Nie ma przypadków, są jedynie znaki. Także w starannie zaplanowanych okolicznościach, człowiek może zostać oświecony niespodziewaną dozą dobra.
Będąc rok temu w Nowej Rudzie-Słupcu na wydarzeniu pod nazwą „Sygnał Miłosierdzia” nieco przeczuwałem charakter tego spotkania. Nie mam tu na myśli programu (był znany), ale jego przebieg w obu ważnych wymiarach. Zewnętrznie byłem urzeczony energią świadectw, słów, muzyki i aranżacją tego, co nazwano koncertem. Było to jednakże splecione z czymś znacznie głębszym – z modlitwą. Kulminacją ubiegłorocznego „Sygnału Miłosierdzia”, o którym później skwapliwie napisałem, że to było coś więcej niż spotkanie…
Teraz po powrocie z „Sygnału Miłosierdzia 2023” wiem, że rok temu i dzisiaj (za chwilę będzie już „wczoraj”), że nie byłem tam… przypadkiem czy tylko w roli akredytowanego dziennikarza (relację postaram się opublikować w portalu SudeckieFakty.pl jak najszybciej), ale przede wszystkim byłem w Nowej Rudzie-Słupcu… osobiście. Z wolnej woli, z potrzeby serca, z pragnienia duszy. Pewnie dla każdej fantastycznie zagranej i zaśpiewanej kompozycji, jeszcze bardziej dla świadectw z „Dzienniczka” św. Siostry Faustyny Kowalskiej. Także dla tego, by poczuć wspólnotę z setkami innych osób z naszej diecezji świdnickiej, które przybyły na to spotkanie.
Cel jednak był tak naprawdę jeden. Ta chwila, te minuty przed Panem w Najświętszym Sakramencie, by prosić o dar usłyszenia, o dar ujrzenia. O dar wiary! Nic daru tej chwili nie jest w stanie zastąpić. Bogu niech będą dzięki, iż przywiódł mnie raz jeszcze do tego miejsca, do tej chwili.