Podejrzliwość i łatwowierność są równie niedobre w relacjach międzyludzkich. Jedni jakby odruchowo w drugim upatrują diabła, inni widzą w innych anioła. Rzeczywistość jest jednak gdzieś indziej i wcale nie… w środku.
Nigdy świadomie nie przyjmowałem założenia, że ten czy inny człowiek jest z gruntu zły i nie zasługuje na zaufanie lub przynajmniej na uważne potraktowanie. Ale też nigdy racjonalnie nie zakładałem, iż ktoś, z kim się kontaktuję jest idealnie skonstruowany i nie ma w nim śladu błędu. Poziom zaufania czy nieufności wobec drugiej osoby zmienia się w zależności od doświadczeń we wzajemnych relacjach lub obserwacji jej zachowań. W tym, co piszę nie ma niczego szczególnego, dlaczego więc poruszam tę kwestię akurat teraz?
Coraz częściej dostrzegam znaczenie budowania wielowarstwowych więzi z innymi osobami, a nie tylko jednopłaszczyznowych relacji. Nie jest to we mnie jakieś odkrycie, wręcz przeciwnie, „od zawsze” sądziłem i nadal uważam, że współdziałanie, współpraca, współtworzenie i wszystko, co ma na celu wspólnotowość, nie może opierać się na jednym filarze, jakim jest transakcyjność. Natomiast coraz ostrzej widzę, że w przeszłości i teraz zbyt często konstruuje się środowiska czy rozmaite frakcje przede wszystkim na mocy wzajemnej zależności lub na przykład (co widać to w tzw. „uprawianiu polityki” przez ludzi bezideowych) w kontekście „wspólnego wroga”. To sprawia, że gdy z jakichkolwiek przyczyn siła zależności czy podporządkowania maleje lub ulega mocy konkurencyjnej, okazuje się, że wszelkie fasady grupowości i jednolitości upadają. Ktoś znów powie, że niczego nowego nie ma w tych stwierdzeniach, bo interesowność czy koniunkturalizm i oportunizm były, są i będą kołem napędowym ludzkich aktywności.
W sektorze pracy zawodowej czy działalności gospodarczej oczywiste jest, że bilans relacji obustronnie nie może być niższy, niż 0,1, a gdy wynosi 0, stawia pod znakiem zapytania lub jest testem na odporność projektu. Pojawiają się w takim kontekście pojęcia odpowiedzialności, współodpowiedzialności, rzetelności, uczciwości i racjonalności. Biznes to zawsze relacje, ale relacje to nie zawsze biznes. Gdy bowiem bierzemy pod uwagę wzajemność odniesień ze względu na uznawane i praktykowane wartości sytuacja zmienia się. Podając rękę nieprzyjacielowi przestajesz być przyjacielem tego, komu dotąd ściskałeś dłoń. Jeśli w ogóle i kiedykolwiek nim byłeś, bo może to była lub jest już tylko transakcja, która musi się opłacać. Ta nowa też? Co jest jej walutą?
Wspólnota wartości i dążenia do nich. Wspólnota idei i ich głoszenia. To wszystko, co określamy mianem wspólnoty nie może być zasilane ani wyłącznie, ani przede wszystkim w systemie transakcyjnym. Wspólnotę buduje się w oparciu o utożsamianie i poświęcanie się, a więc o to, co nazywamy lojalnością. Nie chcę tu szerzej wracać do definicji lojalności, którą sformułował Yoram Hazony w studium „Konserwatyzm na nowo odkrywany”. Przypomnę jedynie, że sednem wzajemnej lojalności jest stan, „kiedy jedna z osób staje w obliczu trudności, druga doświadcza ich tak, jakby były jej własnymi”. Wielu z nas zna tę postawę jako solidarność.
Czy nielojalność zwalnia z lojalności? Z pewnością nielojalność nie zobowiązuje do nielojalności, ale uzasadnia poczucie krzywdy i usprawiedliwia odmowę współpracy. Nielojalność poniekąd – co bywa gorzkim zawodem – odsłania nieprawdziwość wartości, które miały budować wspólnotę lub ich nieszczere wyznawanie. Nie da się wykluczyć, że ktoś od początku coś lub kogoś udawał i skłonny jest nadal żyć z maską na twarzy. Może też oznaczać, że ktoś od tych wartości odwrócił się, do czego zresztą ma prawo, ale w takich okolicznościach odejście powinno przynajmniej być w jakiś sposób zakomunikowane (wyjaśnione). Jedno jest pewne raz tak ścięte lub złamane drzewo szybciej mchem się zazieleni niż swoimi liśćmi.