Jesteśmy spragnieni dobra, głodni prawdy i stęsknieni za pięknem. Owa klasyczna triada filozoficzna – nawet jeśli nie sumuje się każdej i każdemu z nas w szczęście – w istocie odpowiada najwyższym aspiracjom człowieka. Powołaniom. Przeznaczeniom. Marzeniom.
Pragniemy wody i pokarmu, potrzebujemy powietrza i snu. Chcemy doświadczać spełnienia naszego człowieczeństwa w tym, co daje nam przynajmniej przeczucie, że nie jesteśmy ograniczeni swoim czasem i daną nam przestrzenią. Czyż nie jest szczęśliwą osoba odnajdująca się w oazie, gdy długo wędrowała przez pustynię? Czy nie można mówić o szczęściu, gdy uciekając przed szorstkością zimna, człowiek otula się miękkością ciepła? Jak nie określać mianem szczęścia stanu pozwalającego ludziom niejako lewitować z innymi w wolności myśli i jedności uczuć? I wreszcie, jakże za szczęście nie uznać stanu, w którym jest się dzięki wierze pewnym (cóż za cudowny paradoks), że życie ma sens nieskończony?
Nie mogłem stwierdzić
Komu pomyliły się epoki lub stulecia
Było ciemno, może to Mickiewicz jaki,
bo tak zgrabnie romantyczną wiarę krzesał
trochę niezorientowany, bo w tym kraju, tak kochanym,
dawno nie był już widziany.
Może Norwid, bo coś plótł,
że łza gdzie znad planety spada i groby przecieka.
Ale skąd by, skąd by wiedział,
że na jego słowa ktoś tu jeszcze może czekać?
Teraz w modzie nie Norwidy filozofio-okryjbidy
Więc czyj… ten głos ten głos, ten głos, ten głos…
Frazy napisane w 1989 roku – a więc na przełomie najnowszej historii Polski – niezmiennie poruszają subtelne struny, jakimi można zagrać o szczęściu polskiego umysłu i polskiego serca. Autorem słów jest polonista, poeta, pieśniarz i kompozytor Grzegorz Tomczak. W jednym z wywiadów powiedział między innymi: „Napisałem tę piosenkę pod wrażeniem zmian czerwcowych 1989 roku. Wtedy, jak ogłoszono, skończył się komunizm i zaczęliśmy drogę ku demokracji. (…) Byłem wtedy dumny, że mieszkam w Polsce. Wolnej Polsce. (…) „Ja to mam szczęście” stało się, na forum ogólnokrajowym, piosenką znaną. Ale też dała, szczególnie teraz, znać o sobie jej niejednoznaczność. Okazuje się, że każdy może, ma takie prawo, publicznie cytować fragment >> Ja to mam szczęście, że w tym momencie żyć mi przyszło w kraju nad Wisłą <<. Nawet ten, z którego poglądami, autor piosenki całkowicie się nie zgadza”.
Dążymy więc do szczęścia, zabiegamy o nie i ciążymy ku niemu, jako wartości – niekiedy nadto po ludzku pojmowanej – nadrzędnej. Nawet nie zawsze zdolni jesteśmy dodefiniować pojęcie szczęścia, bo wciąż wymyka się ono rozumowi i uczuciom. Sygnalizuje tym sposobem, że nie mieści się w katalogach słowników i paletach emocji, jakimi dysponują najwprawniejsi w mowie, piśmie lub innych sztukach oddawania tego, co jest doświadczeniem czy też doznaniem – lepiej napisać: fenomenem – ludzkiej egzystencji. W zamian otrzymujemy niekiedy chwilowo dostępne, choć nie są to efemerydy, przebłyski światła i czytelne dla co wrażliwszych dusz zapisy, tego, czym owo szczęście być może.
„Być może”? Nie! Szczęście jest szczęściem niezależnie od naszego postrzegania i przeżywania, a nam częstokroć nie udaje się go uchwycić, dostrzec, docenić, zapamiętać, opisać, podzielić z innymi i za nie podziękować. Kilka dni temu, podczas XVII Zaduszek Wokalnych w Kłodzku, tuż przed Narodowym Świętem Niepodległości, w typowo listopadowej aurze osobistych wspomnień i uniesień zbiorowych, usłyszałem właśnie piosenkę „Tango na głos orkiestrę i jeszcze jeden głos”. Samo wydarzenie, w którym było mi dane po raz kolejny wziąć udział w roli urzeczonego obserwatora i jeszcze bardziej słuchacza, zrelacjonuję wkrótce.
Teraz zatrzymam się tylko nad tą jedną piosenką. Zaśpiewała ją Katarzyna Woźnicka, której wokalną osobowość już w moim blogu starałem się docenić. I tym razem ta Dziewczyna z głosem, rzec można, nie z tej ziemi, wyprowadziła – mnie na pewno, ale niewykluczone, iż wielu innych – na krawędź, z której widać i słychać więcej. Nie tylko bowiem wypowiadała frazy otwarte i zarazem wyraźnie zauważalne w nich słowa. I nie tylko nadała im muzycznego tembru swoją emocjonalną swadą. Piosenkę znaną z prestiżowych polskich scen, wpisała w nowy wymiar. Zaryzykowałbym nawet tezę, że stworzyła „Tango na głos orkiestrę i jeszcze jeden głos” raz jeszcze. Przypuszczam, że gdyby Katarzyna mogła zaśpiewać z orkiestrą symfoniczną, to właśnie „jeszcze jeden głos” – Jej głos – energią, ale też niesionymi tą mocą frazami poezji, równoważyłby splendor wibracji całego instrumentarium, jakie otaczałoby Ją. Posłuchaj teraz, proszę….
Bo głos cichy i subtelny,
ale polski i nieskazitelny.
To nie wróg był.
Ten by zaraz mnie zapytał
czy mój światopogląd celny.
Więc to nie był wróg na pewno,
bo nad głową tuż nade mną,
usłyszałem ten głos ten głos ten głos…
Są nam dane czasy, w których słowa zbyt łatwo zamieniane są w ostre narzędzia, w budulec barykad i można nimi wykopywać przepastne miedze podziałów. Jeśli zatem zdarza się – nawet przez chwil kilka – iż słowa zbliżają, niejako przytulają i koją, nadają znaczeniom wiary, myślom nadziei i uczuciom miłości, to da się napisać i powiedzieć „Ty to masz szczęście…”. I nie zapomnij za nie podziękować i nim się podzielić. Niech płynie ich strumień wartki…