza. Ten związany z lewicą publicysta, który tworzył w pierwszej połowie XX wieku, uchodził za piewcę racjonalizmu i jednocześnie pisał bajki. W barwnie wymyślane opowiastki misternie tkał swoje spostrzeżenia dotyczące życia publicznego. Napisany w latach 30. minionego wieku „Czupurek” – formalnie adresowany jest do dzieci, ale kontekstualnie doskonale trafia do dorosłych. Co ciekawe, dzieci i dorośli widzą to samo, choć – rzecz jasna – podkładają pod fabułę właściwe sobie wiekowo i sytuacyjnie skojarzenia.
Przedstawienie, pokazane dzisiaj przez zespół Stowarzyszenia Animatorów Kultury, bardzo dobrze wpisuje się w ideę Hertza, aby podejmować ryzyko opisu rzeczywistości i zarazem uwalniać ją od krępujących powiązań miejsca i czasu. W sali widowiskowej Ząbkowickiego Ośrodka Kultury widownia zapełniona była osobami w bardzo różnym wieku i śmiem twierdzić, że każdy widz miał swój indywidualny powód do śmiechu, ale i refleksji. Aktorzy śmiało wcielali się w drobiowe osobowości i nie żałowali pomysłów, aby wciągnąć publiczność w towarzyską dziobaninę. Stroje, makijaże, dekoracje i rekwizyty wzbogacały efekt artystyczny, ale jego esencja zawierała się w świetnych dialogach i ich onomatopeicznie budowanych kwestiach. Wszystko na dniach pokaże portal Ząbkowice4YOU.PL – było wyjątkowo obficie, za co można gratulować twórcom spektaklu.
Jak to bywa w bajkach, najciekawszy jest morał, a ten można sobie ustalić wedle woli, choć nie sposób odwrócić się od tego, co wypatrzyli w słowach i gestach czy też choreografii czy scenografii inni. W takiej bowiem konfrontacji zawiera się clou programu. Historyjka „Czupurka”, czyli kurczaka zadowolonego ze swojej egzystencji, i jego matki spragnionej dla potomka udanego ożenku, akcentowała wielobarwność i różnice pomiędzy różnymi gatunkami drobiu. To właśnie w tym konglomeracie gatunków i kolorów rozegrać się miał wybór. Jakże zaskakujący był finał, gdy okazało się, że nie pstrokacizna i wrzaskliwość okazały się pociągające. Spore zamieszanie w tym mikroświatku wywołał przedstawiciel innego gatunku. Psisko ze swoim metafizycznym podejściem do boleśnie zbanalizowanego otoczenia, swoją poczciwością i bystrością sprawiło, że dwoje bohaterów odnalazło się. Trzeba było kogoś, kto jest „ponad”, by zapatrzeni w siebie i grzebiący w byle czym zobaczyli swoje miejsce w szeregu. Magnetyzm szarości zwyciężył, bo szare – choć mniej widoczne, niby nieatrakcyjne, jakby zmarginalizowane – jest piękne.