Masz niekiedy poczucie, że nie nadążasz nad ewolucjami i rewolucjami w otaczającej rzeczywistości? Odnosisz wrażenie, że niektórzy ludzie nie wpisują się w akceptowane czy tworzone przez ciebie nietradycyjne czy nieznane wcześniej mechanizmy lub schematy działania? Dostrzegasz rozdźwięk (słyszysz zgrzyt, czujesz szorstkość) pomiędzy „było” i „jest”, a do tego przeczuwasz sterowność lub niesterowność tego, co „będzie”?
Spoglądając na karty historii, można zauważyć, że na linii zdarzeń i procesów są punkty przełomowe. Historycy czy badacze dziedzin kultury, nauki i industrializacji mówią o epokach, przedstawiciele nauk ścisłych wskazują na daty i skupiają się na epizodach. Tak zwani zwykli ludzie, osadzeni w realiach danego im miejsca i czasu, raczej koncentrują się na wyzyskiwaniu przysługującego im „okienka dziejów” na miarę swoich aspiracji i możliwości. Najbardziej frapują – gdy uda się komuś zdystansować do bieżących okoliczności i uwarunkowań – stany określane jako przewroty. Ludzie w takich chwilach (słowo „chwila” jest tu wyraźnie parabolą) stają wobec jakiegoś rodzaju przymusu (konieczności?) zdefiniowania swojego statusu na nowo. Mogą i często starają się przechować czy uchronić jakieś pierwiastki dotychczasowych potencjałów i jednocześnie w mniejszym lub większym stopniu adaptują się do zmienionych (niekiedy zaburzonych) uwarunkowań.
- Tak zwana teoria krzywej „J” mówi, że wybuch niezadowolenia następuje nie w momencie, kiedy w dłuższej perspektywie mamy do czynienia z zawodem oczekiwań, tylko w momencie, kiedy po okresie rozwoju następuje nagły regres i oczekiwania społeczeństwa rozmijają się wyraźnie z efektami działań.
- Zgodnie z logiką rozwoju zaproponowaną przez neoliberalną ideologię oczekiwano, że, owszem, nierówności społeczne będą istnieć, ale dzięki edukacji oraz innowacyjności będzie też coraz łatwiej dokonywać skoków z nizin na same szczyty. Innymi słowy, oczekiwano, jeśli nie zmniejszających się nierówności majątkowych, to przynajmniej większej mobilności społecznej. Zamiast tego rozwarstwienia zaczęły się poza jednostkowymi przypadkami utrwalać, innowacyjność zaczęła być blokowana, a neoliberalna ideologia zaczęła się odklejać od rzeczywistości społecznej (…).
- Dobrze te trendy ilustruje przykład dwóch krajów: Polski i USA. Problemy społeczne w USA narastały od dawna. Wiara w edukację i pracę podlegała tam długiej erozji, wreszcie jasne stało się, że uczelnie coraz więcej energii inwestują w ideologiczną formację studentów, a w coraz mniejszym stopniu dają im narzędzia, za pomocą których młodzi ludzie mogą spłacić długi zaciągnięte, by sfinansować edukację. (…) Ogólny kryzys klasy średniej doprowadził w końcu do aktu niezadowolenia przy urnie, które dało zwycięstwo Donaldowi Trumpowi. Katalizatorem w myśl teorii krzywej „J” byłyby zaś nadzieje na większy egalitaryzm i szybsze wyjście ze społecznej stagnacji rozbudzone przez Baracka Obamę.
- Postkomunistyczna Polska na tle USA i UE długo uchodziła za cudowną krainę bardzo szybkiego rozwoju. Jak zauważa (…) Maciej Gdula w swoich badaniach nad wyborcami Prawa i Sprawiedliwości, w pewnym momencie niezadowolona klasa średnia zauważyła, że możliwość merytorycznego awansu jest ograniczona klasowym szklanym sufitem, co skłania do określonych wyborów politycznych. Podobnie jak w USA, nie było powodów, by mówić o nagłej deprywacji, zagrały raczej nadzieje rozbudzone obietnicami składanymi w czasach rządów Donalda Tuska i jego partii. Jak zauważa Gdula, pomimo nadziei na merytoryczny awans polską klasę średnią spotkał gorzki zawód. (…) Gdula mówiąc (…) o swojej osobistej filozofii politycznej, a jest on obecnie aktywnym politykiem ugrupowania nominalnie lewicowego, posuwa się wręcz do krytyki wykształcenia klasy średniej i idealizacji mądrości prostego ludu. (…) Lewicowość Gduli (…) staje się tożsama z ultrakonserwatyzmem znanego krytyka rewolucji francuskiej Josepha de Maistre’a, który głosił, że po rewolucji mieszczańskich populistów nastąpić musi paternalizm elit.
Opisaną wyżej socjologiczną rozsypankę grani dwóch wieków politologicznym filtrem potraktował dr Michał Kuź. Na niespełna 200 stronach książki „Globalizm, lokalizm i nowe średniowiecze” filolog i amerykanista z Uczelni Łazarskiego wykłada przysłowiową „kawę na ławę”. Ogłasza bowiem, że kluczowy spór cywilizacyjny, w którego leju znajdujemy się współcześnie, rozgrywa się pomiędzy globalizmem i lokalizmem. Oba wektory, ktokolwiek je przechwytuje. są względem siebie radykalnie sprzeczne. To wyjaśnia wszechogarniające nas polaryzację i polityzację, w kleszczach których człowiek i wspólnoty muszą doznawać już nie tylko dyskomfortu materialnego, ale podlegają depresyjnie oddziałującym indywidualizmowi i kolektywizmowi.
Jak to tłumaczyć, jeśli nie nawrotem marksistowskiego konfliktu nazywanego wtedy walką klas, a dzisiaj wokeizmem? O tym, iż winniśmy sobie i następnemu pokoleniu odpowiedź, dzięki której znajdzie ono swoją przyszłość w dobrym stanie, a nie zdaną na ideologiczne pobudzenie pisałem już rozważając w cyklu #BliżejSłowa pasjonującą książkę „WOKE S.A. Kulisy amerykańskiego przekrętu sprawiedliwości społecznej”, której autorem jest Vivek Ramaswamy.
- Rasizm i seksizm byłyby w tym ujęciu rezultatem prostej obserwacji, która jest potem wykorzystywana przez pewne grupy, by pielęgnować mniej lub bardziej skrycie poczucie swojej wyższości, a przez inne, by wzmagać swoje kompleksy i poczucie krzywdy. (…) Symboliczne dowartościowania, parytety, burzenie pomników (…), tak samo jak wmawianie spauperyzowanym, sfrustrowanym białym mężczyznom z prowincji, że są lepszą rasą, noszą (z punktu widzenia neomarksizmu) znamiona opium dla ludu.
- Mówiąc inaczej, władza rodzi władzę, wpływy rodzą wpływy, a kolor skóry, czy nawet do pewnego stopnia płeć, jest dla władzy (…) tylko incydentalna. Jest jeszcze jednym narzędziem, które może posłużyć władzy do jej ideologicznej legitymizacji, nie będąc bynajmniej jej faktycznym źródłem.
Tempo zmian niemal w każdej sferze życia człowieka, wspólnot i narodów jest coraz bardziej zawrotne. Tę konstatację można zasłyszeć zarówno w trakcie rodzinnych czy towarzyskich rozmów, jak i w dyskursach prowadzonych publicznie przez osoby reprezentujące rozmaite dziedziny aktywności społecznej. Jesteśmy wplątywani lub sami wikłamy się w gonitwę przemian. Wciąż wydaje się niektórym z nas, że nowe nie jest wrogiem starego, a stare to nostalgia za… muzealnym kurzem. Rosnąca prędkość pędu ku zmianom ma jednak inne paliwo, ale jest ono toksyczne.
- W ogólnym rozrachunku siły globalistyczne będą popierać merytokrację, a jako lek na nierówności proponować symboliczno-równościowe placebo. Lokaliści tymczasem opowiedzą się za solidarnością – niestety w wielu przypadkach mogą istotnie tę solidarność pojmować w sposób partykularny, a nie systemowy, a nawet opierać ją o nastroje rasistowskie czy seksistowskie.
- Globalizm po liberalizmie dziedziczy spojrzenie na człowieka niemal wyłącznie jako jednostkę, w efekcie łatanie dziur demograficznych przybyszami z odległych obszarów przedstawia się z punktu widzenia liberalizmu jako problem czysto techniczny, związany z możliwością znalezienia pracy, zdobycia wykształcenia, ewentualnie opanowania języka. Dla lokalizmu problemem w przypadku zagadnienia otwartości jest też zachowanie tożsamości i charakteru konkretnych społeczności.
- Ogólny podział na globalistów i lokalistów pozostaje więc w mocy zarówno w Polsce, jak i w innych krajach o podobnej strukturze debaty politycznej (…). Jest to wręcz dowód na trwałość podziału. Politycy muszą bowiem coraz częściej lawirować pomiędzy rozmaitymi globalistycznymi i lokalistycznymi elementami polityki, tak aby zadowolić umiarkowanych wyborców, a jednocześnie nie narazić się radykałom, broniącym z jednej strony konsekwentnie globalistycznego mitu o liberalnym postępie, a z drugiej lokalistycznego mitu o idyllicznej homogeniczności.
- Można nakreślić cztery nadzieje, jakie pojawiają się w ramach spektrum globalizm-lokalizm. Każda z nich niesie ze sobą obietnicę wyjścia z kondycji neośredniowiecznej, ale i pewne zagrożenia. (…) Spektrum globalizm-lokalizm tworzy cztery ogólne opcje polityczne i związane z nimi nadzieje. Graficznie można przedstawić to w sposób następujący: oś pionowa „x” reprezentuje przywiązanie do tożsamości grupowej od małego do dużego, a oś pozioma „y” przywiązanie do wolności gospodarczej.
- Paradoksem czterech nadziei jest jednak to, że wszystkie one nie mogą z różnych powodów do końca zrealizować swoich postulatów i w efekcie blokując się nawzajem, wszystkie razem utrwalają kondycję neośredniowieczną. Nie pozwalają bowiem na wyłonienie się nowej formy politycznej odpowiadającej na gospodarcze i społeczne wyzwania, jakie tworzy globalizacja. W efekcie produktem rozkładu zarówno globalizacji, jak dawnych państw narodowych będzie mozaika neofeudalnych sieci zależności.
Konfrontacja pesymizmu i optymizmu na kanwie „czterech nadziei” zdaje się być racjonalnym opisem stanu rzeczy. Jednocześnie jest nasączona zawoalowanym wezwaniem do poszukiwania wyjścia z systemowego klinczu, w jakim tracą znaczenie nasze indywidualne, rodzinne, wspólnotowe, narodowe i ogólnoludzkie aspiracje. Tak przynajmniej staram się odczytać ten czworokąt.
Pokoleniu żyjącemu na grani XX i XXI wieku przychodzi zmagać się z kryzysem, jaki dotyka tradycyjne konstrukcje i struktury konserwatywne. Na placu boju o człowieka, o wspólnoty, o narody pojawiły się niewystępujące tak intensywnie lub nieznane wcześniej napięcia. Od ich siły i efektywności w zasadzie zależy już teraz bardzo wiele poza… samym człowiekiem. Wprzęgani w kierat schematów mamy równocześnie napędzać je i być nimi popędzani. To dość ponura wizja przyszłości, z którą zgodzić się oznaczałoby destrukcję konstytuującej nas, jako osoby ludzkiej, sprawczości. W takim kontekście osoba ludzka ma być ostateczną zdobyczą i – czego nie można wykluczyć – zdobyczą ostatnią. Alternatywą dla figur geometrycznych, być może pociągających łatwością czy powtarzalnością konstrukcji, są zapisane w naturę ludzką helisy (znane w wizualizacji DNA). Są wprawdzie złożone, ale i niepowtarzalne.
Człowiek zawsze wybierał pomiędzy geometrią ślepego losu a niepowtarzalnością i nieskończonością obdarowania. W XXI wieku ten wybór może być przełomem ludzkości. Ważniejszym od wszystkich innych zmian, jakich jest wokół nas wiele.
- TERAZ: Michał Kuź, „Globalizm, lokalizm i nowe średniowiecze”, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków, 2024
- POPRZEDNIO: Kardynał Stefan Wyszyński, „Zapiski więzienne”, Éditions du Dialogue, Paryż, 1982
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.