Skrót:
- Komunizm, jakkolwiek się będzie maskować, jest śmiertelnie wrogim systemem
- Nie wszystko, co widzę, jest tym, na co wygląda
- Postanowiono odwrócić bieg historii
- Zanurzanie Polski i Polaków w odmiennym stanie świadomości
- Totemy zdobyczy nowej władzy
- Polska jest celem – znów widzimy to coraz ostrzej
Tocząca się kołem historia i powtarzalność jej procesów czy też jej funkcja nauczania życia – dla wielu jest niestety tylko marginesem codzienności. Dynamika codzienności nie tylko nie pozwala racjonalnie planować przyszłość. Odbiera również motywację do zaglądania w przeszłość. Wbrew temu…
- Przeszłość, w której zaczęło się dzisiaj….
Rok 1973 zapamiętałem najbardziej przez pryzmat wyjazdu do Zaleszczyk. Rodzinne miasto mojego Taty wywołało w Nim mnóstwo emocji związanych z przeszłością Polski i jej straconymi po 1939 roku bezpowrotnie szansami na rozwój. „Nigdy nie ufaj komunistom i Sowietom” – powtarzał Tato. Połowa lat 70. to czas systematycznego wsłuchiwania się w audycje „Radia Wolna Europa” i „Głosu Ameryki”, czasem kontaktu z tzw. „bezdebitowymi” czasopismami i książkami. „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna oraz „Za kulisami bezpieki i partii” Józefa Światło otwierały mi szeroko oczy i zaszczepiły we mnie przekonanie, że komunizm, jakkolwiek się będzie maskować, jest śmiertelnie wrogim systemem. W 1977 roku stanąłem po raz pierwszy oko w oko z obowiązującym wówczas zakazem publicznego mówienia o tym, że Zbrodnię Katyńską popełnili Sowieci. Nauczyciel historii oniemiał, klasa była zaskoczona i tylko jeden z kolegów usiłował mnie przekonywać później, że było inaczej. W 1979 roku było niespokojnie, gdy usiłowaliśmy w szerszym gronie obejrzeć telewizyjną transmisję z pierwszego przyjazdu Jana Pawła II do Polski. Tłumaczenie się z chęci wspólnego udziału w historycznym wydarzeniu skończyło się w pewnym niezbyt przyjaznym gronie. Sankcje za oficjalny udział w Mszy św. w mundurach harcerskich podczas wakacyjnego obozu poszły dalej, choć tylko drugiej stronie mogło się wydawać, że coś mi odebrała, rekwirując legitymację instruktora.
Gdy w 1980 roku znalazłem się pod bramą bazy PKS-u, aby podać strajkującym pakunki z prowiantem, czułem, że dzieje się coś przełomowego. Widząc w następnym roku SKOT-a pod oknami, zdałem sobie sprawę, że siła, z jaką się zmierzamy, potrafi być bezwzględna. Mocując się werbalnie z urzędniczką mającą prawo wydać lub nie wydać mi przepustki na podróż do rodziny, poczułem fetor zgnilizny ustroju niezdolnego do respektowania praw człowieka. Chowając się przed ZOMO-wcami, czułem ten rodzaj lęku, który wyzwala zachowania instynktowne. Spotykając w latach 80. ludzi nauki i kultury w bezpiecznych wnętrzach kościelnych lub innych bardziej zakonspirowanych, poznawałem różne punkty widzenia na przyszłość naszego społeczeństwa. To, co pisał George Orwell w „Roku 1984” lub „Folwarku zwierzęcym” czy Czesław Miłosz w „Umyśle zniewolonym” uzmysławiało mi, że nie wszystko, co widzę, jest tym, na co wygląda. Rok 1989 stworzył nowe okoliczności, ale i one nie były do końca czytelne, gdy cenzor wycinał fragmenty legalnych publikacji, a inne nadal trzeba było replikować na powielaczu w piwnicy. Naiwnością okazała się wiara, że wybrany w 1990 roku prezydent jest emanacją wolnego narodu.
Zbyt krótkotrwałym okazał się etap wyrywania „murom zębów krat”, gdy podczas tzw. „nocnej zmiany” przeprowadzono faktyczny pierwszy w III RP pucz, odwołując niepodległościowy rząd. Przerwana tragicznie w 2010 roku prezydentura i związany z nią rząd były jeszcze jednym jasnym epizodem w tej cząstce dziejów, jakie sprawiały, że doświadczałem tożsamości z moim państwem. Kolejny etap, który nie znalazł kontynuacji po 2023 roku, zdawał się zapowiadać czas prosperity polskiej państwowości. Nie sposób racjonalnie objaśnić powodów, dla których postanowiono odwrócić bieg historii, by niejako wejść znów w kanał przeszłości, o jakiej mieliśmy już tylko czytać w podręcznikach lub wspominać jej karty podczas szlachetnych rocznic lub poprzez rzucanie światła na mroczne jej zaułki.
- Dzisiaj, w którym zaczyna się jutro…
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. To prawda, ale – jak się okazuje – można do niej wpaść lub być do niej wrzuconym. Gdy czytam, że ostatnie dni i godziny, dzielące mnie od poprzednich wpisów o „Triadzie dla Polski” lub tym, że mam „Dosyć tej niewoli” czy o „Braku sygnału”, pogłębiły zanurzanie Polski i Polaków w odmiennym stanie świadomości oraz przesuwanie naszego społeczeństwa w rzeczywistość odwróconą względem dotychczasowej nawigacji cywilizacyjnej, doznaję mocnego poruszenia.
Bezwzględność w zawłaszczaniu mediów publicznych, dekompozycja wymiaru sprawiedliwości i destrukcja systemu edukacji, dywagacje wokół lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, wywracanie mechanizmu budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, zatrzymywanie w próżni decyzyjnej projektu odbudowy Pałacu Saskiego, pozbawianie Instytutu Pamięci Narodowej budżetowego tlenu czy wreszcie dobitny odwrót od dochodzenia prawdy w sprawie Tragedii Smoleńskiej oraz gwałt na prawach człowieka w stosunku do dwóch posłów na Sejm i systematyczne osaczanie prezydenta RP – to kolejne po 13 grudnia 2023 roku totemy zdobyczy nowej władzy.
Zbyt wielu z nas zgodziło się (nie tylko w trakcie wyborów) na to, by Polska stawała się narzędziem do celu. Konstatacji tej nie chciejmy traktować jako wyroku. Niepolityka nie może zastąpić polityki, choć chce zmienić Polskę w „niePolskę” czy „ten-kraj”. Znów widzimy to coraz ostrzej. Polska jest celem!