Kiedy zaczyna się łańcuch okoliczności doprowadzających człowieka do punktu, w którym wszyscy – czytając jego biografię – mogą uważać, że właśnie „wtedy” wszedł drogę do miejsca określanego zazwyczaj jako „sukces” lub „szczyt kariery”? Czy taki awans osiągnąć może człowiek będący zwyczajnie całym sobą dla innych i oddający się bez reszty swojemu życiowemu powołaniu?
Naukowiec, oficer, twórca, sportowiec, polityk, aktor – osoby osiągające wyżyny w swoich dziedzinach aktywności to ludzie startujący w życie z bardzo różnych egzystencjalnych pułapów oraz ze zróżnicowanymi potencjałami i aspiracjami. Wspólne jest to, że w jakimś momencie życia świadomie wkraczają na ścieżkę wiodącą ich ku pozycji, o jakiej inni albo marzą, albo jej zazdroszczą, ale jej nie osiągają, choć angażują wszelkie dostępne sobie zasoby i poświęcają wiele lub wszystko, by osiągnąć swój cel. Czasem to jednak nie wizja kariery jest motorem ludzkiego zaangażowania. Siłą napędową bywa przekonanie, że to, co się czyni na co dzień, wystarcza wykonywać jak najlepiej – „ze wszystkich sił”. Czytanie biografii ludzi określanych mianem „ważnych”, „sławnych” czy „powszechnie znanych” ujawnia niekiedy ich wrodzone predyspozycje albo nabyte cechy, dzięki których sumie docierają oni tak wysoko, że wyżej się nie da. Te same reguły dotyczą ludzi, którzy zostają… papieżami?
Duchowa rola papieży i ich faktycznie mistycznie inspirowana pozycja w Kościele zdaje się (niestety) schodzić z pola uwagi. Właśnie ta sfera jest najbardziej fascynującą domeną, w której można i warto odnajdować najgłębsze i najwartościowsze przymioty misji i posługi papieża. Dopiero w takim kontekście czytanie życiorysu każdego papieża okazuje się być nie tylko „powrotem do przeszłości”, ale czytaniem „znaków czasu”. Poznawanie biografii Roberta Franciszka Prevosta zdaje się potwierdzać tę regułę, choć należy mieć na uwadze, że pontyfikat Leona XIV ledwo co został zainaugurowany.
- Właśnie to słowo – katolicki – najlepiej oddaje ducha domu, w którym wychowywał się Robert Prevost. To był katolicyzm żywy – nie z definicji, ale w codzienności. I to z takiego domu wyszedł człowiek, który dziś jako Leon XIV kieruje Kościołem powszechnym. Z domu, który był małą katechezą tego, czym Kościół naprawdę jest: wspólnotą ludzi różnych, a jednak zjednoczonych wokół jednej Miłości.
- Dom Prevostów był przesiąknięty duchem wspólnoty i religijnego zaangażowania. Rodzina aktywnie uczestniczyła w życiu parafii St. Mary of the Assumption w pobliskim Riverdale – ojciec był lektorem, matka członkinią Altar & Rosary Society i chóru. Młody Robert, nazywany przez rodzinę i znajomych Rob, Bob lub Bobby, od najmłodszych lat przejawiał zainteresowanie kapłaństwem. Bracia wspominają, jak w domu organizował „msze”, używając deski do prasowania jako ołtarza i ciasteczek jako hostii. Jego starsi bracia, Louis i John, wspierali go w tych zabawach, nie zdając sobie sprawy, że obserwują początki przyszłego papieża. „Rob lubił bawić się w księdza. Odprawiał „mszę” i rozdawał „komunię”, mając 7 lub 8 lat. Już wtedy miał to powołanie” – opowiada najstarszy z braci, Louis. Średni brat, John, dodaje: Kiedy był w pierwszej klasie, kobieta z sąsiedztwa powiedziała, że zostanie pierwszym amerykańskim papieżem (…)”.
W niespełna pięćdziesiąt dni od wyboru papieża (to rekordowy czas) ukazała się w Polsce książka, w której na ponad 300 stronach Adam Sosnowski pomieścił zebrane z wielu źródeł informacje o niemal 70 latach życia Roberta Prevosta i zsumował najważniejsze fakty z pierwszych kilkunastu dni pontyfikatu. Napisana z reporterską swadą pozycja zawiera album zdjęć Michała Klaga ożywiający pasjonującą lekturę. „Leon XIV. Biografia ilustrowana” to nie tylko tytuł, ale faktyczna zawartość publikacji. Jej niezwykłym aneksem jest kolejnych ponad 100 stron, na których ks. Janusz Królikowski zamieścił krótkie, ale poruszająco sformatowane biografie trzynastu poprzedników obecnego papieża na Stolicy Piotrowej, którzy nosili imię Leon. Z całą pewnością książka nie wyczerpuje zainteresowania osobą nowego papieża, ale dostarcza wielu informacji „objaśniających” osobowość Ojca Świętego Leona XIV.
Tak jak życie każdego człowieka zaczyna się w rodzinie, nie inaczej jest z Robertem Prevostem – Leonem XIV. W zasadzie rozdział o rodzinie nie kończy się, bo papież ma dwóch braci i ich rodziny, a więc ta historia się toczy. Bracia papieża mają swego brata – wyjątkowego, bo został Głową Kościoła powszechnego, co i dla nich stanowi nieznane nikomu innemu wyzwanie. W kolejnych rozdziałach widzimy chłopca, młodzieńca – ucznia, licealistę, studenta matematyki, doktora prawa, alumna, zakonnika, przeora, biskupa, kardynała – mężczyznę dorastającego do coraz to nowych zadań, których horyzont definiuje powołanie kapłańskie.
Nie chcąc nikomu odbierać osobistej możliwości poznawania drogi, jaką Robert Prevost doszedł do papiestwa, zatrzymam się w niniejszym rozważaniu na okresie znacznie poprzedzającym ten etap. Mam bowiem przeświadczenie, że wszystko zaczęło się znacznie wcześniej niż w dniu, w którym na konklawe Opatrzność wskazała na augustianina ze Stanów Zjednoczonych, z Peru i Italii, bo te trzy kraje stały się dla Roberta Prevosta trzema źródłami ludzkiego i duchowego wzrostu. Dodam tylko, że jest też mniejsze, ale ważne źródełko z Polski, o którym warto wiedzieć.
- W klasie Robert Prevost siedział zwykle w pierwszym rzędzie. Miał prowadzone starannie zeszyty, z równym pismem i kolorowymi zakładkami do cytatów z Ewangelii. Znał już na pamięć modlitwy, których inni dopiero się uczyli. Gdy nauczycielka religii poprosiła kiedyś o ochotnika do przeczytania fragmentu Pisma Świętego, Robert wstał bez chwili zawahania i zrobił to z taką powagą, że w klasie zapadła cisza. Podczas rekolekcji wielkopostnych zaproponował, by uczniowie przygotowali wspólnie rozważania Drogi Krzyżowej. Był wtedy w czwartej klasie. W przerwach grał w baseball z kolegami, ale nigdy nie pozwalał sobie na przekleństwa czy bójki.
- Nieprzypadkowo powierzono mu funkcję redaktora naczelnego szkolnego rocznika. W nim dokumentowano nie tylko wydarzenia z życia szkoły, ale też głosy i przemyślenia uczniów. Prevost pisał z powagą, ale i z pewną delikatnością – nie był typem agitatora, lecz raczej sumiennego kronikarza, który rozumie wagę słowa. Był także sekretarzem rady uczniowskiej i członkiem National Honor Society, elitarnego stowarzyszenia zrzeszającego młodzież wyróżniającą się nie tylko wynikami w nauce, ale także etyką i przywództwem, leadership skills, jak to mówią Amerykanie. W kulturze amerykańskiej umiejętności przywódcze są wysoko cenione i aktywnie rozwijane już od szkoły podstawowej, gdzie uczniom oferuje się role liderów w projektach, samorządach czy wolontariacie, traktując je jako kluczowy element przyszłego sukcesu.
- Po lekcjach Robert brał udział w spotkaniach klubu bibliotecznego oraz w debatach oksfordzkich, które w szkole są prowadzone z niezwykłą starannością. (…) Augustianie odpowiadający za edukację Roberta Prevosta regularnie organizowali debaty oksfordzkie, czyli sformalizowaną postać publicznej dyskusji, której celem nie jest jedynie zwycięstwo jednej ze stron, ale przede wszystkim logiczne myślenie, precyzyjne argumentowanie, słuchanie ze zrozumieniem i umiejętność przekonywania bez obrażania przeciwnika. (…) Debaty oksfordzkie to dziś wciąż jedna z najskuteczniejszych form wychowania obywateli, którzy potrafią mówić jasno, słuchać uważnie – zachowując klasę. W czasach polaryzacji i krzyków w mediach społecznościowych ten model dyskusji jest cenniejszy niż kiedykolwiek i bardzo dobrze, że Leon XIV uczył się tego już od najmłodszych lat.
- W szkole średniej augustianów panowała dyscyplina – dzień zaczynał się wcześnie od wspólnej modlitwy i kończył kompletą przed ciszą nocną. Nie było miejsca na niedbalstwo, ale też nie było nadmiernego rygoryzmu. Augustianie cenili wolność myślenia, ale wymagali stosowania się do jasnych zasad. To tam Robert uczył się konsekwencji i wewnętrznej równowagi, które do dziś są znakiem rozpoznawczym jego stylu bycia i sprawowania urzędu. (…) Raczej słuchał, niż mówił. Zawsze obecny, nigdy narzucający się. To samo mieli o nim powiedzieć kardynałowie kilkadziesiąt lat później podczas kongregacji generalnych przygotowujących konklawe 2025 r.
267. papież – następca św. Piotra, a przede wszystkim zastępca Chrystusa w Kościele – Leon XIV. Koncentruje w sobie wszystko to, co jest posługą w Kościele rzymsko-katolickim, misją w chrześcijaństwie i wyzwaniem w świecie, który wobec chrześcijaństwa jest obojętny lub wrogi. Z biografii Leona XIV jasno wynika, że orientuje się dobrze w uwarunkowaniach religijnych i społecznych wielu krajów, ma doskonałą świadomość odmienności problemów, z jakimi borykają się ludzie w różnych zakątkach świata i ma rozeznanie w realnych problemach chrześcijan, a szczególnie katolików w regionach dla nich nieprzyjaznych, wymagających konfrontacji z innymi religiami czy (jak w Europie) zmagających się z topnieniem tożsamości lub nawet kwestionowaniem definicji człowieczeństwa, rodziny, wolności. Jest bardzo dużo przesłanek, by spodziewać się od Leona XIV znaczącego wzmocnienia ducha ciągłości w Kościele i jedności wśród chrześcijan Zachodu i Wschodu. Oczekiwania wobec nowego papieża formułują przywódcy polityczni, pomiędzy którymi dyplomacja watykańska zawsze tworzyła nitki kontaktów ułatwiających przynajmniej częściowe studzenie ognisk zapalnych na całym globie. Nadzieje z nowym papieżem wiążą różne grupy i kategorie społeczne (w Kościele i poza nim) – bywa, że o sprzecznych ze sobą motywacjach – spodziewające się wysłuchania, zrozumienia i włączenia wszędzie tam, gdzie zachodzi deficyt wymienionych wartości. Co znamienne, papież szczególny akcent kładzie na sytuację ludzi cierpiących z powodu ubóstwa. Poziom naprężeń w ramach Kościoła, w chrześcijaństwie i całej ludzkości jest jednak blisko stanów krytycznych. Papież dysponuje tym rodzajem sił, których oddziaływanie nie jest spektakularne, czego całe społeczeństwa i pojedynczy ludzie, przebodźcowani impulsami medialnymi, mogą nie rozumieć i nie akceptować. Potencjał duchowy i intelektualny, ale też kapitał pastoralny i witalność papieża zdają się zapowiadać pontyfikat znaczący.
Można już teraz, a więc po niespełna dwóch miesiącach, zauważyć dwa szczególne rysy w osobowości Leona XIV. Rysem wertykalnym jest głęboko zakorzeniony chrystocentryzm duchowości widoczny w sprawowaniu liturgii i innych gestach pobożności papieża. Ten wątek zasługuje na odrębne prześwietlenie… Jest jednocześnie rys horyzontalny, wyraźnie wpisany w całą dotychczasową biografię Roberta Prevosta. To głębokie zakorzenienie w rodzinie. Papież przenosi to na stosunek do człowieka, a przez to dalej, do człowieczeństwa i wszelkich aspektów relacji międzyludzkich. Istotny jest przytoczony w książce fragment homilii Ojca Świętego Leona XIV z 1 czerwca 2025 r.
- To prawda, że czasami człowieczeństwo jest zdradzane. Na przykład za każdym razem, gdy przyzywa się wolności nie po to, aby dawać życie, lecz aby je odbierać, nie po to, aby spieszyć z pomocą, lecz aby skrzywdzić. Jednak nawet w obliczu zła, które się przeciwstawia i zabija, Jezus nadal modli się do Ojca za nas, a Jego modlitwa działa jak balsam na nasze rany, stając się dla wszystkich zapowiedzią przebaczenia i pojednania.
- Taka modlitwa Pana Jezusa nadaje pełny sens tym jasnym chwilom naszej wzajemnej miłości jako rodziców, dziadków, synów i córek. I to właśnie chcemy głosić światu: jesteśmy tutaj, aby być „jedno”, tak jak Pan chce, abyśmy byli „jedno” w naszych rodzinach i tam, gdzie żyjemy, pracujemy, studiujemy: różni, a jednak „jedno”, tak liczni, a jednak „jedno”, zawsze, w każdych okolicznościach i w każdym okresie życia.
- Najmilsi, jeśli w ten sposób się miłujemy, na fundamencie Chrystusa, który jest „alfą i omegą”, „początkiem i końcem” (por. Ap 22,13), to będziemy znakiem pokoju dla wszystkich, w społeczeństwie i w świecie. I nie zapominajmy: z rodzin rodzi się przyszłość narodów.
- W ostatnich czasach otrzymaliśmy znak, który napełnia radością, a jednocześnie skłania do zastanowienia: mam na myśli fakt, że beatyfikowano i kanonizowano małżonków, i to nie osobno, ale razem, jako pary małżeńskie. Myślę o Ludwiku i Zelii Martin, rodzicach św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Chciałbym też przypomnieć błogosławionych Alojzego i Marię Beltrame Quattroccich, których życie rodzinne toczyło się w Rzymie w ubiegłym wieku. I nie zapominajmy o polskiej rodzinie Ulmów: rodzicach i dzieciach zjednoczonych w miłości i w męczeństwie. Powiedziałem, że jest to znak, który skłania do refleksji. Tak: Kościół wskazuje ich jako przykładnych świadków małżonków, mówi nam, że świat dzisiejszy potrzebuje przymierza małżeńskiego, aby poznać i przyjąć miłość Boga oraz pokonać, dzięki jego sile jednoczącej i pojednawczej, siły, które rozbijają relacje i społeczeństwa.
Dwustu sześćdziesięciu siedmiu następców św. Piotra, łącznie z Leonem XIV, stanęło dotąd na czele Kościoła. To dwieście sześćdziesiąt siedem zupełnie różnych osób z niepowtarzalnymi rodzinnymi, społecznymi, intelektualnymi i duchowymi rodowodami. Wystarczy tylko zauważyć, że nie wszyscy dostąpili beatyfikacji czy kanonizacji, by móc powiedzieć, że nawet wewnątrz Kościoła byli różnie widziani i oceniani (może niedoceniani). Liczba opinii wokół każdego z papieży szybko rośnie, gdy wypowiadają się o nich ich współcześni, potem badacze dziejów i gdy są zestawiani ze swoimi poprzednikami czy następcami. Niekiedy pisze się o nich hagiograficznie, innym razem oskarżycielsko. Jednocześnie permanentnie zmienia się otoczenie Kościoła, a więc i Głowy Kościoła. Tylko przez znane nam z własnej pamięci uwarunkowania XX i XXI wieku, osoba papieża jest coraz częściej postrzegana stosunkowo często zaledwie w kategoriach z pogranicza socjologii i polityki.
Leon XIV od pierwszych sekund pojawienia się po konklawe, od pierwszego gestu na balkonie bazyliki św. Piotra skierowanego ku dziesiątkom tysięcy ludzi zebranych na placu przed bazyliką i milionom obserwujących te chwile za pośrednictwem mediów, i od pierwszych wypowiedzianych słów dokonuje swoistego percepcyjnego przewrotu. Naturalnie koncentruje na sobie uwagę, ale przez siebie przenosi skupienie na coś, czego jest wyrazicielem. Na Kogoś, kogo reprezentuje, w imieniu Kogo przemawia: Niech pokój będzie z wami wszystkimi, najdrożsi bracia i siostry. Takie było pierwsze pozdrowienie Chrystusa zmartwychwstałego, Dobrego Pasterza, który oddał życie za Bożą owczarnię. (…) Pokój wam! Taki jest pokój Chrystusa zmartwychwstałego. Pokój rozbrojony i pokój rozbrajający, pokorny i wytrwały. Pochodzi od Boga, od Boga, który kocha nas wszystkich, bezwarunkowo.
- TERAZ: Adam Sosnowski, ks. Janusz Królikowski „Leon XIV. Biografia ilustrowana”, Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków, 2025
- POPRZEDNIO: Sławomir Cenckiewicz, Michał Rachoń, „Zgoda. Rząd i służby Tuska w objęciach Putina”, Wydawnictwo Transatlantic Foundation, Warszawa, 2024
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.