Rok 2022, trochę jak 2020, zapisał się w dziejach zachodniej cywilizacji, może nawet szerzej, bo w dziejach całej ludzkości jako grań, po której we mgle niepewności wędrowały całe społeczeństwa. Po tej ścieżce do widzianego po ludzku szczytu doszli wielcy tego świata: królowa Elżbieta II, mistrz Edson Arantes do Nascimento Pelé i papież Benedykt XVI. Te trzy postaci, będące ikonami XX wieku łączy chrześcijaństwo, choć różnie przeżywane i eksponowane.
W ostatnich godzinach minionego roku odszedł do wieczności Benedykt XVI – Joseph Ratzinger. Od kilkudziesięciu godzin przez media przechodzi fala informacji biograficznych, osobistych świadectw i odniesień do wypowiedzi i tekstów papieża seniora. Nie sposób bowiem nie dostrzec, że był i pozostanie dla wielu osób uosobieniem najlepszych ludzkich cech. Nie piszę tych słów li tylko ze względu na aurę śmierci, lecz mam na uwadze fakt, że ks. Józef Ratzinger i ks. Karol Wojtyła stali się herosami duchowości i gigantami intelektu. Obaj duchowni budowali cywilizacyjny most na skale chrześcijaństwa. Jego fundamenty ulegają wstrząsom charakterystycznym dla trendów progresywnych w społeczeństwie i modernizmu w Kościele, ale „skała piotrowa” trwa.
Polska…
Gdy papież z Niemiec zastąpił papieża z Polski, wielu – szczególnie w Polsce i w Watykanie – zastanawiało się jaki obierze kierunek i jak zostanie przyjęty. Gdy Benedykt XVI 25 maja 2006 roku przybył do Polski i do żołnierzy salutujących wobec niego powiedział w języku polskim: „Czołem Żołnierze!”, niespodziewanie przełamał wszelkie obawy. Z każdą następną godziną czterodniowej jedynej pielgrzymki do ojczyzny Jana Pawła II, Benedykt XVI topił wszelkie lody, jakie mogłyby oddzielać nowego (wtedy) papieża od Polski.
Wyjątkowy wierny reporterski i źródłowy zapis obecności w naszym kraju znajdujemy w książce „Benedykt XVI w Polsce – Trwajcie mocni w wierze” z 2006 r.
- Jak nie dziękować dziś Bogu za to wszystko, co dokonało się w Waszej Ojczyźnie i w całym świecie podczas pontyfikatu Jana Pawła II? Na naszych oczach zmieniły się systemy polityczne, ekonomiczne i społeczne. Ludzie w wielu krajach odzyskali wolność i poczucie godności. (…) Proszę Was, pielęgnujcie to bogate dziedzictwo wiary poprzednich pokoleń, dziedzictwo myśli i i posługi wielkiego Polaka, Papieża Jana Pawła II. Trwajcie mocni w wierze, przekazujcie ją Waszym dzieciom, dawajcie świadectwo łasce, której doświadczyliście w sposób tak obfity przez działanie Ducha Świętego w Waszej historii. (26 maja 2006 – plac Józefa Piłsudskiego – Warszawa)
- W sercu każdego człowieka. Moi Przyjaciele, jest pragnienie domu. Tym bardziej młode serce przepełnia przeogromna tęsknota za takim domem, który będzie własny, który będzie trwały, do którego będzie się nie tylko wracać z radością, ale i z radością przyjmować każdego przychodzącego gościa. To tęsknota za domem, w którym miłość będzie chlebem powszednim, przebaczenie koniecznością zrozumienia, a prawda źródłem, z którego wypływa pokój serca. (…) Nie lękajcie się tej tęsknoty! Nie uciekajcie od niej! Niech Was nie zniechęca widok domów, które runęły, pragnień, które obumarły. Bóg Stwórca, dając młodemu sercu ogromną tęsknotę za szczęściem, nie opuszcza go w mozolnym budowaniu domu, któremu na imię życie.(27 maja 2006 – Błonia pod Wawelem – Kraków)
- Jan Paweł II był tu jako syn narodu polskiego. Ja przychodzę tutaj jako syn narodu niemieckiego i dlatego muszę i mogę powtórzyć za moim poprzednikiem: „Nie mogłem tutaj nie przybyć. Przybyć tu musiałem. Był to i jest obowiązek wobec prawdy, wobec tych, którzy tu cierpieli, obowiązek wobec Boga”. Jestem tu jako następca Jana Pawła II i jako syn narodu niemieckiego – syn tego narodu, nad którym grupa zbrodniarzy zdobyła władzę przez zwodnicze obietnice wielkości (…), by posłużyć się narodem jako narzędziem swojej żądzy zniszczenia i panowania. (…) Jestem tu, aby prosić o łaskę pojednania – aby prosić przede wszystkim Boga, bo tylko On może otworzyć i oczyścić ludzkie serca, ale również ludzi, którzy tu cierpieli. Modlę się o dar pojednania wszystkich, którzy w tej godzinie naszych dziejów wciąż cierpią pod panowaniem nienawiści i przemocy zrodzonej przez nienawiść. (28 maja 2006 – Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny Auschwitz-Birkenau)
Europa…
Papież Benedykt XVI – urodzony w Bawarii, ukształtowany rodzinnie, religijnie, kulturalnie, intelektualnie i duchowo – był na wskroś Europejczykiem. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Tak jak jego poprzednicy: Jan Paweł II, Jan Paweł I, Paweł VI, Jan XXIII, Pius XII, Pius XI, Pius X i Leon XIII, a już szczególnie Benedykt XV, a więc papieże stuleci XIX i XX, osadzony był filozoficznie i teologicznie w Europie. Chociaż Stary Kontynent nie był kolebką chrześcijaństwa, a historia naszego kontynentu w wielu swoich etapach i aspektach zdaje się odwracać czy nawet negować chrześcijaństwo, to jednak był dotąd jedną z wysp Kościoła.
Teraźniejszość i przyszłość Europy była dla papieża Benedykta XVI jedną z osi nauczania, ale też gorliwego duszpasterstwa przez całą jego kapłańską drogę. Poświęcił temu uwagę między innymi w publikacji „Europa. Jej podwaliny dzisiaj i jutro” z 2004 r.
- Europa, i to właśnie teraz, w tym momencie jej największych sukcesów, wydaje się wewnętrznie pusta, w pewnym sensie sparaliżowana zanikiem systemu krążenia. To jest kryzys wystawiający na ryzyko jej życie. Musi ona ratować się przeszczepami, które w końcu przekreślą jej autentyczną tożsamość. (…) Widoczny jest niezrozumiały zupełnie brak woli przetrwania. Dzieci, do których należy wszelka przyszłość, postrzegane są jako zagrożenie dla teraźniejszości. Istnieje nawet pogląd, że pozbawiają nas one cząstki naszego życia.
- Po upadku wielkich ideologii mity polityczne są przedstawiane mniej jasno, ale i teraz istnieją próby nadawania rzeczywistym wartościom waloru mitu. Wydają się one wiarygodne, bo tkwią korzeniami w autentycznych wartościach i właśnie dlatego są tak niebezpieczne, że traktują te wartości jednostronnie, w sposób, który można określić mitycznym. Powiedziałbym, że obecnie trzy wartości dominują w odbiorze społecznym, a ich jednostronne, mityczne pojmowanie zagraża dziś moralnemu rozeznaniu. Te trzy wartości, wciąż na sposób mityczny jednostronnie interpretowane to: postęp, nauka i wolność.
- Wiara w Boga, idea Boga, może ulec instrumentalizacji i stać się zabiegiem zabójczym. Na takie niebezpieczeństwo narażona jest religia. Ale również rozum, który zrywa całkowicie z Bogiem i usiłuje Go ograniczyć do sfery czysto subiektywnej, traci orientację i otwiera drzwi siłom niszczącym. (…) Tylko w ten sposób można toczyć prawdziwą batalię w obronie człowieka i przeciw odczłowieczeniu. Tylko pod warunkiem, że ludzki rozum otworzy się na Boga, że nie zepchnie zasad moralnych do sfery prywatnej i nie będzie do nich podchodzić ze zwykłym wyrachowaniem (…).
- Fakt, że zwycięstwo odniosła polityka pojednania jest zasługą całej generacji polityków, żeby wspomnieć tylko Adenauera, Schumanna, De Gasperiego, de Gaulle’a. Były to osoby obiektywne, inteligentne, odznaczające się zdrowym politycznym realizmem. Ten realizm miał korzenie i żywotne podłoże w chrześcijańskim etosie, który oni uznawali za etos rozumu, etos rozumu subtelnego i jasnego. Doskonale wiedzieli, że polityka nie może być zwykłym pragmatyzmem, lecz przedsięwzięciem moralnym. Metą, ku jakiej zmierza polityka jest sprawiedliwość i nieodłączne od niej dobro pokoju.
Wiara…
Józef Ratzinger – chrześcijanin, katolik, kleryk, kapłan, biskup; kardynał, papież – jak mało kto kochał Kościół i żył wiarą. Oznaczało to z jednej strony wezwanie do pracy „w winnicy Pańskiej”, które przyjął z powołaniem duchownym, a z drugiej strony wnikliwe i rzetelne rozpoznawanie środowiska, w jakim znajdował się Kościół Katolicki i szerzej chrześcijaństwo. Co więcej (i co było fenomenem zapoczątkowanym przez Karola Wojtyłę, który przeszedł tę samą drogę ku papiestwu, choć w innym kraju i w innych okolicznościach) – dialogował. Dialog oznaczał w obu przypadkach konfrontowanie się z argumentami myślących i widzących świat inaczej, niż z okien Watykanu.
Pasjonujący zapis poszukiwań i konkluzji księdza kardynała Józefa Ratzingera znaleźć można w książce „Raport o stanie wiary” z 1986 r. To rozmowa-ocean (a nie tylko wywiad-rzeka) z wybitnym watykanistą i dziennikarzem Vittorio Messorim.
- To nie chrześcijanie sprzeciwiają się światu. To świat jest w opozycji do nich, odkąd głoszono prawdę o Bogu, Chrystusie i człowieku. Świat burzy się, kiedy grzech i łaska zostają nazwane po imieniu. Po okresie nieodpowiedzialnych „otwarć” przyszedł czas, by chrześcijanin ponownie sobie uświadomił, że należy do mniejszości i że musi przeciwstawić się wszystkiemu, co jest niby logiczne i naturalne, a co Nowy Testament, bynajmniej nie w dodatnim sensie, nazywa „duchem świata’. Nadszedł czas, by odnaleźć w sobie odwagę bycia nonkonformistą, zdolność do stawiania oporu, do okrywania prawdziwego oblicza niektórych tendencji we współczesnej kulturze, odrzucając pewne typy euforii posoborowej.
- W świecie, gdzie – jak na Zachodzie – pieniądz i bogactwo są miarą wszystkiego, gdzie wolnorynkowość narzuca swoje nieubłagane prawa każdej dziedzinie życia, autentyczna etyka katolicka wielu ludziom wydaje się obcym ciałem, przeżytkiem, rodzajem meteorytu kontrastującym nie tylko ze zwyczajami życia, ale także z podstawą myślenia. Liberalizm w dziedzinie ekonomicznej odpowiada na płaszczyźnie moralnej permisywizmowi.
- Dla katolika liturgia to wspólna ojczyzna, samo źródło jego tożsamości. Dlatego też powinna być „ponadczasowa”, „nienaruszalna”, ponieważ w obrządku objawia się Świętość Boga. Burzenie się przeciw temu i nazywanie tego „przestarzałym usztywnionym schematem” spowodowało, że liturgia straciła inspirujące twórczo możliwości, popadając w niebezpieczeństwo samowoli, a przez to została strywializowana.
- Mieszanka Biblii, chrystologii, polityki, socjologii i ekonomii jest nie do przyjęcia z powodów teologicznych, społecznie zaś niebezpieczna. Nie można nadużywać Pisma Świętego i teologii do absolutyzowania i sakralizowania porządku społeczno-politycznego. A jeśli sakralizuje się rewolucję, mieszając Boga, Chrystusa i ideologie, to powstaje entuzjastyczny fanatyzm, który może doprowadzić do niesprawiedliwości i do gorszego ucisku, odwracając w rzeczywistości to, co się obiecało w teorii.
Wieczność…
Teologia była samym sercem duchowej i intelektualnej sylwetki Józefa Ratzingera. Był jej nadzwyczaj pracowitym badaczem, nauczycielem i głosicielem, ale też zdecydowanym i zdeterminowanym obrońcą wiary (czego synonimem stało się nazywanie prefekta Kongregacji Nauki Wiary „pancernym kardynałem”, do którego ostatecznej opinii miał się stosować w kwestiach oficjalnego nauczania nawet św. Jan Paweł II, skądinąd „szef” prefekta). Teksty teologiczne, homilie, medytacje, katechezy i przemówienia pozostaną na zawsze modelem perfekcyjnego kształtowania tez, ich oddzielania od hipotez i śmiałych konkluzji. Gdy był jednym z najbliższych współpracowników papieża Jana Pawła II, a potem papieżem, Benedykt XVI stanowił opokę katolickiej Tradycji. O tym, że teologia nie jest (jak się może zdawać… komuś…) jedną z wielu nauk czy nawet jakąś formą rozumowania spoza sfery nauk (są takie głosy…), przekonuje cały dorobek Józefa Ratzingera.
Gdy jednak stoimy wobec faktu jego odejścia do wieczności, na uwagę zasługuje publikacja ks. prof. Józefa Ratzingera z 1977 r., którą w Polsce znamy pod tytułem „Śmierć i życie wieczne”. Wydana została w czasie, gdy papież Paweł VI mianował go biskupem.
- Człowiek pragnie całkowitej emancypacji, to znaczy chce wolności niczym nieograniczonej i chce równości, która wyzwoli go z wszelkiego wyobcowania i w której osiągnie jedność z samym sobą, z ludzkością i naturą. Człowiek pragnie więc boskości. I – jak nam mówi Nowy Testament – słusznie jej pragnie. Rzecz w tym, że szuka jej na całkowicie fałszywej drodze. (…) Nadzieja jest tylko tam, gdzie jest miłość. W Chrystusie ukrzyżowanym objawiła się miłość sięgająca poza śmierć. Dlatego człowiek może żyć nadzieją.
- Życie ludzkie nie jest nim przez sam fakt istnienia. (…) Życie we właściwym sensie jest tam, gdzie nie ma cierpienia, samotności, izolacji, gdzie jest natomiast obfitość spełnienia, miłość, wspólnota, gdzie człowiek doznaje dotknięcia Boga. I tak życie staje się jednoznaczne z błogosławieństwem, śmierć – z przekleństwem.
- Słowem „niebo”, nawiązującym do symboliki tego, co w górze, wysokości, określa tradycja chrześcijańska ostateczne dopełnienie egzystencji człowieka przez spełnioną miłość, ku której kieruje się wiarą. Takie „dopełnienie” nie jest tylko muzyką przyszłości. (…) Pytać o niebo nie znaczy więc wkraczać w dziedzinę marzeń i fantazji. (…) Niebo jest przede wszystkim rzeczywistością osobową. Określa ją na zawsze jej historyczny początek w tajemnicy paschalnej śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. (…) Całe stworzenie staje się „hymnem” – hymnem wyzwolenia bytu z zamknięcia w sobie, z wszystkich ograniczeń i osiągnięcia Pełni, a zarazem wstąpienia Pełni w to, co jednostkowe. W tym hymnie radości zamilkną już wszystkie pytania, bo znajdą pełną odpowiedź.
Nie mogłem się spodziewać, że pierwsza publikacja w 2023 roku będzie echem przeżycia godzin kończącego się roku 2022. Benedykt XVI odszedł do wieczności właśnie w ostatnim dniu starego roku. Jeśli przyjąć, że nie był to przypadek, lecz znak… A jeśli znak, to może sygnalizuje on, że nasz prawdziwy cel jest dalej…, wyżej…, głębiej… Panu Bogu dziękuję za Benedykta XVI!
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa”: Iwona Dojka, Marek Latusiewicz, Marek Balon, Benedykt XVI – Trwajcie mocni w wierze, Dom Wydawniczy „Rafael”, Kraków, 2006 / Joseph Ratzinger, Europa – jej podwaliny dzisiaj i jutro, Wydawnictwo „Jedność”, Kielce 2005 / Vittorio Messori, Raport o stanie wiary. Rozmowy z ks. Kardynałem Josephem Ratzingerem, Wydawnictwo „Michalineum”, Warszawa-Kraków, 1986 / Joseph Ratzinger, Śmierć i życie, Instytut Wydawniczy „Pax”, Warszawa, 1986 / 01.01.2023 / sudeckiefakty.pl