Od kilkudziesięciu godzin nie tylko geostratedzy, politycy, biznesmeni oraz publicyści obserwują i komentują wydarzenia w największym kraju na naszym globie. Jesteśmy o krok za nimi, a oni są o krok za zbierającymi dane wywiadowcze służbami wielu państw zainteresowanych kierunkiem, ku któremu zwróci się organizm polityczny określany jako Federacja Rosyjska. To naturalne, że chcielibyśmy móc przesunąć kursor na pasku czasu, aby szybciej zobaczyć dalszy ciąg albo nawet finał. Tymczasem sugestii można szukać w przeszłości.
Niewykluczone, że w czasie, gdy piszę te słowa (24 czerwca 2023) niektórzy są bliżej tego, co wydarzy się jutro (25 czerwca 2023), czyli chwili, gdy to rozważanie trafi do sieci. Historia toczy się bowiem – w Rosji widać to gołym okiem – z siłą kuli śnieżnej, a więc nie tylko coraz szybciej, ale też coraz gwałtowniej. Co ważne, konsekwencje tego dziejowego impetu za naszą wschodnią granicą dotykają społeczeństwa innych krajów. Co do tego, iż dotyczą nas w Polsce, nie ma grama wątpliwości.
W chwili, gdy zaczynałem pisać niniejszy tekst, wataha wagnerowców była ok. 340 km od Moskwy, a na rogatkach rosyjskiej stolicy układano worki z piaskiem i koparki przerywały jezdnie. Gdy wróciłem do pracy, ludzie Prigożina na 200 km przed Moskwą postanowili wrócić do swoich baz, jakoby po negocjacjach prowadzonych przez Łukaszenkę. Te same koparki zasypują już wyrwy w drogach. Jak widać, zasadne jest sięgnięcie po zapisy historii, aby dzisiaj lepiej rozumieć oglądane na ekranach zdarzenia i mieć świadomość ich potencjału na jutro.
- Był 16 stycznia 2014 r. „Kryzys ukraiński” wchodził już w decydującą fazę. Kontrolowana przez prezydenta Janukowycza Rada Najwyższa przyjęła tego dnia tzw. ustawy dyktatorskie, mające zasadniczo ukrócić wolność słowa i zgromadzeń. Ukraina miała wrócić do rosyjskiego świata (russkij mir).
- Na czym ten rosyjski świat ma polegać? Jaka jest jego istota – czy to właśnie tego rodzaju prawodawstwo, systematyczne, odgórne ograniczanie wolności? Najskuteczniejszym narzędziem, służącym odpowiedzi na to pytanie jest historia.
- Tak uznał sam Władimir Putin, który tego właśnie dnia, 16 stycznia 2014 r., poświęcił ponad dwie godziny swego cennego czasu na spotkanie z przedstawicielami grupy opracowującej koncepcję „nowego edukacyjno-metodycznego kompleksu do historii ojczystej”. Mówiąc prościej: zwołał odprawę, na której omówiony został nowy, jednolity dla wszystkich uczniów w Rosji wzór nauczania historii.
- Ta historia (którą aprobuje obecnie Władimir Putin) ma już przynajmniej 80 lat. Zaczęła się od listu, jaki 19 lipca 1934 r. Józef Stalin skierował do swoich kolegów z Politbiura Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików). (…) Na posiedzeniu Politbiura, poświęconym wówczas podręcznikom historii, Stalin wyraził sens przełomu w podejściu do historii Rosji w sowieckim systemie (…) w zwięzłej formule: „russkij narod, wsiegda prisojedniawszy drugije narody, pristupił k etomu i siejczas” (naród rosyjski, zawsze przyłączający inne narody, przystąpił do tego także teraz). Historia Rosji miała znów dać uzasadnienie imperium, potrzebie jego obrony za wszelką cenę i walki o jego poszerzanie.
- Powstała synteza tego, co imperialne, tego, co służyło powiększaniu rozmiarów państwa i jego potęgi militarno-politycznej w dziejach przedrewolucyjnej Rosji – z nową, sowiecką tożsamością. Owa synteza historyczna nowej ideologii budowana była teraz wokół rosyjskiego centrum, otoczonego raz jeszcze w tej konstrukcji przez wrogi świat: zachodnich mocarstw i ich „agentów”.
- Stalin umarł, ale przynajmniej w Związku Sowieckim propagandowy kościec tego wzoru nauczania historii jako dumy z imperium – przetrwał. Zachwiał się dopiero wraz z kryzysem i upadkiem samego państwa sowieckiego. Ale Władimir Putin dalszy kryzys powstrzymał – i dzieje Rosji odnowił.
Prof. Andrzej Nowak w zbiorze esejów „Uległość czy niepodległość”, na którym oparłem już jedne z wcześniejszych rozważań w cyklu #BliżejSłowa, z detaliczną dokładnością referuje, co inspiruje Putina. Z rejestrów przeszłości wyciąga ponadto istotę zagrożenia, jakim nie jest ten czy inny „putin”, ale Rosja.
Jak się zdaje – widzimy to w tej chwili w przekazach światowych mediów – znaczenie tego, kto siedzi na pierwszym kremlowskim krześle, jest wtórne wobec tego, czym to miejsce jest jako centrum globalnie toksycznego organizmu parapaństwa, czyli Rosji. Twór ten nabiera mocy, gdy pochłania inne narody i ziemie, a popada w „smutę”, gdy swoich zapędów nie może zaspokoić.
Idąc dalej, tylko dekonstrukcja państwa rosyjskiego, w jego obecnym kształcie politycznym i geograficznym, stanowić może szansę na obezwładnienie politycznego tworu i długotrwałe lub trwałe ograniczenie destrukcji, jaką generuje rosyjski imperializm. Tylko wtedy, gdy rosyjscy sołdaci nie będą mogli bezkarnie wkraczać na cudze ziemie, gwałcić, porywać, zabijać, niszczyć i kraść, dopiero wtedy sąsiedzi Rosji, a więc i Polska, będą bezpieczniejsi. Dopóki praktykowana będzie w biznesie, sporcie, kulturze zasada „business as usual”, dopóty Rosjanie będą się czuć panami sytuacji. Tylko wtedy, gdy rosyjskie pieniądze, diamenty i inne zasoby podziemne nie będą mogły być ani walutą, ani towarem, dopiero wówczas w skali globalnej będzie bezpieczniej.
Idealistyczna wizja? A może właściwy kierunek, aby zachować cywilizację Zachodu przed rozpadem? A może konieczny, abyśmy w Polsce czuli się wolni od presji zza wschodniej granicy?
- Współczesny imperializm rosyjski nie jest zjawiskiem regionalnym, ograniczonym tylko do Polski, choć rzecz jasna Polaków szczególnie dotyczy i niepokoi.
- Jak odpowiedzieć na rosyjski imperializm? (…) Jeżeli Władimir Putin mówi, że w ciągu dwóch dni jego wojsko może być w Warszawie, to wcale nie znaczy, że to wojsko już grzeje silniki i rzeczywiście za dwa dni przybędzie ze swoją „pokojową misją”. (…) W istocie Władimir Putin tego nie ukrywa, ale – wręcz odwrotnie – podkreśla to na każdym kroku. Teraz chodzi o złamanie woli, a w pierwszej kolejności o złamanie woli polityków polskich (…). Jednocześnie chodzi też o plan szerszy, o złamanie woli polityków europejskich, woli obrony innych, słabszych krajów, a w dalszej kolejności siebie samych, przed szantażem geopolitycznym, do którego Rosja się posuwa. Myślę, że tu znajdujemy się już blisko jednego z najważniejszych elementów i narzędzi rosyjskiej polityki ekspansji, którym jest zastraszanie.
- Współcześnie w Rosji prawosławie znów jest niewątpliwie wykorzystywane jako narzędzie ideologii przede wszystkim do wewnątrz, jako narzędzie integrujące Rosję. To echo ideologii Moskwy Trzeciego Rzymu wciąż gra w duszach wielu poddanych Władimira Putina, a na pewno jest podtrzymywane przez wieloletniego współpracownika KGB, który formalnie stoi na czele Cerkwi prawosławnej w Moskwie.
- Drugim elementem związanym z dziedzictwem carskiej Rosji, który trzeba przywołać, jest przekonanie wyrażone przez cara Mikołaja, gdy tłumił Powstanie Listopadowe: „Gdzie raz zatknięty zostanie sztandar rosyjski, tam nigdy nie może on zostać opuszczony”. Tak więc, gdzie raz stanie stopa żołnierza rosyjskiego, tam na zawsze ma być Rosja.
- Posłowie Dumy rosyjskiej w 2014 r. przypomnieli, że Królestwo Kongresowe, a więc Warszawa, Kielce, Radom, aż po Kalisz, też przez ponad sto lat były własnością Cesarstwa Rosyjskiego, a więc i tam Rosjanie mają prawo wrócić. Niestety, deklaracje posłów Dumy rosyjskiej nie są żartami. Odzwierciedlają konkretną mentalność imperialną. Z tej mentalności wynika dla Rosji pewnego rodzaju dylemat: jak można utrzymywać i rozbudowywać tak wielkie imperium, wciąż ekspandować, wciąż rozszerzać się, mając do dyspozycji nie największe przecież na świecie środki ekonomiczne? Jak ustalić relacje między tym, co można, a tym, co by się chciało w ramach tak ideologicznie nienasyconego, globalnego apetytu? Tu wchodzimy na obszar, z którego biją źródła rosyjskiego ekspansjonizmu.
Polska graniczy z Rosją – historycznie, geograficznie i politycznie. Dzieje przekonują, że była i jest to granica cywilizacyjna. O tym, że nie jest za nią bezpiecznie, wiemy także z najnowszej historii… Zaskakiwać więc może, a niepokoić powinien każdy, choćby nikły, sygnał do rozmawiania z Rosją na warunkach innych niż równorzędne. Co więcej, jak dotąd nikt, kto nie rozmawiał z władcami Rosji z pozycji innej niż dominacja, nie mógł liczyć na równowagę. Jedynie uniezależnienie się od rosyjskich zasobów (naturalnych i wytworzonych) oraz wpływów (militarnych, ekonomicznych, politycznych, agenturalnych) podnosi poziom zabezpieczenia przed hegemonicznymi zapędami kultywowanymi na Kremlu i przez Kreml. Niepodległość Ukrainy, wyzwolenie Białorusi, nie całkiem nieprawdopodobne usamodzielnienie się obwodu królewieckiego, to progi fizycznego bezpieczeństwa Polski. Wszystko, co oddala te cele, przybliża Rosję do nas. Wspomniana już wyżej dekompozycja całej Rosji to już znacznie poważniejszy proces. Nie da się go uruchomić w sposób niegroźny dla stabilności globalnej. Rozerwanie Rosji po liniach nacji, z jakich sklecone jest to parapaństwo, byłoby zarazem wyzwoleniem i wyzwaniem dla tych narodów, które są pod władaniem moskwiczan. Nie jest to jednak plan oczywisty.
Tak to wygląda po tamtej stronie kordonu, jaki dzisiaj Polska musi budować i utrzymywać na niemal całym ciągu swoich wschodnich rubieży. Jego częścią są i muszą być siły zbrojne w każdym ich rodzaju. Nasze społeczeństwo jest na tyle spolaryzowane, aby mieć niemal zupełne przekonanie, iż jesteśmy na poziomie trzech władz publicznych, biznesu, organizacji pozarządowych i mediów zinfiltrowani przez rosyjskie ośrodki wpływu. To nadal jest olbrzymia strefa oddziaływania na rozmaite decyzje (w tym wyborcze!), które mają prezentować się jako niezależne, a w istocie są suflowane czy dyktowane interesami wschodniego hegemona. Po histerii, jaką wywołuje od 1989 r. każda próba ograniczenia czy eliminowania tych oddziaływań domniemać można, jak silne są zależności od obcych mocodawców – formalne i mentalne. Te drugie zresztą (czasem określane jako zjawisko „pożytecznych idiotów”) są znacznie trudniejsze do wyplenienia. Nośnikiem bywają bowiem różnego rodzaju podległości czy nawet powiązania familijne.
- Politycy wywodzący się ze służb specjalnych państwa totalitarnego (…) uczą się nie tylko kłamać bez porównania bardziej zuchwale i skuteczniej niż inni, ale uczą się także zastraszać swoich przeciwników, manipulować nimi, a jeżeli nie da się ich zmanipulować ani zastraszyć, wtedy – eliminować fizycznie. (…) Tę mentalność ludzi sowieckich służb specjalnych musimy brać pod uwagę, jeżeli zastanawiamy się nad zagrożeniem idącym z Moskwy.
- Jeżeli odrzucamy założenie, że Polska i Europa moralnie mogą się odrodzić tylko opierając się na pamięci i tradycjach Jana Pawła II – a tak się właśnie dzieje – to niebawem przyjmiemy obraz świata, zgodnie z którym Polska nie może się obronić inaczej, jak tylko oddając się w ręce Władimira Putina i podpisując pakty z podpułkownikiem KGB (…).
- Nie myślmy, że to nas nie dotyczy. (…) Skoro sam ich inicjator mówi, że może w ciągu dwóch dni przyjść do naszej stolicy, to jest powód, żeby o tym wszystkim rozmawiać.
Czerwona armada miała wkroczyć do stolicy Ukrainy „aż” w trzy dni, a do stolicy Polski jest gotowa dostać się w „tylko” dwa dni. Wykrwawia się na okupowanych terytoriach Ukrainy już niemal 500 dni, to nie znaczy, że nie jest możliwe osiągnięcie wyznaczonych celów, jednak kosztuje to znacznie więcej i być może za dużo. Dużo za dużo…, ale Rosja do „biednych” nie należy, gdy chodzi o cenę, jaką gotowa jest płacić za inwazje kolejnych terytoriów. Nie zapominajmy o połaciach ziemi zabranych Gruzji, Mołdawii, a teraz Ukrainie, a jeszcze bardziej o „wyzwalanych” tam ludziach. Także o spacyfikowanych narodach (Czeczenów, Tatarów czy Buriatów) na obszarach znajdujących się w granicach Federacji Rosyjskiej.
Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie taki stan w Polsce? Nie? To skąd bierze się sondażowe poparcie dla stronnictw i polityków otwarcie lub w zawoalowany sposób przekonujących do rozmawiania z Rosją „taką, jaka jest” czy sugerujących, że „czas podziwiać Rosję”. W Polsce – powiedzmy to otwarcie – są tzw. partie rosyjskie. I są wyborcy tych ugrupowań, którzy w niewytłumaczalny sposób ślepną i głuchną, gdy ich faworyci traktują antyrosyjskość czy rusofobię jako cep na rywali w wyborach, podobnie jak uciekający kieszonkowiec, który krzyczy „łapcie złodzieja”. A może dlatego, że widzą i słyszą, to popierają?
Marsz Rosji na świat Zachodu nie zatrzyma się sam. Żywotnym interesem Rosjan jest pochłanianie kolejnych państw i narodów – tak zawsze myśleli kolejni władcy moskiewscy. Nawet stosowane przez Rosjan do tego celu środki zmieniły się w niewielkim stopniu. Hegemonia to rosyjski plan minimum. Gdyby się spełnił, nie byłoby wolnego świata, do którego jako Polska należymy.
Crash-test zakończony czy zawieszony (200 km od Kremla)? Łukaszenka jako negocjator? Szojgu jako posłaniec pokoju? Prigożin wraca do kuchni? Putin jak był tak jest u siebie? #hipermaskirowka #aneks pic.twitter.com/Hgw5Y56G7L
— Krzysztof Kotowicz (@KotowiczKrzysz) June 24, 2023
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa”: Andrzej Nowak, Uległość czy niepodległość, Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków, 2022 / 25.06/2023 / sudeckiefakty.pl