Zniechęcenie jest nieuniknione, jeśli na każdym kroku, gdziekolwiek się obrócić, cokolwiek przeczytać czy zobaczyć w mediach, a przede wszystkim z kimkolwiek się porozmawia. Żyjemy – jakby – w okresie „przejściowym”, w czasie znihilizowanym do imentu. Zaczynam nawet po troszę godzić się z tym, że należę do pokolenia, które musi …wymrzeć, aby mogło zacząć się coś nowego, coś co swoją „nowość” czerpać będzie z poznawania, a nie z kopiowania.
Pierwszym zapamiętanym przeze mnie urządzeniem do masowego kopiowania była oczywiście kalka stosowana w maszynie do pisania (lata 70. i 80.). Potem zetknąłem się z czymś, co nazywano „powielaczem” (lata 80.), a następnie kserokopiarką (przełom lat 80. I 90.) i skanerem (lata 90.). To oczywiście nie są jedyne środki technologiczne umożliwiające multiplikowanie, ale ich cechą jest to, że nie modyfikują pierwowzoru. Rzec można – powtarzają go (mniej lub bardziej doskonale). Wystarczy mieć materiał źródłowy, coś tam gdzieś wcisnąć lub przekręcić i już mamy tyle „materiałów źródłowych”, ile dusza zapragnie. Ze współczesną cywilizacją jest nieco podobnie, bo dominuje w niej tendencja do replikowania zastanych wzorów, a co najwyżej do nic lub niewiele znaczących przeróbek gotowego modelu. Prasa „politycznej poprawności” indukuje konserwowanie. Nie ma nawet ewolucji w przyjętych schematach, a jeśli nawet dochodzi do sezonowych „rewolucji” (lata 60.), to większość spraw i procesów szybko wraca na swoje miejsce w myśl reguły, że dzieci rewolucji są zjadane przez samą …rewolucję.
Ciągnie się zatem to, co było. Wlecze się za nami przeszłość nieminiona, jakby chciała nam udowodnić, że przyszłość nie ma sensu, bo …nie istnieje. Zalew nijakości, o bylejakości nie wspominając, kolosalnie komplikuje dotarcie do jakiejś …jakości. Nawet jej zdefiniowanie przysparza nie lada fatygi, a co dopiero jej zmaterializowanie.
Gdy więc przychodzi pisać czy mówić, słuchać lub rozmawiać o nowej jakości, zbyt często okazuje się to być zderzeniem z kamienną ścianą lub podskakiwaniem pod szklany sufit. Człowiek wie, że coś tam obok czy wyżej jest, ale wciąż nie może znaleźć potwierdzenia, tkwiąc w bunkrze skonstruowanym z niepoliczonych powiązań przeciętności ze średnią. Rzeczywistość zasnuta tą bezbarwną, bezwonną demobilizuje, dezorganizuje i nade wszystko deprecjonuje. Demobilizuje do poznawania. Dezorganizuje tych, którzy chcą poznawać. I deprecjonuje to, co zostało poznane, w umysłach i zmysłach zniewolonych. W sumie deprawuje każdego z osobna i wszystkich razem – tak długo, dokąd się na to zgadzamy.