SKRÓT:
- Narasta krytycyzm wobec rządzącego gabinetu!
- Ponadpartyjne punkty zapalne konfliktów społecznych.
- „Tkwienie w imposybilizmie” i „tłuczenie termometru”.
- Utrwala się krajobraz medialnych „baniek”.
- Obłędne i dalekosiężne skutki spłycania edukacji.
- Grożą nam szariat i carat!
- Jeszcze tli się światełko w geopolitycznym tunelu…
- Rządzący sprawują władzę poprzez permanentny kryzys.
- Miażdżą nas tygiel, imadło i magiel.
- Wszyscy możemy stracić wszystko – zobacz jak szybko. *
W kwietniu – po marcowym pogorszeniu ocen – notowania rządu w stosunku do poprzedniego miesiąca zmieniły się nieznacznie. Niewielkie zmiany częściej były jednak na minus niż na plus.
Ogólnie, poza jednym wymiarem, negatywne i pozytywne noty są ciągle bliskie stanu równowagi, choć można zaryzykować stwierdzenie, że w ostatnim czasie lekko narasta krytycyzm wobec rządzącego gabinetu – tak brzmi informacja zamieszczona na początku maja br. w serwisie Centrum Badania Opinii Społecznej. Ta sama instytucja pod koniec kwietnia br. poinformowała, że w stosunku do marca nastroje społeczne są dosyć stabilne. W największym stopniu poprawiły się oceny aktualnych warunków materialnych gospodarstw domowych. Jednocześnie wzrósł też udział osób obawiających się ich pogorszenia w perspektywie roku.
Nie zmienia to jednak faktu, że według CBOS, obóz rządowy cieszy się nadal na tyle wysokim poparciem społecznym, że nie musi się obawiać podejmowania decyzji nawet wbrew nastrojom dużej części czy większości społeczeństwa. Wsunięcie projektów CPK (w tym komponentu kolejowego) i elektrowni jądrowej do „zamrażarki”, czyli de facto ich kasowanie metodą salami, to najbardziej spektakularne dowody na to, że władza ma inny, niż modernizacyjny, plan dla Polski. Schładzanie szeregu innych projektów rozwojowych – takich jak: żeglowność Odry, fabryka samochodów elektrycznych Izera czy elektrownia szczytowo-pompowa koło Bystrzycy Kłodzkiej – to bardziej lokalnie postrzegane krytycznie ważne lokalizacje na mapie demontażu inwestycji w Polsce. Niejasna sytuacja wokół projektu Intela koło Wrocławia, równie mgliste wypowiedzi dotyczące tworzenia sieci małych reaktorów modułowych (tzw. SMR-ów), w tym projektowanych na Dolnym Śląsku, dłużąca się procedura związana z wyborem wykonawców odcinków dróg ekspresowych na południu Dolnego Śląska, w tym S8 i praktycznie zawieszenie unowocześnienia A4 w obrębie naszego województwa – to kolejne miejsca, które bez zdecydowanych rozstrzygnięć polityków rządzącej większości – będą nieuchronnie ponadpartyjnymi punktami zapalnymi konfliktów społecznych.
Dlaczego? Dlatego, że mimo sporego udziału w elektoracie zwolenników przysłowiowej już „ciepłej wody w kranie”, przybywa ludzi i środowisk, które chcą rozwoju. Rozwoju osobistego i zbiorowego. Tkwienie w imposybilizmie – cytując znamienitego klasyka polskiej polityki – prowadzi do ślepego zaułka. Zatrzymując rozwój, rządzący (zarówno na górze, jak i na dole) cofają nas wszystkich społecznie, gospodarczo i kulturowo. Redukowanie ambicji społecznych do kładki pieszej (w Warszawie) czy nowoczesnej publicznej toalety (w Ząbkowicach Śląskich) przy jednoczesnym przepłacaniu za te pomysły pieniędzmi podatnika, musi doprowadzić do wrzenia. Na nic nie przyda się „tłuczenie termometru, aby nie widzieć temperatury”, że znów posłużę się cytatem innego tym razem „klasyka” polskiej postpolityki. Nie pomogą żadne zasłony dymne w postaci wydumanych kwestii społecznej inkluzywności czy też bujanie nastrojami poprzez rzekome afery (jakimi zajmują się kosztujące bajońskie pieniądze rzekomo śledcze komisje sejmowe) lub serwowanie wszelkiego rodzaju igrzysk (jak nagonka na Kościół uosabiana aresztem wydobywczym wobec ks. Michała Olszewskiego lub dewastowanie koncernu multienergetycznego i czempiona gospodarki narodowej, aby móc dorwać się do Daniela Obajtka).
Skończyły się jednocześnie czasy, w których homogenizowany przekaz medialny rozprowadzany mainstreamowymi kanałami mógł zawładnąć umysłami wszystkich aktywnych obywateli. Na naszych oczach utrwala się krajobraz medialnych „baniek”, ale to poza nimi także toczy się życie coraz liczniejszego kręgu Polek i Polaków. Trzeba mieć coś do powiedzenia i umieć to powiedzieć, aby być rzeczywistym uczestnikiem życia publicznego. Nie ma już publicznych mediów w Polsce, bo są przecież w stanie likwidacji i to dosłownie od pierwszych godzin działania Koalicji 13 Grudnia. O całej masie innych dewastacji w sektorze nauki i kultury można byłoby tu pisać bez końca i tylko przypomnę choćby o planach likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej oraz o likwidacji Instytutu Strat Wojennych im. Jana Karskiego, którego dziełem było opracowanie i opublikowanie Raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939 – 1945.
Rozkopanie systemu edukacji narodowej już jest przesądzone i tylko belfrowie (w znakomitej większości sympatycy obecnej władzy) żyją jeszcze w iluzji, że rykoszet w postaci likwidacji etatów nie dotknie ich w konsekwencji zmian w podstawach programowych. Obłędne i dalekosiężne skutki spłycania edukacji do poziomu umiejętności „pokolorowania drwala”, lewackiej indoktrynacji prowadzącej dzieci i młodzież na cywilizacyjne manowce i wyzbywania się potencjału intelektualnego, bez którego nie mają przyszłości kultura i gospodarka – to następne obszary demontażu tego, co zwykło określać się językiem korporacji „kapitałem społecznym” i „rynku pracy”.
Dopiero na takim tle można dostrzec jak groźne i to w wymiarze egzystencji narodu, rodzin i każdego z nas, są jeszcze dwa inne procesy rozpędzane przez rządzących i popierane przez wszystkich jej popleczników na wszystkich szczeblach i w każdym sektorze życia publicznego. Rzeczpospolita Polska ma się stać częścią federacji, jaką staje się obecnie Unia Europejska. Polki i Polacy mają być podporządkowani regułom tzw. Zielonego Ładu. Pierwsze ma nam odebrać państwo, drugie ma nas pozbawić wolności. Jedno i drugie, a więc przekształcenie Unii Europejskiej w scentralizowany system polityczny oraz przekręcenie gospodarki w niewydolny mechanizm ekonomiczny, prowadzą wprost do… rewolucji społecznej w skali całego kontynentu (powszechny bunt i anarchia) albo do katastrofalnej i pełnoskalowej atrofii demokratycznych społeczeństw (zniewolenie i despotia). Uwaga! Jedno i drugie sprzyja imperialnym zapędom zza wschodniej flanki NATO i UE – tym dalekim (szariat) i tym bliskim (carat).
Ubiegłoroczne wybory parlamentarne skutecznie przekształcono w plebiscyt, pod osłoną którego doszło do abordażu konstytucyjnych struktur państwa, któremu dotąd nie uległy tylko Narodowy Bank Polski oraz Instytut Pamięci Narodowej. Ekipa abordażowa potrafiła nawet wtargnąć do pałacu prezydenckiego i systematycznie niweluje rolę Głowy Państwa. Podany kilkanaście godzin temu komunikat, że Komisja Europejska wycofuje stawiany od sześciu lat Polsce zarzut łamania praworządności, choć w polskim systemie prawnym nie zmieniło się nic z tego, co stanowiło podstawę oskarżeń, jest dobitnym potwierdzeniem, że nie o ochronę praw obywatelskich chodziło w antypolskiej kampanii podpieranej przez progresywny segment wybranych w Polsce posłów i urzędników unijnych. W rzeczywistości doszło do obalenia władzy, której celem nadrzędnym była Polska i zmiany na władzę, której celem podrzędnym jest Polska. Biologiczny (instynktowny) poziom nienawiści do poprzedników, ich zwolenników oraz wszystkiego co powiedzieli i zrobili stanowi paliwo do destrukcji na nieznaną dotąd skalę i głębię. Wybory samorządowe z 7 i 21 kwietnia 2024 roku niestety w dużym stopniu potwierdziły trend ku zbiorowej lobotomii pod wpływem „uroku osobistego” niektórych kandydatów na włodarzy czy radnych, ale o tym szerzej napiszę wkrótce. Czekamy jeszcze na wyniki wyborów europejskich zapowiedzianych na 9 czerwca 2024, bo są jeszcze tlącym się światełkiem w geopolitycznym tunelu. Niektórzy, w tym i ja, wypatrują również wyborów prezydenckich w USA (2024) i w Polsce (2025).
Od jesieni 2023 roku nasze państwo jest na kursie ku czołowemu zderzeniu z szansami rozwoju i ambicjami wszystkich grup społecznych. Bezpieczniki demokracji przestały nas chronić przed przepięciami i jesteśmy paraliżowani bezsiłą wobec arogancji aparatu władzy. Rządzący sprawują władzę poprzez permanentny kryzys, w którym siła argumentów i nawet wola koncyliacji nie działają. Co więcej, rządzący (rząd i samorząd) spychają do nisz i tworzą „kordony sanitarne” wokół każdej osoby i każdego ośrodka, z których wychodzi już nie tylko krytyka, ale nawet polemika z władzą, już nie mówiąc o stawianiu nowych pomysłów. Jesteśmy tym stanem zmęczeni coraz bardziej, co z kolei powoduje nakręcanie anihilacyjnej spirali wobec każdego źródła konserwatywnej opinii lub projektów.
Ślepy socjotechniczny zaułek zafundowany Polsce, a więc każdej i każdemu, kto myśli i czuje po polsku ma nas zmusić do uległości, do rezygnacji, do poddania się. Znamy sposób na zapobieżenie miażdżeniu nas tyglu globalnych ideologicznych aberracji, w imadle obcych interesów oraz w maglu wewnętrznych waśni? Spotykajmy się, piszmy do siebie, telefonujmy lub bezpośrednio rozmawiajmy ze sobą, konfrontujmy opinie i pomysły, organizujmy się geograficznie i tematycznie. Odkrywajmy skarby narodowej kultury i dziedzictwo historii. Odnawiajmy duchową tkankę narodu przenikniętą chrześcijaństwem, dzięki której przez ponad 1000-letnie dzieje zawsze odnajdowaliśmy wspólnotę polskości.
*wszyscy możemy stracić wszystko – zachęcam czytających te słowa, a szczególnie tych, którzy angażują się w bezproduktywne starcia w ramach pseudopolitycznych igrzysk, by kupili sobie (może swoim dzieciom lub wnukom) grę pod nazwą „Mistakos – walka o stołki”. Już po jednej rundzie zabawy można zobaczyć na własne oczy, że naprawdę wszyscy mogą stracić wszystko…