Rozgardiasz pojęciowy i prawny, ustrojowy i administracyjny, ideowy i polityczny, biznesowy i podatkowy, budżetowy i inwestycyjny, kulturowy i estetyczny, edukacyjny i naukowy, medialny i intelektualny, zdrowotny i socjalny – na każdym kroku chaos.
Nie masz tego dość? Nie masz pokusy, aby się od tego wszystkiego radykalnie odwrócić? Może już pomijasz to wszystko wzrokiem, słuchem i myśleniem, a najwyżej czasem siarczyście to i owo skomentujesz? Nic z tego! Gdy zajmiesz się tym, czym – jak sądzisz – możesz dysponować swobodnie, w plecach lub z boku poczujesz rykoszet nieładu, w jaki jesteśmy wtopieni od ponad trzech dekad. Gdzie? W Polsce.
Jedyną szansą na wyostrzenie i zweryfikowanie stosunku ludzi – jak dowodzi historia – bywają przełomy dziejowe. W warunkach demokracji mogą i powinny być nimi wolne wybory. Wyborom czasem towarzyszą lub do nich częstokroć doprowadzają ruchy społeczne mające masową skalę. Wywołują na tyle silne wstrząsy w polityce, że najbardziej utrwalone i opresyjne systemy padają z dnia na dzień, przechodzą osąd i spotykają się z konsekwencjami swoich błędów czy popełnianego zła. Warunkiem rzeczywistych przemian jest prawda – dostęp do niej, jej rozumienie i nade wszystko wola jej poznania.
- Kłamstwo w życiu publicznym zawsze żeruje na niewiedzy, a ta z kolei czerpie z bogatego instrumentarium państwowo-politycznej przemocy intelektualnej: niedostępności źródeł, braku profesjonalizmu i nieprzejrzystych procedur (…), typowej dla komunizmu obsesji utajniania materiałów, szantażu i politycznych ingerencji w swobodę badań (…).
W latach 2022 – 2023 powstał 3-częściowy zbiór publikacji, w których Sławomir Cenckiewicz – na podstawie dostępnych materiałów archiwalnych – opowiedział niedostatecznie znaną historię o czasach uchodzących za dziejowy przełom w Polsce, czyli okres lat 80. i 90. minionego wieku. O czasach, które zmiany pozorowały do tego stopnia, że ludzie i mechanizmy systemu komunistycznego nadal wpływają na praktycznie wszystkie dziedziny funkcjonowania naszego państwa i tym samym nas jako narodu. Trylogia „Transformacja”, „Agentura”, „Historia” to łącznie niemal 1400 stron tekstów i odtajnionych dokumentów, z imionami i nazwiskami postaci znanych powszechnie, czasem skrywanych w drugim rzędzie, ale bez cienia wątpliwości wysługujących się obcym władcom i wrogim ideom, czerpiącym z tego wymierne korzyści na niebagatelną skalę. Nie będę tutaj przytaczać nazwisk, bo znaleźć je można na kolejnych kartach. Ich drzewa genealogiczne korzeniami sięgają okresu inwazji Związku Sowieckiego na Polskę z 1939 r., a gałązki wpływów jak bluszcz oplatają kolejne inkarnacje elit III RP. Więcej uwagi poświęcę problemom, z jakimi do dzisiaj zmagamy się jako państwo i jako naród.
Zatrzymam się teraz nad tomem „Transformacja”. Zasób przytłaczający nie tyle rozmiarami czy ciężarem gatunkowym. To raczej wiedza uwalniająca od balastu pozorów, jakimi byliśmy i jesteśmy wciąż karmieni przez ludzi i ośrodki wpływu, którym zależy na hibernowaniu w Polsce i w Polakach wirusa poddańczości. Są zdolni do jego systematycznego uwalniania, gdy tylko pojawi się światełko energii w tunelu marazmu. Za zasłonami dymnymi „demokracji”, „obywatelskości”, „postępowości” chowają się bowiem bezwzględni i cyniczni do bólu manipulatorzy, dla których wolna Polska i polski patriotyzm są (obrazowo rzecz ujmując) dziesiątką w tarczy strzelniczej.
Przykładem nadziei na metamorfozę życia narodowego był w 1980 roku ruch Solidarności. Przełom lat 80. i 90. w Polsce uwolnił naród i państwo od zatorów i złogów komunizmu? Polacy wyrwali się z łańcuchów zewnętrznych i wewnętrznych uzależnień? Zdrajcy kraju i sprawcy krzywd zostali ukarani i wykluczeni z życia publicznego? Bohaterowie i ofiary złych czasów, kiedy Polska zdradzona przez Zachód i schwytana w kleszcze Wschodu, doświadczyli uhonorowania i rehabilitacji od wolnej Polski i od wolnych Polaków? Gdyby tak się stało, to nasze współczesne – toczące się w XXI wieku – życie publiczne we wszystkich jego obszarach miałoby lepszy kształt? Czy konszachty ze spadkobiercami nominalnie upadłego reżimu cywilizują ich, czy też pozwalają im wciąż sterować funkcjonowaniem państwa i społeczeństwa?
- Konsekwencją rozmów była partycypacja osób „fraternizujących się” w późniejszych przywilejach władzy i nieporównywalnie silniejsza pozycja majątkowa i polityczna aniżeli tych, którzy w procesie magdalenkowego „zblatowania” udziału nie wzięli. I okrągłostołowy spisek na tym przede wszystkim polegał. Późniejsza abolicja dla zbrodniarzy komunistycznych, przyzwolenie na niszczenie archiwów tajnych służb i partii, „gruba linia” („gruba kreska”) są jedynie tego potwierdzeniem i konsekwencją.
- Podjęty po ogłoszeniu w Związku Sowieckim „głasnosti” wspólny wysiłek władz PRL i „zreformowanej” „Solidarności”, akceptowany, a nawet wspomagany przez zainteresowany w utrzymaniu w Polsce spokoju Zachód, doprowadził do zaprezentowania Polakom operacji Okrągłego Stołu jako historycznego „obalenia komunizmu”.
- To jest może najważniejszy aspekt zdrady elit okrągłostołowych wobec narodu, tak mocno różnicujący wydarzenia z wiosny 1989 r. i jesieni 1918 r. To, co było oczywiste dla Piłsudskiego i Dmowskiego w 1918 r. – pięcioprzymiotnikowe wybory do sejmu ustawodawczego, pomimo realnych i daleko poważniejszych zagrożeń niż w 1989 r. – stało się śmiertelnym zagrożeniem dla okrągłostołowych elit (…). Tej możliwości – prawa – odmówiono Polakom w 1989 r., tłumacząc wszystko wywiązaniem się z zaciągniętego zobowiązania wobec komunistów. Program niepodległości został w ten sposób odłożony ad acta. Polska trwała wiernie przy konstytucji podarowanej przez Stalina w 1952 r., a wolne wybory parlamentarne odbyły się dopiero w 1991 r. Wówczas jednak niewiele były one w stanie zmienić. Obóz okrągłostołowy dwa lata po „transakcji epoki” okrzepł i miał zdecydowaną przewagę finansową oraz logistyczną nad niepodległościową opozycją. Musieliśmy więc przegrać z frontem agentury w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 r.
Ktoś może pomyśleć, że szperanie w archiwach i wyciąganie okoliczności sprzed dziesiątek lat jest bezcelowe. „Co by było, gdyby…” i „mądry po szkodzie” to jednak powiedzenia niepozbawione racji. To pierwsze pomaga w zrozumieniu przyczyn krępujących czy spowalniających dzisiaj – w 2025 roku – nasz rozwój społeczny i gospodarczy. Pozycjonowanie polskiej przedsiębiorczości, nauki czy kultury (także wizerunek Polski i Polaków) nie odbywa się w oderwaniu od naszej przeszłości oraz od tego, kto te potencjały hamował lub je nadal reguluje. Dzieje się tak w relacjach geopolitycznych i bilateralnych Polski z zagranicą, na poziomie krajowym (rządowym) i lokalnym (samorządowym). Wpływa na status państwa, na wszystkie domeny bezpieczeństwa członków wspólnoty narodowej, na jakość życia w skali makro i mikro oraz ich horyzonty dla następnych pokoleń. To, co się publicystycznie wizualizuje frazą o „łączeniu kropek” polega na uświadomieniu sobie ciągu okoliczności jako związku przyczynowo-skutkowego.
Działając we własnym dobrze pojętym interesie, człowiek i całe społeczeństwa nie pozostawiają bez reakcji tego, co im zagraża, a jeśli już zdarzyło się coś niebezpiecznego, podejmują nie tylko wysiłek naprawienia strat, ale także plany i działania uniemożliwiające powtórzenie się negatywnych czynników lub minimalizowania ich ewentualnego wpływu w przyszłości. Tak zachowuje się zdrowa rodzina, taką postawę przyjmują liderzy duchowi i polityczni, w ten sposób postępują przedsiębiorcy, naukowcy, lekarze i twórcy kultury. Każda inna logika jest po prostu aberracją, nieodpowiedzialnością, defraudacją, destrukcją i… zdradą, które mszczą się, uderzając, niczym wspomniany na wstępie rykoszet, w każdego człowieka niezależnie od jego osobistego czy społecznego usytuowania.
- Istotą systemu siłą narzuconego Polsce po 1945 r. przez Sowietów było wprzęgnięcie i podporządkowanie polskiego terytorium, naszego potencjału państwowego, gospodarczego i ludnościowego oraz infrastruktury planom wojennym Moskwy skierowanym przeciwko Zachodowi. W tym sensie powstały w 1955 r. Układ Warszawski był w istocie nie tyle dodatkowym elementem zniewolenia Polaków, ile fundamentem podporządkowania Polski przez Sowietów. Jednak formalna likwidacja tej sowieckiej geostrategicznej „czapy” w 1991 r. niewiele zmieniła. Wolna Polska balansowała przez lata pomiędzy koncepcjami neutralności, „NATO-bis” i „drugiej kategorii” członkostwa w NATO. Wszystkie z tych wariantów akceptowała Moskwa, dla której bezbronna Polska, zagenturyzowane i sprzedajne elity, armia zdominowana przez komunistycznych generałów i „stała obecność” sojuszniczych wojsk były gwarantem postsowieckiego „status quo”.
- Analizując plany wojenne Moskwy i rolę, jaką odgrywały w nich Siły Zbrojne PRL, łatwo zdać sobie sprawę, jak długą drogę pokonali Polacy, by wyrwać się z sowieckiego scenariusza zagłady. W poważniejszym wymiarze opcja pronatowska zaistniała w Polsce krótko po upadku komunizmu i Związku Sowieckiego wraz z chwilą powierzenia misji tworzenia rządu Janowi Olszewskiemu w 1991 r. Jednak gabinet ten od razu napotkał opór, gdyż od samego początku istnienia cel rządu Olszewskiego był jasno zdefiniowany: ucieczka z postsowieckiej sfery wpływów i członkostwo w NATO. (…) Rząd zdawał sobie sprawę, że w obliczu aspiracji atlantyckich Rzeczpospolitej polska armia musi odzyskać wiarygodność w oczach Zachodu.
Status Polski w domenie bezpieczeństwa militarnego stanowił i nadal jest przedmiotem najwyższej wagi. O ile można już mówić o wysokim poziomie zgody frakcji politycznych co do znaczenia NATO i powiązania Polski z tym systemem obronnym, co do szczerości i głębi tych deklaracji już pewności nie ma. Nie można też zapominać o dominacji USA w NATO i w tym kontekście o mocno wpisanym w struktury tego państwa priorytecie jego interesów. Przesunięcie szali z Demokratów na Republikanów, czego jesteśmy obecnie świadkami, tylko tę zasadę radykalnie wzmacnia. To zaś oznacza, że inni, w tym Polska, muszą doszlusować do tempa narzucanego przez Biały Dom, jeśli nie chcą wpaść (znowu) w szpony Kremla.
Rola Unii Europejskiej, ze względu na słabnącą wydolność demograficzną i gospodarczą w połączeniu z paraliżującymi paradygmatami ekologizmu i progresizmu, staje się obecnie drugoplanowa. Owszem, wspólnota wolnych narodów Europy (a nie superpaństwo) ma przyszłość i być może jej ośrodkiem będzie Rzym, a Warszawa stanie się osią Trójmorza. Europa może wstać z tumanów ideologicznego i ekonomicznego pyłu duszącego jej mieszkańców, ale to jednak zupełnie inny wątek. Wróćmy do miejsca Polski w świecie i do Polski, jako domu jej obywateli.
- Strategia polskiej polityki historycznej winna wyraźnie rozróżniać dwa kierunki działania i związane z tym odmienne (…) cele. Pierwszy: zewnętrzny/zagraniczny – związany z szeroko pojętym dynamicznym propagowaniem Polski w świecie (…). Upowszechnianiem wiedzy na temat wkładu Polaków w dzieje europejskiego i światowego humanizmu, prawa, nauki, kultury, walki z totalitaryzmami etc. Dopiero w drugim wymiarze tej „zewnętrznej” polityki jest miejsce na reaktywność – walkę z kłamliwymi oskarżeniami Polski i Polaków (ale tylko jako całej wspólnoty!) o współodpowiedzialność za zagładę Żydów. Cel drugi: wewnętrzny/krajowy – (…) w aspekcie edukacyjnym musi zyskać wymiar powszechny, nakierowany głównie na pokolenia uczących się dzieci i młodzieży, co w perspektywie zaowocuje wyższym poziomem świadomości historycznej i poczuciem własnej wartości jako Polaka.
- Skuteczny PR historyczny to również próba umiejętnego przekierowania uwagi. W tym kontekście wciąż niezagospodarowaną kartą jest Ryszard Kukliński, który w Ameryce w dalszym ciągu jest pamiętany, ale jakby przez Polskę i jej placówki dyplomatyczne zupełnie pomijany. Kukliński mógłby się stać skutecznym przyczynkiem do opowieści nie tyle o zniewoleniu Polski po 1944 r. przez Sowietów, ile roli, jaką Polacy odegrali w pokonaniu Imperium Zła (…). Polska zasługuje na więcej, na realną zmianę (…).
Narzędziem pracy polityków są słowa, a o politykach mówimy, że są „skuteczni”, „sprawczy”, a nawet, że „wywiązują się z deklaracji”, gdy słowa przekuwają w czyny, w fakty, w procesy doskonalące jakość życia publicznego przy jak najmniejszym wkraczaniu w wolności osobiste człowieka. Klasycznie mówi się, że polityka polega na „odpowiedzialnej trosce o dobro wspólne”. Gdy zawężamy lub precyzujemy tę definicję jest już trudniej, bo dla jednych polityka to „rządzenie” lub „przywództwo”, dla innych „dążenie do konsensusu”, zdaniem jeszcze innych „wola ludu” (z odmianą w postaci „woli większości”). Nie ma zatem już na teoretycznym poziomie jednoznaczności wokół tego, kto i jak ma się troszczyć o zbiorowy dobrobyt, ale nawet co do tego, czy ów stan dobrobytu ma być powszechny i równy oraz czy można go zapewniać jednym kosztem innych.
Nie jestem politykiem, nie jestem też politologiem, ale – jak każdą i każdego z nas – dotykają mnie (czasem osaczają) konsekwencje aktywności lub bezczynności polityków. Nie ma znaczenia ich partyjny szyld ani nawet wyborcza legitymacja. Mogę mieć dla jednych sympatię, wobec innych antypatię, jedni wzbudzają zaufanie, inni są porażająco niewiarygodni. Nieudolność, koniunkturalizm, ignorancja, interesowność nie znają barier partyjnych. Niezależnie od tego, czy bierzemy udział w wyborach, czy omijamy lokale wyborcze (to drugie jest moim zdaniem kontrowersyjne, ale dopuszczalne w warunkach demokracji), politycy pozostają na szczytach władzy małej czy dużej. Rozstrzygają pracą lub biernością o biegu spraw wspólnych i losach pojedynczych osób nie tylko w czasie, gdy sprawują władzę. Ich ścieżki do rządzenia zaczynają się wcześniej, a blaski lub cienie rozciągają się na wiele lat dłużej.
Postkomunizm i postsowieckość wciąż są gruntem postpolskości, bo trwa trend na postpolitykę, która jest fatalnym skutkiem wypierania wiedzy i odrzucania siły argumentów w debacie publicznej. Może jest też konsekwencją braku rozmów w mniejszych kręgach o tym, co nam służy i co nas burzy.
Polska stanie się opoką, budując wspólny dom na prawdzie. Polacy będą jak skała, tworząc wspólnie dobro.
- TERAZ: Sławomir Cenckiewicz, „Transformacja”, Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leśny, 2022
- POPRZEDNIO: Andrzej Zybertowicz & Katarzyna Zybertowicz, „AI Eksploracja”, Zona-Zero, Warszawa, 2024
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.