Gorliwość z jaką ofiara pozwala sobą manipulować i staje się instrumentem w ręku, określa się mianem „syndromu sztokholmskiego”. Trzeba sprawnego psychoterapeuty, by wydobyć skrzywdzonego człowieka z matni zależności od sprawcy krzywdy.
Historia najnowsza Polski, ale też i ta osadzona w dawniejszych etapach dziejów naszego państwa, wielokrotnie już okazała się zapisem podobnego syndromu występującego u ludzi chcących zdobyć władzę lub ją utrzymać w oparciu o zewnętrzne siły. Im bardziej ktoś dążył lub jakieś grono osób zmierzało do osadzenia się na szczycie władzy wspomagając się przy tym obcymi zasobami, a nie własnym potencjałem, tym bardziej był / jest zdolny do każdego gestu, do wszelkich aktów poddaństwa i przyjmuje postawy służalcze, byleby zachować zdobytą pozycję. Nawiasem mówiąc to nie jest jedynie domena przeszłości i nie tylko specyfika polska. Schemat przechwytywania wpływów z jawną lub skrywaną pomocą zewnętrznych mocodawców, nie jest czymś nowym. Nie tylko zresztą w sferze polityki, ale to wątek na inne rozważanie.
Nazwałbym to zjawisko „kompleksem moskiewskim” (czasem „berlińskim”, a współczesną mutacją jest wariant „brukselski”). „Syndrom sztokholmski” oraz „kompleks moskiewski” mają zbliżone symptomy, ale różna jest ich etiologia i odmienne bywają konsekwencje. Cierpiący na stres pourazowy (na przykład ofiary porwań) mogą przepracować rany psychiczne z pomocą profesjonalnych terapeutów i przy ogromnym osobistym wysiłku są w stanie wyjść z psychicznej matni. Czasem służą później wsparciem innym osobom lub przestrzegają przed potencjalnymi ryzykami.
„Kompleks moskiewski” nieodwracalnie uzależnia ludzi egocentrycznie skupionych na władzy i zamożności. Bywa usidleniem wertykalnym przenoszonym na kolejne pokolenia (mówi się czasem w Polsce, że kolejne pokolenie AK walczy z kolejnym pokoleniem UB). Jest także przenoszony horyzontalnie (niczym w sekcie) szczególnie przez impulsy socjotechniki obezwładniające intelektualnie, estetycznie i nade wszystko etycznie.
Najnowszym (trzynastym już) odcinkiem dokumentu TVP „_Reset” Michał Rachoń i Sławomir Cenckiewicz uświadomili widzom, że po ujawnianym dotąd stopniu podległości grupy trzymającej władzę w Polsce przed 2015 rokiem, możliwy jest głębiej sięgający poziom uzależnienia od Rosjan. Obejrzawszy choćby poprzedni epizod serialu poświęcony planowi oddania połowy Polski pod rosyjski jasyr w przypadku potencjalnego (i jak widzimy po 2022 r. realnego) imperialnego rozpędu Federacji Rosyjskiej w kierunku zachodnim, można byłoby sądzić, że już bardziej nie można się podporządkować wschodniemu hegemonowi. A jednak kolejne fakty wskazują, że nawet pod wpływem rozmów przy papierosku lub przez telefon, można działać już nie tylko wbrew swemu państwu i jego interesom, ale na rzecz wrogiego państwa i dla jego korzyści.
Czymże bowiem było „raportowanie” Kremlowi wykonania przez polskie służby (policję, prokuraturę, inne formacje i instytucje) państwowe poleceń rosyjskich służb państwowych. Jak nie dostrzec skandaliczności tego procederu, który miał miejsce w roku 2010 – w dniu jakże symbolicznym, bo 17 września będącym datą rocznicy inwazji Sowietów na Polskę z 1939 r. i zarazem w kilka miesięcy po przejęciu pełni władzy publicznej po śmierci prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego na terytorium Rosji w dnu 10 kwietnia. Ściganie, inwigilowanie i wreszcie zatrzymanie w Polsce Ahmeda Zakajewa – legalnego reprezentanta emigracyjnego rządu Czeczeńskiej Republiki Iczkerii, czyli dwukrotnie zaatakowanego i bezwzględnie niszczonego kraju było zenitem działania ówczesnych władz polskich realizujących „sugestie” (czytaj: „polecenia”) władz rosyjskich. Wcześniej odmówiono wsparcia administracji rządowej dla organizowanego w Polsce światowego zjazdu Czeczenów chcących debatować w Pułtusku o politycznych planach na przyszłość swojego narodu. W filmie pokazano dokumenty sygnowane przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych i inne osobistości ze sfer rządowych oraz wypowiedzi ówczesnego premiera, w których Radosław Sikorski i Donald Tusk nie taili, że bardziej zależy im na relacjach z Rosją, niż na obronie praw człowieka i możliwości ich swobodnego artykułowania w Polsce przez szukających wsparcia w naszym kraju uchodźców czeczeńskich.
Mało tego! Polecenia z Moskwy dotyczyły w tamtym okresie nie tylko obywateli innych państw przebywających w Polsce, co do których Władimir Putin żywił osobistą nienawiść. Gospodarz Kremla w 2012 r. nie krępował się protokołem dyplomatycznym telefonując do Donalda Tuska i domagając się działania wobec polskich kibiców. Przypomnijmy, że wtedy w Polsce rozgrywano piłkarskie Euro 2012. Doszło do ostentacyjnej demonstracji rosyjskich kibiców z użyciem zakazanej w Polsce symboliki komunistycznej. Przemarsz agresywnej hordy Rosjan przez środek stolicy Polski wywołał kontrmanifestację polskich fanów piłki nożnej. Na tle tych incydentów (więcej zobaczyć można w filmie) doszło do osadzenia w więzieniu polskiego kibica za rzekomą „nienawiść do Rosjan”, choć Wojciech Braun znany w środowisku kibicowskim jako „Kelner”, mecz Polska – Rosja oglądał w telewizji i nie przebywał na drodze manifestacji rosyjskiej na ulicach stolicy. Następnego dnia „smutni panowie” zapukali do drzwi jego mieszkania o… 5:50 rano! Postawiono mu zarzut, jakoby „rzucił się na mocodawców Tuska z Moskwy”. W mokotowskim więzieniu (tym samym, gdzie w okresie stalinowskim siedzieli bohaterowie antykomunistycznego podziemia) spędził ponad pięć miesięcy. Dwukrotnie został pobity i przechodził po tych napaściach skomplikowane operacje. Jeden ze strażników więziennych powiedział mu, by „cieszył się, że nie siedzi w Moskwie tylko w Warszawie”. Brzmi nonsensownie, ale fakty są poparte dokumentami!
Polska była resowietyzowana polskimi rękami, gdy rosyjskie łapska chciały nas zdepolonizować. Kolejny odcinek @resettvp nie pozostawia złudzeń. pic.twitter.com/1CwmV2NYJ8
— Krzysztof Kotowicz (@KotowiczKrzysz) September 26, 2023
Władcy Rosji od Katarzyny II po Józefa Stalina i jego następców znajdowali wśród Polaków ludzi zdecydowanych im służyć, by w zamian im służyli ich rodacy. Takich ludzi znajduje też nowożytny car Władimir Putin. Zaskakujące jest to, że Polacy ulegający teutońskim, pruskim czy niemieckim wpływom byli zazwyczaj negatywnie postrzegani za tę kolaborację. Podporządkowywanie się siłom moskwiańskim, bolszewickim czy rusofilia były lub są traktowane niekiedy jako „dziejowa konieczność”, a rusofobia jako skrajność. Jaka siła zamyka umysł i oczy na historyczne czy współczesne fakty?
„Kompleks moskiewski” skłania do wszelkiej postaci serwilizmu nawet wbrew instynktowi samozachowawczemu. Nie odbiera człowiekowi oglądu rzeczywistości, ale pozbawia związku z nią, gdy staje się przeszkodą w zaspokajaniu indywidualnych potrzeb. Więcej – wyzwala inklinacje do wykorzystywania i zdradzania ufających mu osób, nawet całych środowisk czy społeczności. Nie jest to przypadłość dotykająca tylko ludzi na szczytach władzy politycznej. Potrafi spętać także ludzi na dole hierarchii! O ile „syndrom sztokholmski” jest niezawinionym deficytem natury psychologicznej, o tyle „kompleks moskiewski” stanowi świadomy przerost osobowościowy i nie zwalnia z odpowiedzialności za popełniane czyny.
Duma z Polski, przywiązanie do polskości, praca dla dobra wspólnego, są wskaźnikami wiarygodności w publicznym dyskursie. Polska jest i będzie pierwsza wobec zagrożeń z zewnątrz. Tak będzie, jeśli nawą państwową nie zawładną ludzie toczeni „kompleksem moskiewskim”.
https://www.youtube.com/watch?v=uOqgcF0BTwE