Od kilku tygodni podróżuję więcej niż zwykle. Nie są to wprawdzie wycieczki krajoznawcze, ale każdy wyjazd to pasmo obserwacji. Jestem entuzjastą miast, więc skupiam się na przyglądaniu się temu, jak regulowane są prozaiczne kwestie ważące na codziennej jakości życia (czy obecności) w mieście.
Banalne powiedzonko, że podróże kształcą, nabiera dla mnie szczególnej aktualności. Mogę bowiem widzieć kilka miast, które pamiętam sprzed kilkunastu lat, które w tym czasie w zasadzie nie zmieniły się, które mają podobne problemy, ale też swoją specyfikę. Pewne zjawiska i procesy można zatem porównywać, ale są też obszary, jakich nie da się wprost zestawić. Równolegle z tym, co organizuje funkcjonowanie miast na poziomie infrastruktury, toczy się życie lokalnej społeczności. Ta sfera jest zdecydowanie bardziej dynamiczna. Nawet potoczne obserwacje „z ławki” dają wiele do myślenia. Nie ma takich samych miast, to oczywiste.
Mniej oczywistą jest, ale – moim zdaniem – głęboko wpływającą na bieg spraw – konstrukcja przestrzeni wspólnej. Ten temat wydaje się być najbardziej inspirujący. Dzięki rekonesansom, jakich mam ostatnio sporo, i swego rodzaju dystansowi do odwiedzanych miejsc (nie jestem ich mieszkańcem na co dzień), dostrzegam – jak sądzę – rozmaite detale lub globalne cechy, z jakimi członkowie społeczności danego miasta są „oswojeni”. Zapewne nie widzę wszystkiego, bo nie „zanurzam się” w zakamarki (chyba, że przez zbieg okoliczności) i nie znam wszystkich uwarunkowań, które sprawiają, że określona część miasta funkcjonuje w ten, a nie inny sposób.
Jak to zwykle ze mną bywa, „wciąga” mnie ta czy inna kwestia, z jaką stykam się albo ktoś zwraca mi na nią uwagę. Odkąd w Polsce żywe stało się pojęcie samorządu terytorialnego i to ogniwo polskiej państwowości stało się czymś w rodzaju mojej osobistej pasji, to każdorazowo, gdy jestem w jakimś mieście, to widzę je przez pryzmat samorządowca. Jak coś dobrego dostrzegam, to przenosiłbym to do rodzinnego miasta, a gdy widzę mankamenty „wczuwam się” w tego, kto mógłby je niwelować.
Niejako w tle zawsze mam rodzinne Ząbkowice Śląskie. Przykładam „obok siebie” obraz widziany w tym czy innym mieście do obrazków ząbkowickich. I tak powstaje rodzaj wewnętrznego albumu podzielonego na dwa zbiory. W pierwszym mieści się to, co można byłoby przenieść stąd, gdzie mieszkam, tam, gdzie się znajduję. Drugi to zawartość, której wektor jest odwrotny. Tym sposobem powstaje także swoisty bilans pozycjonujący Ząbkowice Śląskie w odniesieniu do innych miast (porównywalnych).
Tematyka „miejska” będzie więc obecna na moim blogu niezmiennie. To przecież blog mieszczucha szukającego wizji #miasto2_0 .
Mam znacznie mniej czasu na osobisty pamiętnik. Zajmując się Ząbkowice4YOU, MiedzioweFakty i VVENA, nie wspominając o wielu innych zadaniach, odkładam własny blog. Tych, którzy go śledzą zapewniam o woli powrotu do prowadzonych tu adnotacji. Jeśli ktoś będzie go czytać w przyszłości, to niech wie, że chcę w tym miejscu utrwalać to, co mnie porusza, czym wypełnione są moje dni lub tym, co zasługuje na skomentowanie. Nadal jestem obecny na Facebooku, Twitterze, Instagramie, gdzie od czasu do czasu zaznaczam swoje przeżycia i spostrzeżenia. Chcę się dzielić sobą…