„Łączą nas drzewa” napisał włodarz Ząbkowic Śląskich i puścił w obieg to hasełko. Nie wykluczam, że wiosenna akcja sadzenia drzew w mieście była zaplanowana, ale termin jej ogłoszenia stał się medialną „przykrywką” kontrowersji wywołanych inną akcją. A była nią wycinka kilku drzew w parku miejskim – też być może przewidziana wcześniej i być może zasadna, ale zupełnie nieporadnie przeprowadzona.
Burmistrz wychowuje ząbkowiczan w kulcie konsultacji. Zanim jeszcze został wybrany po raz pierwszy i po raz drugi, jak mantrę powtarzał, że konsultowanie się ze społeczeństwem będzie codzienną praktyką. Powołał kilka gremiów, które nominalnie są emanacją interesów kilku grup społecznych, choć – co warto odnotować – nie wszystkich i nawet nie większości. W istocie bowiem wszystkich, a przynajmniej większość (tę, która bierze udział w wyborach samorządowych) reprezentować powinna rada miejska. Czy tak jest, to odrębny temat. Jak się mają to gminnych rajców członkowie rozmaitych innych ciał kolegialnych zwoływanych w ząbkowickim magistracie, to też nie mniej ciekawy wątek. W kwestii drzew – tak sadzenia, jak i wycinania – burmistrz formalnie nie musi uzgadniać decyzji z ogółem mieszkańców. Zachowując przewidziane prawem procedury, może realizować swoje plany, ryzykując przy tym, że „x%” mieszkańców pochwali go za to, a „y%” zgani go. Taki jest koszt sprawowania władzy, a wójt, burmistrz i prezydent są w polskim systemie prawnym bardzo twardo umocowani do rozstrzygania spraw publicznych w trybie jednoosobowym. Nie ma więc na kogo „zwalić” odpowiedzialności. Rzeczoną już akcję sadzenia drzewek burmistrz nagłaśniał zapraszając szeroko mieszkańców do udziału w niej. Akcję wycinki przeprowadził z zaskoczenia i dopiero pod presją pytań stawianych na portalu społecznościowym, wyjaśnił okoliczności swojej decyzji. Przy tej okazji użył hasła „łącza nas drzewa”. Nie podzielam optymizmu włodarza.
Drzewa nas nie łączą. Wszyscy albo prawie wszyscy, lubimy drzewa w naszym otoczeniu i cieszy nas ich widok, gdy zdobią krajobraz i dają ożywcze poczucie, że oddychamy czystym powietrzem. To jednak nie jest spoiwem lokalnej społeczności. To nie drzewa czynią nas wspólnotą, ani stare będące pomnikami przyrody czy symbolami trwałości, ani nowe, nasadzane na prywatnych posesjach czy w miejscach publicznych. Co łączy nas, ząbkowiczan? Czy jest coś takiego, co spaja nas – żyjących tu i teraz?