Orszak Trzech Króli w Ząbkowicach Śląskich, to – rzecz jasna – przede wszystkim wydarzenie ewangelizacyjne. Relacja opublikowana na Ząbkowice4YOU.PL potwierdza, jak wielu ludzi zainteresowała uliczna manifestacja wiary.
Orszak jest także jednym z tych punktów w kalendarzu miasta (już drugi rok), który daje też rewelacyjne pole do obserwacji potencjału społecznego Ząbkowiczan. Przyznam, że mam najwyższy podziw dla zapału świeckich osób, które czynią w tym dniu rzeczy niezwykłe. Poruszyć ludzi, by angażowali się w publiczne wyznanie wiary i to jeszcze w tak spektakularny sposób jest zawsze trudno. A Ząbkowice Śląskie miastem aniołów nie są (niestety). Namówienie ludzi, by zechcieli wyrażać wiarę w formule ulicznego festynu, to spory sukces organizatorów.
Księża, którzy w ząbkowickim orszaku (w przeciwieństwie do niektórych innych orszaków w Polsce) pozostają w tle aktywności laikatu, mają – jak na dłoni – obraz tego, jak wierni czują się w Kościele. Inicjatywa i samodzielność, a przede wszystkim jakiś niesamowity entuzjazm uczestników, niezależnie od wieku, płci i parafii, z której przybyli na Rynek, by świętować uroczystość Objawienia Pańskiego, to naprawdę nadzwyczajny kapitał. Nawet jeśli liczba biorących udział w Orszaku nie była oszałamiająca, to liczy się serce włożone we wspólne przeżycie święta i gotowość do świadectwa o swojej wierze. Cudowne występy dzieci i młodzieży na scenie, podsumowujące uliczne kolędowanie, nieprawdopodobnie pogodne refleksje o tym, co ważne dla człowieka współczesnego, czyniły poszczególne przystanki ciekawymi minikatechezami. Osobiście byłem dość sceptycznie nastawiony do Orszaku, ale od wczoraj chyba poczułem sens wspólnego obchodu dnia Trzech Króli.
Orszak Trzech Króli pozwala zaobserwować pewne zjawiska związane z życiem ząbkowickiego establishmentu. Po pierwsze: znamienne było (dla mnie przynajmniej) kto z kim spacerował i rozmawiał. Rzecz jasna nie wyciągam z tego, co widziałem, daleko idących wniosków. Po drugie: znaczące było też kto i z kim nie rozmawiał i nie spacerował. Te pierwsze obserwacje potwierdzają tylko pewną stały od trzech lat zwyczaj, który wcześniej nie był praktykowany. Jesteśmy w roku wyborów samorządowych, stąd pewnie jedni drugich potrzebują bardziej, niż zwykle i to z zupełnie pragmatycznych przyczyn.