Dobry film akcji powinien zaczynać się od wybuchu a potem ma napięcie stopniowo wzrastać – mawiał Alfred Hitchcock.
Jeśli odnieść cytowaną na wstępie receptę klasyka gatunku filmowego zwanego suspensem do zaczynającej się właśnie kampanii wyborczej, to Zjednoczona Prawica postanowiła pójść o krok dalej i jeszcze przed rozpoczęciem akcji kampanijnej odpaliła gigantyczny ładunek politycznego napięcia zapowiadając referendum ogólnokrajowe w dniu wyborów parlamentarnych. Podczas gdy sztabowcy bardziej i mniej totalnej (fatalnej?) opozycji wiązali sznurówki, aby ścigać się wzajemnie w ogłaszaniu „jedynek” i „trójek” do Sejmu czy „singli” do Senatu, rządząca większość przeprowadziła procedurę ogłoszenia wspomnianego referendum z czterema pytaniami. Były już znane wcześniej i skutecznie skupiły histerię partii, które jeszcze nie tak dawno akcentowały swoją „demokratyczność”, a teraz już nie tylko kwestionują, ale – cytując guru opozycji – już referendum unieważniły (nie znając jego wyniku).
Prawo i Sprawiedliwość poszło dzisiaj jeszcze dalej ogłaszając hasło kampanijne. „Bezpieczna przyszłość Polaków” to fraza, której nie da się zakwestionować chcąc zachować miano polskiego polityka i ubiegając się o zaufanie polskich wyborców. Potykając się o wspomniane już własne sznurówki oponenci idei referendum, namawiają do tego, by karty referendalne niszczyć (co jest w świetle prawa przestępstwem) lub ich nie brać do rąk (co trąci frustracją na myśl o przewidywanym wyniku plebiscytu). Pomijam już rozmaite wyzłośliwianie się wobec rzeczonego hasła i całej prawicy, bo to jest już stały od 2015 roku symptom syndromu porażki toczącego aktywistów krucjaty przeciw wyższości prawa i sprawiedliwości w Polsce, a więc wszelkiej maści anty-PiS-owskich kontestatorów.
Nie jestem politycznym symetrystą. W ogóle nie jestem symetrystą, bo nie przekonują mnie teorie, w myśl których wszyscy mają rację, wszystkie religie są równe, pieniądz nie ma narodowości, media powinny być bezstronne i wszystko, co słyszymy z głośników lub w słuchawkach jest muzyką. Tak też jest z osobami kandydującymi do ław sejmowych lub senackich, które mimo stylizacji czy bez niej, polskimi politykami są lub polskich polityków udają. Dla tych drugich nie powinno być miejsca w Sejmie i w Senacie Rzeczypospolitej Polskiej.
W polityce nie można być neutralnym i to nie tylko w trakcie kampanii wyborczej, o czym niedawno tu pisałem. Nie martwię się więc obserwując kolejne obrazki, na których widać jak opozycja z uporem oślim uderza czołem w twardy mur faktów. Martwię się, gdy rządzący nie dość eksponują wszystko to, co staje się wspólnym dobrem Polaków, do czego w jakimś stopniu przyzwyczajamy się szybko (zapominając przy tym jak to było dawniej). Liczę na to, że opozycja zostanie tam, gdzie jest od 2015 roku i mam nadzieję, iż Zjednoczona Prawica w kolejnej kadencji przeprowadzi dobre zmiany, na które czekamy. Wymiar sprawiedliwości, gospodarka, kultura, służba zdrowia, nauka, edukacja i samorząd terytorialny jawią się jako przestrzenie do wielkiej pracy.