Wiesz, kim jesteś, co oznacza, że znasz swoją tożsamość. Orientujesz się dzięki temu w swoim położeniu i masz zdolność do nawiązywania relacji z innymi osobami.
Wspólna ludzka rzeczywistość jest „poukładana”. Jeśli nawet nie perfekcyjnie, to pozwala każdej i każdemu z nas znajdować nie tylko własną przestrzeń. Umożliwia organizowanie przestrzeni wspólnej i chroni przed ingerencją zarówno w osobiście, jak i wspólnotowo kształtowany obszar. Człowieczeństwo jest najdoskonalszym i uświadomionym regulatorem współżycia społecznego. Jest jednocześnie instrumentem niezwykle kruchym i ma właściwości higroskopijne w odniesieniu do otaczającego świata. Środkiem komunikacji międzyludzkiej, ale też indywidualnej harmonii człowieka jest – jak dotąd! – słowo: myślane, mówione, słuchane, pisane, czytane. Posługujemy się słowami, a znając ich znaczenie i wzajemne związki, zdolni jesteśmy formułować definicje, twierdzenia, hipotezy, opinie, przekonania, przeczucia. Także, a może najmocniej, w sferze duchowości. Słowa są tkaniną relacji międzyosobowych.
- Dobrym barometrem zdrowej kondycji każdej demokracji jest odsetek ludzi, którzy są skłonni publicznie powiedzieć, w co naprawdę wierzą. Jako naród wypadamy w tej dziedzinie dość słabo, a jedynym sposobem, aby to naprawić, jest to, by ponownie zacząć mówić otwarcie.
- Nie zrozumcie mnie źle. Prawdziwa różnorodność jest bardzo cenna, jest wartością (…). Ale ta różnorodność myśli powinna mieć znaczenie, a nie ten jej rodzaj, który jest mierzony wyglądem czy akcentem. W pewnym momencie wszyscy zaczęliśmy używać powierzchownych cech jako wyznaczników różnorodności intelektualnej. Ale im bardziej skupialiśmy się na tych wyznacznikach różnorodności intelektualnej, tym mniej dochodziło do nas to, co te wyznaczniki miały reprezentować. Tak jak Jezus w opowiadaniu Dostojewskiego stał się zagrożeniem dla instytucji Kościoła, tak różnorodność intelektualna stała się niebezpieczna dla amerykańskich korporacji, uniwersytetów i innych instytucji. Tak jak Wielki Inkwizytor skazał Jezusa na śmierć, tak dzisiejsi zarządcy korporacji poświęcają różnorodność intelektualną na swoich ołtarzach korporacyjnych w imię nowej różnorodności.
Vivek Ramaswamy – człowiek, który znalazł się nieprzypadkowo w kręgu korporacyjnych potentatów Stanów Zjednoczonych, który w wieku 20 lat zarządzał gigantycznymi funduszami inwestycyjnymi, który założył i zarządzał przedsiębiorstwem z branży biotechnologii mającym wartość liczoną w miliardach dolarów, z wykształcenia prawnik i biolog molekularny, z pochodzenia dziecko imigrantów wychowywane w amerykańskiej prowincji, w wierze hinduistycznej, i kształcony w rzymsko-katolickim liceum. Nie kto inny, ale właśnie Vivek Ramaswamy – znajdujący się w gronie ludzi, którym Donald Trump powierza jedną z misji państwowych w nowym rządzie USA, gdzie z Elonem Muskiem pokieruje nowym „Departamentem Wydajności Rządu”. W prawyborach republikańskich był rywalem obecnego elekta, a za kilka tygodni 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Książkę pod znamiennym tytułem „WOKE S.A. Kulisy amerykańskiego przekrętu sprawiedliwości społecznej” Vivek Ramaswamy napisał i wydał w 2021 r. Niemal 300 jej stron nasycił wielkokalibrową amunicją argumentów obalających nowocześnie obowiązujący w ramach politycznej poprawności mit o dominacji „prawa do różnorodności” nad wszystkimi innymi prawami i definicjami. Stanął przez to oko w oko z ideologią „woke” (wokeizmu), w imię której dotąd wykluczeni i teraz przebudzeni członkowie ludzkiej wspólnoty mają mieć i domagają się coraz agresywniej pozycji uprzywilejowanej pod pozorem… równości. Przekonał się osobiście, że owa „równość” nie obejmuje wszystkich i obrazuje to wieloma konkretnymi okolicznościami.
- Swoją ulubioną opowieść o Chrystusie przeczytałem w pierwszej klasie liceum św. Ksawerego, w wierszu zawartym w książce Fiodora Dostojewskiego „Bracia Karamazow” – ostatniej, którą napisał przed śmiercią. (…) Historia zaczyna się od powrotu Jezusa Chrystusa na Ziemię w czasach hiszpańskiej inkwizycji. Pojawia się w Sevilli i zaczyna dokonywać biblijnych cudów – uzdrawia kaleki i chorych. Kiedy jednak rozpoznaje go stary kardynał, zamiast świętować powrót Chrystusa, każe go aresztować. Przywódcy inkwizycji skazują Chrystusa na spalenie następnego dnia. Wielki Inkwizytor pojawia się w celi więziennej Chrystusa i udziela obszernego wyjaśnienia, w jaki sposób powrót Chrystusa stoi na przeszkodzie misji Kościoła. Wielki Inkwizytor rozpoczyna od przypomnienia Jezusowi trzech pokus, jakie diabeł zaproponował mu na pustyni, stając po stronie diabła i argumentując, że Chrystus nie miał racji, odrzucając każdą z nich w imię zachowania wolności. Wolność, twierdzi Wielki Inkwizytor, jest przeszkodą na drodze do zbawienia, a nie drogą do niego. Mówi, że zamiast wychwalać zalety wolnej woli, Jezus powinien był zdobyć serca ludzi, zamieniając kamień w chleb i karmiąc ich, powinien był zyskać ich uwielbienie, zrzucając się z góry, aby zostać podniesionym przez aniołów i zapewnić im zbawienie, rządząc wszystkimi królestwami na Ziemi.
- Kościół Różnorodności wygłasza codziennie nowe kazania. Lista ciągnie się w nieskończoność (…) Wokeness naprawdę stała się religią w każdym złym znaczeniu tego słowa – praktycznym, moralnym, a nawet prawnym. Kościół Różnorodności jest tak realny jak chrześcijaństwo, islam czy hinduizm, a liczba członków rośnie z każdym dniem. Obecnie urósł on na tyle w siłę, że postanowił karać wszystkich niewierzących (…). Demokracja może się rozwijać dzięki sprzeciwowi, ale teokracja nie może czegoś takiego tolerować.
- Nie można sobie wybrać pięciu ulubionych przykazań i ich przestrzegać. Ponieważ jest to nowoczesna religia, Kościół Różnorodności po prostu wypisuje swoje przykazania na akronimach, a nie na kamiennych tablicach. Wiąże ze sobą swoje dogmatyczne przekonania, przywołując słowa takie jak „intersekcjonalność” zamiast „wiara”.
Już wiemy, dzięki powyższym wyimkom, że wokeizm nie jest tylko jednym z mnóstwa prądów społecznych elektryzujących społeczeństwa – przede wszystkim konsumpcyjne – swoimi hasłami i akcjami. Tak uważa (według mnie słusznie) autor książki, nad którą prowadzę to rozważanie w cyklu #BliżejSłowa. Mam przeczucie, że warto będzie do tej pozycji wracać. Przypomnijmy, że słowo „woke” oznacza „obudzony”, wokeizm jest przejawem „obudzenia się” ze stanu wszelkich społecznych niesprawiedliwości. Tych faktycznych – jak rasizm i tych sublimowanych – jak na przykład uprawnienia wynikające z płci, a ostatnio jej deidentyfikacji.
Obserwując wokeistów, daje się zauważyć neoficki (rewolucyjny?) zapał w wygłaszaniu coraz to nowych teorii o wykluczeniach społecznych lub wyolbrzymianiu minionych już rzeczywistych „grzechów” systemowych, które odmawiały lub ograniczały pozycję wybranych grup ludzi. Chodzi tu o rozróżnienia wynikające z koloru skóry, płci, pochodzenia i statusu społecznego, deficytów fizycznych lub umysłowych, preferencji seksualnych, kulinarnych, estetycznych, etc. Ideolodzy (apologeci?) wokeness idą w swoich zapędach coraz dalej, stawiając progi dostępu do praw publicznych tym, którzy jakoby są sprawcami wspomnianych wyżej wykluczeń. Jednocześnie budują trampoliny awansu pomijające faktyczne kompetencje, a premiujące objętą kultem różnorodność. Nakładane na ciała polityczne, instytucje czy biznes, ale nawet wytwory kultury i sferę sportu tak zwane „parytety” rasowe, płciowe lub jakiekolwiek inne są tego najłagodniejszym z przykładów. Stosuje się między innymi łatwe do zapamiętania hasła i skróty, które są bypassami eliminującymi myślenie na rzecz emocjonalnych odruchów. Widząc pewne znaki, zestawienia kolorów czy liter, błyskawicznie kojarzymy je z określonymi tezami wokeizmu, nawet będąc w opozycji dla tego ruchu. Tym samym powstają swego rodzaju socjologiczne getta, przez mury których przejść można tylko w jedną stronę.
Wokeizm nabrał – tak uważa wielu obserwatorów, do których zaliczam i siebie – wszelkich cech religii. Tak dzieje się nie tylko w bogatych krajach Zachodu, gdzie z nadmiaru różnic (nie tylko ekonomicznych) wytworzyły się gigantyczne polityczne ciśnienia rzekomo mające wyrównywać położenie ludzi i grup społecznych. Pierwszym czynnikiem zderzającym fronty socjologiczne jest bardzo często poziom zamożności lub niedostatku – kiedyś i obecnie. Teraz nie kompetencje i praca mają sytuować człowieka w społeczeństwie, ale rasa, płciowość lub inne wyróżniki. Drugim akceleratorem nieuchronnego konfliktu jest chęć zburzenia tradycyjnych systemów wartości i wynikających z nich regulacji społecznych w imię coraz to zmienianych priorytetów ludzkości, jakim aktualnie jest na przykład klimatyzm, a wcześniej był pacyfizm. W odniesieniu do kwestii klimatycznych uargumentowane doświadczeniem i racjonalnymi przesłankami schematy życia zbiorowego ulec mają rozpadowi i eliminacji, bo działać ma wizja „płonącej planety” i innych temu podobnych frazesów pseudoekologów. Pacyfizm ostatnio nieco przygasł, być może pod wpływem imperialnych akcji Rosji, ale też agresywnych akcji Izraela i Korei Północnej czy mocarstwowych inklinacji Chin.
Jednym z innych celów, na które dokonuje się kulturowych, medialnych i prawnych nalotów dywanowych, jest Kościół Katolicki z całym swoim zasobem duchowym i moralnym, ale też intelektualnym i charytatywnym. Chrześcijaństwo, a nade wszystko katolicyzm, z natury swojej jest „znakiem sprzeciwu” i nie znajduje się w miękkim położeniu wobec żadnej władzy politycznej. Gdy jednak, słowem i czynem, niesie Chrystusa światu, staje się opozycją wobec wyznawców konsumpcji i przyjemności za wszelką cenę. Staje się też wrogiem dla tych, którzy chcą zmodyfikować, a przez to odebrać człowiekowi jego podstawowe prawa do życia, rodziny i wolności, co współcześnie zdaje się być osią sporu z Kościołem, ale też kanwą wewnętrznego niepokoju w Kościele. Wokeizm jawi się w tym kontekście jako kontrreligia, nie tylko zresztą wobec chrześcijaństwa.
- Jak powinniśmy zareagować? Z pocałunkiem przebaczającym, ale nie podporządkowującym się. Różnorodność myśli jest ważna, a dotyczy to także perspektywy woke. Przekonania Kościoła Różnorodności nakazują mu uciszać klasycznych liberałów, ale klasyczni liberałowie – do których w dzisiejszym klimacie zaliczają się polityczni konserwatyści tacy jak ja – nie mogą zapominać, że nasze przekonania nakazują nam ich słuchać. Tak, pole do gry jest nierówne, ale o to właśnie chodzi w wyborze, jakiego dokonujemy, kiedy decydujemy się na prawdziwą różnorodność myśli. Powodem, dla którego trudno jest prowadzić wojnę z terrorystami, częściowo jest to, że decydujemy się grać według innych zasad niż oni. Gdybyśmy jednak prowadzili grę według ich zasad, wojna nie miałaby sensu. To samo dotyczy dzisiejszej intelektualnej wojny między klasycznym liberalizmem a współczesnym wokeizmem. (…) Chrystus zdobył się wobec Wielkiego Inkwizytora na uprzejmość, której ten nie odwzajemnił. Powinniśmy iść za jego przykładem.
To wszystko dotarło już także do Polski i innych krajów Europy Środkowej, gdzie społeczeństwa mają zupełnie odmienne doświadczenie historyczne i zaplecze intelektualne, w ramach których wolność nie polega na burzeniu, a równość nie oznacza przywilejów. Jednak i nam aplikowany jest coraz szerszą falą wokeizm, i co trzeba uznać za obiektywny fakt, coraz więcej wśród nas jest wokeistów. Walka wręcz z terrorem wokeizmu mija się z celem. Skazuje nas na… wokeizm.
Odpowiedź na narastającą wokół nas presję wokeizmu – przekładającą się realnie na życie rodzin, działalność zawodową, wolność polityczną i twórczą, na misję chrześcijan w świecie – znajduję w zwrocie ku tradycji moralnej, zakorzenieniu się w klasycznej myśli i konserwatywnej konsekwencji w polityce. Winniśmy sobie i następnemu pokoleniu odpowiedź, dzięki której znajdzie ono swoją przyszłość w dobrym stanie.
- TERAZ: Vivek Ramaswamy, „WOKE S.A. Kulisy amerykańskiego przekrętu sprawiedliwości społecznej”, Wydawnictwo WEI, Warszawa, 2023
- POPRZEDNIO: Yoram Hazony, Konserwatyzm na nowo odkrywany, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków, 2023
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.