W przeddzień jasnogórskiego odpustu dotarliśmy dzisiaj z Magdaleną do Częstochowy. Mieliśmy, płonną jak się okazało, nadzieję, że klasztor ojców paulinów nie będzie jeszcze przepełniony pielgrzymami. Było zupełnie odwrotnie i przyznam, że dawno nie czułem się tutaj tak, jak za tak zwanych dawnych czasów. Ciżba była przeogromna, a duchowych uniesień morze.
Msza święta na wałach odprawiana była z dominującym udziałem wiernych archidiecezji tarnowskiej. Aura modlitwy nad kilkunastotysięcznym zgromadzeniem była dla mnie niesamowitym doznaniem. Przez szereg ostatnich lat bywam w Częstochowie rzadziej, niż chciałbym tego, ale jak już przyjechaliśmy, było nam dane znaleźć się w samym środku nadzwyczajnej modlitewnej wspólnoty. Bywa bowiem tak, że będąc w ważnych pod względem duchowym miejscach z bliskimi, znajomymi, jednako czującymi, owo wrażenie wewnętrznej jedności jest niejako czymś oczywistym. Tym razem przebywaliśmy pomiędzy nieznanymi nam osobiście ludźmi. Mimo to wyczuwałem rzadki mistyczny zapach, niecodzienną niewidzialną konstrukcję złożoną z otwartych umysłów i wrażliwych serc.
Odnowiło się we mnie przekonanie, że Jasna Góra to dom duszy. Deo gratias!
https://www.facebook.com/krzysztof.kotowicz/videos/2212871482075152/
Post scriptum: wcześniej dzisiaj mogliśmy uklęknąć w maleńkim sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej w Zabrzu, później dotarliśmy do bazyliki maryjnej w Piekarach Śląskich. Błogosławiony dzień.