Znajdując się nocą na rozdrożu dziejów, mając wokół poznawczą mgłę i brodząc w strugach deszczu absurdów lub zawierusze materialnych ofert tego świata, człowiek – każdy! – czuje wewnętrzne napięcie.
Mech na drzewie czy tradycyjna busola, najstaranniej wydrukowana mapa czy najdoskonalsza nawigacja cyfrowa są tylko podpowiedziami. Nawet sztuczna inteligencja – tak teraz często wskazywana jako zwiastun nowej cywilizacyjnej ery – nie zastąpi osoby w decydowaniu o tym, co pomyśli i wyobrazi sobie, co postanowi i uczyni oraz jakimi motywacjami i celami kieruje się. Jako ludzie jesteśmy osobami, bo o sobie decydujemy. Krokiem pierwszym do świadomości tego fenomenu definiującego istotę człowieczeństwa jest pamięć.
- Wiek XX był w jakimś sensie widownią narastania procesów dziejowych, a także procesów ideowych, które zmierzały w kierunku wielkiego „wybuchu” zła, ale także widownią ich pokonywania. Czy zatem spojrzenie na Europę jedynie od strony zła, które pojawiło się w jej nowożytnych dziejach, jest spojrzeniem słusznym? Czy nie zawiera się tu jakaś jednostronność? Nowożytne dzieje Europy, naznaczone – zwłaszcza na Zachodzie – wpływami oświecenia, zrodziły także wiele dobrych owoców.
- Skąd zatem wzięły się ideologie zła? Jakie są korzenie nazizmu i komunizmu? Jak doszło do upadku tych systemów? Wszystkie te pytania mają głębokie znaczenie filozoficzne i teologiczne. Trzeba zrekonstruować „filozofię zła” w jej wymiarze europejskim i nie tylko europejskim. A rekonstrukcja ta wyprowadza nas poza ideologie. Zmusza nas, by wejść w świat wiary. Trzeba dotknąć tajemnicy Boga i stworzenia, a w szczególności tajemnicy człowieka.
Autograf na pierwszym egzemplarzu swojej książki pt. „Pamięć i tożsamość” Jan Paweł II złożył 9 marca 2005 roku, będąc w rzymskiej Klinice Gemelli. Dzieło powstało „chwilę” wcześniej, a papież postanowił wrócić do pewnej rozmowy z 1993 roku, która miała miejsce w Castel Gandolfo. Dwaj polscy filozofowie – ks. Józef Tischner i Krzysztof Michalski – zaproponowali wtedy, aby dokonać historycznej i filozoficznej analizy dyktatur, które napiętnowały XX wiek. Rozmowy były rejestrowane i stały się pod koniec życia Jana Pawła II motywem refleksji nad dobrem i złem, nad wolnością i odpowiedzialnością, nad Polską, Europą oraz miejscem Kościoła w demokracji.
Z szacunku dla głębokości przesłania – ostatniego spisanego przez Ojca Świętego – podejmijmy rozważanie podzielone na trzy części. Pierwsza część powstaje w przeddzień 18. rocznicy odejścia św. Jana Pawła II. Tuż po furii nieprawd o Karolu Wojtyle rozpętanej w niektórych mediach, a przez nie w umysłach i sercach wielu ludzi. Piszę tu o „nieprawdach”, bo niedostatek prawdy wymaga uzupełnienia, dopracowania i propagowania. Nie stoi to w sprzeczności z moim osobistym przekonaniem, że Jan Paweł II był, jest i pozostanie świadkiem chrześcijańskiej wiary w zbawczą miłość Jezusa. Dla kogoś, kto tego przeświadczenia nie dzieli, Jan Paweł II był, jest i nadal może być autorytetem, który wpływał na historię w skali globalnej jak mało kto w dziejach świata i jednocześnie dotykał umysłów i serc poszczególnych postaci „wielkich” i „małych” tego świata.
Wróćmy zatem do książki „Pamięć i tożsamość”, aby najpierw przytoczyć doświadczenie pamięci. Ważne i prawdziwe, bo dzielone do dzisiaj przez miliony ludzi, nie tylko w Polsce, nawet nie tylko w Europie.
- W logice „cogito, ergo sum” Bóg mógł pozostać jedynie jako treść ludzkiej świadomości, natomiast nie mógł pozostać jako Ten, który wyjaśnia do końca ludzkie „sum”. (…) W ten sposób zawaliły się również podstawy „filozofii zła”. Zło bowiem, w znaczeniu realistycznym, może zaistnieć tylko w relacji do dobra, a zwłaszcza w relacji do Boga, najwyższego Dobra.
- Skoro człowiek sam, bez Boga, może stanowić o tym, co jest dobre, a co złe, może też zdecydować, że pewna grupa ludzi powinna być unicestwiona. Takie decyzje, na przykład, były podejmowane w Trzeciej Rzeszy przez osoby, które po dojściu do władzy na drodze demokratycznej uciekały się do nich, by realizować przewrotny program ideologii narodowego socjalizmu, inspirującej się przesłankami rasowymi. Podobne decyzje podejmowała też partia komunistyczna w Związku Radzieckim i w krajach poddanych ideologii marksistowskiej.
- W tym miejscu nie sposób nie dotknąć sprawy bardzo nabrzmiałej i bolesnej. Po upadku ustrojów zbudowanych na „ideologiach zła” wspomniane formy eksterminacji w tych krajach wprawdzie ustały, utrzymuje się jednak nadal legalna eksterminacja poczętych istnień ludzkich przed ich narodzeniem.
- Dlaczego się to wszystko dzieje? Jaki jest korzeń tych ideologii pooświeceniowych? Odpowiedź jest jednoznaczna i prosta: dzieje się to dlatego, że odrzucono Boga jako Stwórcę, a przez to jako źródło stanowienia o tym, co dobre, a co złe. Odrzucono to, co najgłębiej stanowi o człowieczeństwie, czyli pojęcie „natury ludzkiej” jako „rzeczywistości”, zastępując ją „wytworem myślenia” dowolnie kształtowanym i dowolnie zmienianym według okoliczności.
Fundamentalna podmiana znaczeń na linii egzystencji w połączeniu z wykluczeniem pojęć z kategorii „źródła” i „celu” na linii sensu nie zrewolucjonizowały perspektywy poznawczej i uczuciowej człowieka. Te zmiany i redukcje wręcz zrewoltowały sferę umysłowości i emocji ludzi. Zarówno w skali masowej, jak i indywidualnej. Postawiły ludzkość wobec rozchwiania systemu wartości i zderzyły człowieka z alternatywą „trwania wbrew światu” albo „dostosowania się do świata. W takim kontekście motywowany tylko z materialnej (doczesnej) podstawy wybór pomiędzy złem a dobrem przestaje być opowiadaniem się po jasnej czy mrocznej stronie, lecz staje się błądzeniem „dziecka we mgle”. Odrzucenie Boga wytwarza rodzaj próżni, a że natura próżni nie znosi, w miejsce „wykluczonego” czy „uśmierconego” Pana wieczności stawia się jakiś pan doczesności.
- Tak więc człowiek jest w sobie samym podzielony, stąd całe życie ludzi, czy to indywidualne, czy też zbiorowe, okazuje się dramatyczną walką pomiędzy dobrem i złem, pomiędzy światłem i ciemnością. Co więcej, człowiek stwierdza swoją niezdolność do samodzielnego i skutecznego zwalczania ataków zła, tak że każdy czuje się spętany więzami niemocy.
- Jednak sam Pan przyszedł, aby wyzwolić i umocnić człowieka, odmieniając go wewnętrznie i wyrzucając precz władcę tego świata (por. J12,31), który zatrzymywał go w niewoli grzechu. Grzech zaś degraduje samego człowieka, ponieważ nie pozwala mu osiągnąć jego pełni. (…) Z biegiem czasu, jeżeli człowiek wytrwale postępuje za Mistrzem, którym jest Chrystus, coraz mniej odczuwa ciężar zwalczania w sobie grzechu, a coraz bardziej raduje się światłem Bożym, które przenika całe stworzenie. Jest to ogromnie ważne, gdyż pozwala człowiekowi wyjść z sytuacji nieustannego zagrożenia wewnętrznego przez grzech – który jednak na tej ziemi w jakimś stopniu pozostaje zawsze obecny – i poruszać się coraz swobodniej pośród całego stworzonego świata.
Nie rzecz w tym, aby odwrócić się od świata, by zamknąć zmysły na jego impulsy, by zarzucić naturalną troskę o dane nam dobra lub odmawiać sensu zabiegom o jego pomnażanie. Nie jest też celem negowanie piękna, przez które owo dobro emanuje i zachwyca, przydając tym sposobem energii do życia. Nie wolno zaprzeczać prawdzie i prawu (nawet powinności) poszukiwania prawdy, bo o ile ciekawość nie jest drogą do raju, o tyle dociekliwość umysłu zbliża do przenikliwości ducha.
Każda doba, nawet chwila niekiedy, odległości liczone w latach świetlnych i nanometrach, przestrzenie postrzegane w skali mikro i makro – cała dana nam rzeczywistość jest znakiem. Opowieścią i zarazem zapowiedzią. Podmuchem horyzontalnego początku i wertykalnym światłem bez końca. Zachowując pamięć, jesteśmy na niełatwym, ale bezpiecznym skrzyżowaniu.
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa”: Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005 / 2.04.2023 / sudeckiefakty.pl