To, że miłość jest tematem rzeką wiemy doskonale. Wracam raz jeszcze do jej nurtu, bo inspiracje wracają lub pojawiają się nowe.
W czterech poprzednich wpisach po jakże udanym i emocjonującym koncercie „Miłość niejedno ma imię”, okraszonych moimi nagraniami video, uzyskałem dostęp do innych źródeł. Tak oto mogę się tu podzielić – niejako w formie „postscriptum” czterema kolejnymi wokalnymi i tym razem instrumentalnymi wątkami wydarzenia sprzed kilkunastu dni. Spotkanie zaaranżowała Magdalena Halikowska, która – jak to Ona – zadbała, aby jak najwięcej osób mogło zasmakować w owocach talentów młodych ludzi, którzy wystąpili na ząbkowickiej scenie w trakcie jubileuszowego występu.
Tomasz Blicharski zaśpiewał i zagrał na gitarze „Zapachniało powiewem jesieni”. Głosem i gitarą wykreował balladową reminiscencję dwóch pór roku poprzedzających wiosnę. A jak o wiośnie mowa, to przecież nie sposób nie rozmarzyć się o jej uczuciowych emanacjach, które ciepłym tembrem głosu niejako zwiastował młody wokalista. Wokalista i multiinstrumentalista, bo w kolejnym wejściu zagrał. Nie na gitarze, lecz na saksofonie i to jak! „Just the two of us” – hit Billa Withersa z początku lat 80. Minionego wieku nie dość, że zabrzmiał na nowo, to podobnie do pierwowzoru promieniował wysoką emocjonalną temperaturą. Wprawdzie wokal oryginału zastąpiły wibracje instrumentu, ale ognisko uczuć było wielkie. Co ciekawe, oba występy Tomasza łączył romantyczny… wątek deszczu, który w dniu koncertu dawał się we znaki także nad Ząbkowicami Śląskimi.
Kalina Halikowska wybierając piosenkę „Nie tęsknię za nikim” trafiła w przysłowiową „dziesiątkę”. Nastolatka nie mogła lepiej oddać swojego usposobienia wobec świata uczuć, o jakim zapewne słyszy od rodziców, czyta w książkach i jaki może obserwować w otoczeniu. Pogodne usposobienie dziewczynki i radosne w gruncie rzeczy ustosunkowanie się do stanu zakochania to filary pozytywnego podejścia do życia w ogóle. Kalina tym właśnie emanowała śpiewając utwór, który – co zasługuje na przypomnienie – w 1970 r. wieku XX wypromowała ówczesna gwiazda polskiej sceny wokalnej Stenia Kozłowska. Kto jej nie pamięta lub nie zna, nie wie wiele o pięknym i ciepłym śpiewaniu.
Alicja Pająk & Małgorzata Jaworska – dwa głosy, dwie gitary i jeden muzyczny strumień myśli i emocji w autorskim utworze „Deorbitacja”. W piosence słyszę „Jeśli jesteśmy tam gdzieś – ty i ja – znajdziemy się sami. Niepotrzebny nam plan”. Perfekcyjnie złączonymi wokalami i grą na gitarach wyprowadziły zasłuchanych w ich śpiew nie tylko poza salę koncertową, nie tylko poza miejskie opłotki, ale znacznie dalej – w kosmiczną nieskończoność miłości. W słowniku astronomii słowo „deorbitacja” oznacza „sprowadzenie statku kosmicznego z orbity w gęste warstwy atmosfery, a celem deorbitacji może być bezpieczne lądowanie statku kosmicznego na ziemi lub spalenie w gęstych warstwach atmosfery”. Po piosence Alicji i Małgorzaty powrót na ziemię może być tylko bezpieczny i miękki. Słucha się „Deorbitacji” jak kołysanki…
Dziewiętnaście z ponad dwudziestu punktów programu koncertu „Miłość niejedno ma imię” wybrałem do tej osobistej relacji. Tym razem nie pominąłem nikogo z wykonawców, którym dziękuję z serca za to niezwykłe wydarzenie. Opowiedzieliście o miłości, o której można mówić, pisać, śnić, marzyć, którą można malować, rzeźbić, wygrywać – bez końca. O miłości, która zasługuje na osobiste przeżycie.
Posłuchajcie raz jeszcze…