Jeśli było Tobie dane spotkać w życiu odważnego człowieka, uznaj to za dar i szczęście. Jeśli Twoje drogi życia przecięły się z tchórzami czy oportunistami, wiesz najlepiej, jak bolesne i rozległe bywają skutki tej postawy. Ty i ja wiemy z przeszłości, że to, co jest dla nas cenne dzisiaj, zaczęło się od odwagi.
Lęk to stan, z jakim mierzymy się, jeśli nie codziennie, to często. Nie jest tożsamy z niepewnością wymagającą refleksyjnego myślenia i świadomej odpowiedzi. Lęki niezauważalnie przenikają człowieka, ale przez permanentny ich charakter działają jak… kropla drążąca skałę. Tyle, że tą skałą jest ludzkie wnętrze – psychika i duchowość. Lęk jest zatem czymś w rodzaju bakterii wywołującej destrukcję odporności człowieka i jego wrodzonej zdolności do stawiania czoła nieuchronnym egzystencjalnym przeciwnościom. Przeciwieństwem lęku jest śmiałość. Śmiałkowie potrafią postępować impulsywnie, nie kalkulując nadmiernie lub w ogóle swoich słabych i silnych stron, w zamian upatrując w zagrożeniach i szansach prawdopodobieństwa przełamania niesprzyjających okoliczności czy niekorzystnych warunków, w jakich się znajdują oni lub ktoś inny, komu chcą udzielić wsparcia.
Śmiałość idzie w parze z odwagą, czyli przemyślaną aktywnością, która nie wyklucza niepewności i wynikającej z niej konieczności rozwagi i roztropności. Niezłomność, determinacja, konsekwencja to przymioty i zarazem osobiste wybory osób odważnych. Odwaga jest dla człowieka swego rodzaju tarczą i mieczem w starciu z napotkaną przeciwnością, buduje jego moc i odporność na negatywne potencjały z zewnątrz.
- Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich. Lęk (…) jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy. „Zmusić do milczenia przez lęk” – to pierwsze zadanie strategii (…). Terror, stosowany przez wszystkie dyktatury, obliczony jest na lękliwość (…). Milczenie tylko wtedy ma swoją (…) wymowę, gdy nie odwracam oblicza swego od bijących. Tak uczynił Chrystus, ale w tym znaku okazał swoje męstwo. Chrystus nie dał się sterroryzować ludziom. Gdy wyszedł na spotkanie hałastry, odważnie powiedział: „Jam jest”.
- [Rządzący] panowie rozumieją często przez spokój milczenie ludzi zduszonych butem gwałtu. Zapominają, że nawet noga zbyt długo ucisku nie wytrzyma. By rządzić więc państwem, należy zaniechać gwałtu, a wtedy wróci spokój. Rzecz znamienna, jak mało ludzie współcześni uczą się z historii. Przecież potężne imperia upadały tym szybciej, im większy zadawały gwałt. (…) Państwa policyjne, to państwa gwałcone. Wobec nich tylko kapłan musi zdobyć się na obronę obywateli. Obrona ta nie godzi we władcę.
- Przyszłość należy do odważnych, którzy ufają i działają z mocą. Nie do bojaźliwych i niezdecydowanych. Przyszłość należy do tych, którzy miłują, a nie do tych, którzy nienawidzą.
Cytowane wyżej słowa nie pochodzą z powieści gatunku political-fiction i nie są wzniosłymi wezwaniami, nad którymi dałoby się przejść obojętnie ze względu na nadpodaż takich fraz w przestrzeni publicznej. Te słowa są świadectwem, bo na ponad 250 stronach spisywanych prawie dzień po dniu utrwalił je w „Zapiskach więziennych” ksiądz kardynał Stefan Wyszyński. To człowiek, o którym mówiono, że jest niekoronowanym królem Polski i interrexem w trudnym dla naszego narodu etapie powojennego komunizmu i faktycznej sowieckiej postwojennej dominacji.
Doktorat uzyskał w wieku 28 lat, czyli jeszcze przed II wojną światową, będąc już cztery lata księdzem. Był poszukiwany przez Gestapo, posługiwał jako kapelan w Armii Krajowej, biskupem lubelskim został tuż po wojnie, następnie ustanowiony metropolitą warszawskim. Jako Prymas Polski był totalnie inwigilowany przez tajne służby państwa i stale atakowany przez reżimową propagandę. Na początku 1953 roku mianowany kardynałem, nie uzyskał jednak paszportu na wyjazd do Rzymu. Jesienią tego samego roku został bezprawnie internowany przez ówczesne władze PRL. Przymusowe odosobnienie trwało ponad trzy lata, a przemieszczanie z miejsca na miejsce miało go złamać. Komuniści nie zdołali kardynała zmusić do współpracy. Ostatecznie późną jesienią 1956 roku odzyskał wolność i wrócił do Warszawy. Doprowadził do wielkich narodowych obchodów Millenium Chrztu Polski w 1966 roku. Później wielokrotnie pełnił rolę negocjatora, gdy dochodziło do gorączki konfliktów pomiędzy siłami społecznymi a rządzącymi, których apogeum miało miejsce latem 1980 roku. Niespełna rok później odszedł do wieczności w aurze najodważniejszego w najnowszych dziejach pasterza Kościoła w Polsce. Błogosławionym Kościoła Katolickiego jest od 2021 roku, kiedy decyzję o beatyfikacji kardynała Stefana Wyszyńskiego podjął papież Franciszek.
Biografia tego katolickiego kapłana jest jedną z fascynujących kronik duchowej i społecznej odwagi zademonstrowanej we współczesnej Polsce. Miałem ten dar widzieć i słuchać księdza kardynała jedyny raz, gdy w sierpniu 1980 roku dokonał koronacji figurki Matki Bożej Królowej Rodzin w Wambierzycach. Nie sposób zapomnieć skupienia na jego twarzy i stanowczości głosu, gdy wygłaszał słynną homilię. Nawiązał w tej mowie do rozlewających się wtedy po Polsce strajków Solidarności (słynna stała się, ponieważ jej zmanipulowane fragmenty emitowało państwowe radio, aby zasugerować społeczeństwu, że Prymas Polski popiera władze). Nikt z tych, którzy uważnie słuchali Księdza Prymasa lub znali go, nie mógł wątpić, że tak jak przez całą swoją kapłańską posługę, tak i tym razem stał po stronie narodu i mówił w jego imieniu.
Jego słynne „non possumus” („nie możemy”), skierowane do władzy ingerującej w życie Kościoła, wciąż było i jest aktualne wobec nowych form przebiegłości i cynizmu rządzących. Było też i nadal jest ważnym apelem do wszystkich ludzi, by stawiali dobro i sprawiedliwość w życiu społecznym ponad osobiste ambicje i korzyści. Nie mówił dwuznacznie i nie żył w światłocieniach, co dowodziło odwagi, ale też w najwyższym stopniu pokory.
- Dziw, jak człowiek lubi zamazać każdy brud: przecież ściana pobielona nie przestaje być od wewnątrz brudna. Czy może dlatego ludzie malują twarze, że już spostrzegli w nich grobową zgniliznę? Czy może dlatego sięgają po wody pachnące, że są świadomi tego, że „coś” w nich się psuje? Czy może dlatego coraz staranniej ubierają się, że coraz nędzniej od wewnątrz wyglądają? Czyż chcą handlować starym towarem w nowych opakowaniach?
- Herodowie ciągle organizują świat przeciw Bogu, a Bóg daje im odpowiedzi przez dzieci. Człowiekowi zawsze wydaje się, że ma nieco więcej racji, niż Bóg, że – właśnie w tej sprawie – postąpiłby inaczej, roztropniej, nieco „mądrzej”. Budują więc (…) całe konstrukcje argumentów, by przekonać Boga. (…) Buduję w swej duszy pracowicie całą konstrukcję myślową: chcę przekonać Boga. Może mi to imponować, jak matołom imponuje „dom kultury”. Ale tylko dlatego, że nie widzieli pół tysiąca stupiętrowców, stłoczonych na jednej wysepce Manhattan! (…) Gdy walą się moje wieżowce, jedna łza przywraca nadzieję: to łza dziecka. Skoro umiem płakać… jestem jak dziecko. Droga do Królestwa otwarta. Boga „przekonać” zdołam tylko łzą… I siebie też: bo łza przywraca mi spokój…
Słowa zapisane w 1954 roku (czyli siedemdziesiąt lat temu!) tylko przy pierwszym czytaniu mogą pobrzmiewać (pastoralnym) anachronizmem. Gdy jednak wczytać się w nie ze świadomością, że były pisane przez człowieka uwięzionego i zdanego na despotyczną władzę, można dostrzec w nich nie tylko chrześcijański profetyzm (ten przede wszystkim), ale głęboko humanistyczne wizjonerstwo. Nawet bez przyjmowania osadzonych mocno w Piśmie Świętym metafor nie sposób nie zauważyć jednoczesnej konkretności i ponadczasowości „Zapisków więziennych”. Konkretność wyraża się w obrazowości wywodów na temat zgubności tchórzliwej ucieczki przed odpowiedzialnością za swoje czyny. Ponadczasowość znajdujemy, gdy w każdej epoce z odwagą przeciwstawiamy się zawiłościom cynizmu wielkich tego świata, wnosząc w tenże świat prostotę dobra.
Dobrze jest mieć oparcie w człowieku wolnym od lęku. Jeszcze lepiej jest spotkać osobę odważną. To, kim jestem dla innych, zależy ode mnie.
- TERAZ: Kardynał Stefan Wyszyński, „Zapiski więzienne”, Éditions du Dialogue, Paryż, 1982
- POPRZEDNIO: Gerhard L. Müller & Martin Lohmann, „Prawda. Raport o stanie Kościoła”, Wydawnictwo AA, Kraków, 2021
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.