Nie sposób iść za Jezusem nie wkraczając na Drogę Krzyżową. Nigdy nie wiem czy nie jest ostatnią, a więc stać się może prologiem spotkania z Ukrzyżowanym.
Dzisiejsza medytacja Męki Pańskiej ulicami Ząbkowic Śląskich zaczęła się Mszą św. w kościele pw. św. Jadwigi, następnie ulicami miasta dotarliśmy do kościoła św. Anny. Rozważania kolejnych stacji napisał i poprowadził w 1976 r. kardynał Karol Wojtyła, a wtedy w nabożeństwie uczestniczył papież Paweł VI. Wśród przejmujących dokładnością opisów styczności cierpienia ciała z duchowym wymiarem poszczególnych etapów drogi Jezusa, najbardziej wstrząsa mną fragment ze stacji jedenastej, gdy Pan Jezus przybity jest do krzyża…
Cały Człowiek w największym napięciu: szkielet, mięśnie, system nerwowy, każdy organ, każda komórka — w szczytowym napięciu. „Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32) — oto słowa wyrażające pełną rzeczywistość ukrzyżowania. Wchodzi w nią i w to straszliwe napięcie, które przenika ręce i nogi, i wszystkie kości; w straszliwe napięcie Ciała, które przybito jak przedmiot do belek krzyża, aby się wyniszczyło do końca w śmiertelnych konwulsjach. W tę samą rzeczywistość ukrzyżowania wchodzi cały świat, który Jezus ma pociągnąć ku sobie (por. J 12,32). Świat przejawia w sobie ciążenie Ciała zwisającego prawem bezwładności w dół. Z tego właśnie ciążenia pochodzi męka Ukrzyżowanego: „Wy jesteście z niskości, a ja jestem z wysoka” (J 8,23).
I jeszcze jeden passus – ze stacji czternastej, gdy Pan Jezus złożony w grobie – na koniec, który w istocie jest… początkiem.
I chociaż nadal nasza planeta zaludnia się grobami ludzi, choć rośnie cmentarzysko, na którym człowiek z prochu powstały w proch się obraca (por. Rdz 3,19) — to przecież wszyscy ludzie, którzy patrzą w stronę Grobu Jezusa Chrystusa żyją w nadziei zmartwychwstania.