Przełom w dziejach czy uwspółcześnienie tradycji? Epokowa zmiana, a może zmiana epoki? Nowe wektory ze starymi paradygmatami? Ciąg dalszy tej samej historii pisany inaczej niż dotąd?
Każde pokolenie chrześcijan odczytuje misję „soli” i „światła” na sposób właściwy okolicznościom czasu i miejsca. Chrześcijaństwo jest nieprzerwanym strumieniem, którego siła niesie wierzących ku wieczności, ale też rzeźbi społeczny kształt Ziemi. Żaden z dwudziestu jeden wieków chrześcijaństwa dla wierzących Chrystusowi nie okazał się epoką usłaną różami, ale też każdy dał globalnej społeczności dość świadectw o prawdziwości „przykazania miłości”. Zawsze jednak odniesienia pomiędzy chrześcijanami i tymi, którzy wiary nie podzielają lub są przeciw jej wyznawcom, miały dynamikę charakterystyczną dla danej epoki. Bywało tak, że chrześcijanie przenikali świat w dobrym i złym znaczeniu, ale także bywało i bywa tak, że świat przenika chrześcijaństwo z dobrymi i złymi tego konsekwencjami.
- Chrześcijanie żyją w świecie i są powołani do tego, aby mu służyć i w nim działać. Nie wolno im jednak dostosowywać się do świata.
- Zrozumiałe jest, że pojmowanego w deistyczny sposób Boga nie można się bać ani Go kochać. Brakuje elementarnej miłości do Boga, która wyróżnia wiarę chrześcijańską. I na tym polega najgłębszy problem wiary w dzisiejszych czasach. W kontekście tej diagnozy można także zrozumieć lek, przez który papież Benedykt proponuje i który polega na tym, by ustawić Boga ponownie w centrum kościelnego życia i głoszenia Słowa Bożego. W tej centralizacji Boga ujawnia się także najgłębsza istota tego, jak należy rozumieć odświatowienie. Być „nie z tego świata” oznacza w sensie biblijnym być z Boga oraz postrzegać i kształtować życie, wychodząc od Boga. Odświatowienie oznacza najpierw i najgłębiej ponowne odkrycie tego, że chrześcijaństwo jest w istocie wiarą w Boga i życiem w osobistej relacji z Nim i że wszystko inne z tego wynika.
- Tylko my wiemy, jak wygląda Bóg, jaki jest i kim jest. Dlatego twarz Chrystusa jest najszlachetniejszym i najcenniejszym skarbem całego świata i całej ziemi. Omnis terra! Do tej Twarzy musimy zawsze zmierzać. Zawsze jako pielgrzymi. Zawsze na obrzeżach. I zawsze tylko z jednym celem przed oczami: jest nim ta godzina, w której staniemy twarzą w twarz z Nim.
„Na rozdrożu. Jaka jest przyszłość naszej wiary” to tytuł książki, której autorem jest Georg Gänswein. Niemiecki duchowny, arcybiskup, osobisty sekretarz kardynała Józefa Ratzingera, potem papieża Benedykta XVI oraz prefekt Domu Papieskiego za Benedykta XVI i do niedawna za Franciszka. Obecnie jest nuncjuszem apostolskim na Litwie, w Estonii i na Łotwie. Ten niesamowicie elokwentny i doskonale wykształcony ksiądz znalazł się w samym centrum życia Kościoła na pograniczu dwóch kontrastujących ze sobą pontyfikatów. Właśnie to bardzo osobiste doświadczenie spotkania się z dwoma różnymi eklezjalnymi wrażliwościami papieży Benedykta XVI i Franciszka sprawiło, że ks. Georg Gänswein stał się ich zwornikiem i świadkiem. Ponad 250 stron książki to zbiór publicznych wystąpień arcybiskupa, będących unikatowym sposobem odczytywania znaków czasu – czasu, jakim jest wiek XXI.
- Kościół jest zobowiązany głosić słowo Boże jako słowo życia dla ludzi. (…) Jedno z wielkich wyzwań w dzisiejszej sytuacji duszpasterskiej polega na tym, że przekazywanie wiary przyszłemu pokoleniu stało się kwestią przetrwania chrześcijaństwa. Coraz częściej doświadczamy tego, że nawet ukształtowane historycznie tradycyjne drogi przekazywania wiary i doprowadzania do wiary i kościelnego życia, a także związane z tym miejsca nauki wiary – rodzina, parafia, lekcja religii i szkoła – stają się coraz słabsze i zupełnie zanikają.
- Teologia jest dopiero wtedy żywa, gdy przekazuje nie tylko intelektualną wiedzę, lecz także inteligentną wiarę, „tak iż wiara staje się inteligencją, a inteligencja wiarą”. Tę funkcję budowania mostów pomiędzy rozsądkiem a wiarą teologia musi ze szczególną powagą dostrzegać w dzisiejszej sytuacji Kościoła, właśnie w aspekcie nowej ewangelizacji, ponieważ dla wielu ochrzczonych w międzyczasie nie tylko język wiary Kościoła, lecz także świat Biblii stał się obcy.
- Ludzie będą ostatecznie znajdować w Biblii to, czego w niej szukają: jeżeli niczego w niej nie szukają, niczego też nie znajdą. Jeżeli szukają tylko faktów historycznych, znajdą tylko historię. Jeżeli szukają w niej Boga, znajdą Go, jak stwierdził kiedyś poeta Heinrich Heine: „Słusznie nazywa się Biblię Pismem Świętym; kto utracił swego Boga, może Go na nowo znaleźć w tej Księdze, a kto nigdy Go nie znał, ten poczuje w niej tchnienie Boskiego Słowa”.
- Od św. Jana Pawła II nauczyliśmy się wcześniej, że w naszej historycznej godzinie prawdziwym i pełnym ekumenizmem jest ekumenizm męczenników, w którym obok Dietricha Bonhoeffera możemy wzywać św. Edytę Stein jako orędowników w niebie w naszych potrzebach. Jednak, jak wiemy, istnieje także ekumenizm nędzy i laicyzacji, ekumenizm niewiary i wspólnej ucieczki przed Bogiem i z Kościoła we wszystkich wyznaniach. Istnieje także ekumenizm powszechnego zaćmienia Boga. Dlatego teraz widać wododział przełomu czasów (…).
Wieki XX i XXI zdają się być tą fazą dziejów świata, w której mamy do czynienia z rodzajem homogenizacji chrześcijańskiej nadprzyrodzoności z ambiwalentną lub wrogą religii Jezusa Chrystusa doczesnością rozpostartą pomiędzy racjonalizmem a pragmatyzmem. Świat – świadomie i celowo lub bezwiednie i gremialnie – nie chce „soli” i „światła” chrześcijaństwa, zaś chrześcijaństwo chce – odruchowo lub koniunkturalnie – stawać się bardziej racjonalne i praktyczne. Postawione na wstępie pytania są paletą postaw, jakie obierają współcześnie chrześcijanie.
Dla członków Kościoła rzymsko-katolickiego odpowiedzi na te pytania są fundamentalnie ważne, jeśli wierzą słowom Jezusa, że „ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się” (Mt 5,18) i jednocześnie przyjmują wezwanie Jezusa „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15). Jako katolicy winniśmy stawiać sobie nieustanne pytania o naszą wewnętrzną więź z Jezusem w Kościele, ale też stale wyznaczać sobie miejsce wśród ludzi, dla których rzeczywistość wiary jest rytuałem, tłem, marginesem lub wyzwala sprzeciw czy wrogość.
- Zaćmienie Boga nie oznacza, że Boga już nie ma, lecz że wielu nie rozpoznaje już Boga, ponieważ przesłoniły Go cienie. Dziś są to cienie grzechów oraz występki i zbrodnie w przestrzeni Kościoła, które dla wielu zaciemniają Jego jaśniejącą obecność.
- „(…) Szukać Boga i pozwolić się Mu znaleźć, jest dziś nie mniej konieczne niż w minionych czasach. Kultura czysto pozytywistyczna, która zepchnęłaby kwestię Boga jak nienaukową do sfery subiektywnej, byłaby kapitulacją rozumu, rezygnacją z jego największych możliwości i tym samym upadkiem humanizmu, którego konsekwencje mogłyby być poważne. To, co stworzyło kulturę Europy, poszukiwanie Boga i gotowość słuchania Go, pozostaje także dzisiaj podstawą prawdziwej kultury”. Tyle powiedział papież Benedykt XVI (…) Dlatego muszę szczerze przyznać, że postrzegam ten czas wielkiego kryzysu, który przed nikim już dziś się nie ukryje, przede wszystkim także jako czas łaski, ponieważ na końcu to nie jakiś szczególny wysiłek, lecz tylko „prawda nas wyzwoli”, jak obiecał nam Pan.
- Alfy i pierwotnego źródła godności człowieka należy szukać w naszym podobieństwie do Boga. I tylko w nim można je odnaleźć. Omegą i celem godności człowieka jest jego uświęcenie i trwanie u Boga w wieczności. To jest ostateczny horyzont, który jako jedyny ocala nasze życie, i to z jego perspektywy Kościoły mogą i muszą się odnawiać, a wokół nich jeszcze raz cały świat.
Jak Opatrzność pozwoli, wybrany zostanie 267. papież (siódmy za mojego życia). Po ludzku jestem ogromnie ciekaw, kogo kardynałowie elektorzy odkryją, będąc „pod kluczem”. W duchu wiary czekam na Piotra, czyli Skałę. Niczego bowiem współcześnie Kościołowi nie potrzeba tak bardzo, jak niezłomnego przywódcy. Zanim jednak nad Kaplicą Sykstyńską pojawi się biały dym, zanim dowiemy się, kim jest papież, jakie imię przyjął i ujrzymy go w myśl zakorzenionego w tradycji kościelnej obrzędu – jeśli jesteśmy katolikami – dzięki zmysłowi wiary przeczuwamy prawdziwość obietnicy Jezusa Chrystusa, który powiedział jednoznacznie: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18).
Wynik konklawe – jaki by nie był – nie może tego zmienić. Papież – ktokolwiek nim zostanie w przyszłości bliskiej i dalszej – nie może tego zmienić, cokolwiek powie, napisze lub uczyni. Żaden sobór, synod czy inne zgromadzenie – teraz i jutro – nie mogą tego zmienić. Wszystkie z dotychczasowych 266 pontyfikatów odkrywały przed Kościołem, a z nim przed światem, wcześniej niedostrzegane wymiary tej samej nadprzyrodzoności oraz niedoceniane aspekty nie takiej samej, bo wciąż ulegającej zmianom doczesności. W tym sensie konklawe i papiestwo mają znaczenie globalne, choć wtórne wobec znaczenia dla Kościoła. Jest jednak jeszcze wymiar indywidualny i być może kluczowy.
Człowiek odkrywa ład stałości i jest zdolny odnaleźć się mimo zmienności tego, co doczesne. Chrześcijaństwo nadaje każdej osobie tożsamość w perspektywie wieczności. Jedynie ta identyfikacja jest niepowtarzalna i niezniszczalna.
- TERAZ: Georg Gänswein, „Na rozdrożu. Jaka jest przyszłość naszej wiary”, Wydawnictwo Esprit, Kraków, 2022
- POPRZEDNIO: Dorota Krawczyk, „Wdzięczność rzadkim jest kwiatem”, Mniszki Klaryski od Wieczystej Adoracji, Ząbkowice Śląskie, 2023
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.