Cisza zazwyczaj poprzedza coś niecodziennego. Jedni po ciszy spodziewają się burzy, inni w ciszy odnajdują prolog gestów lub słów o szczególnym znaczeniu. Zalety ciszy rozpoznajemy zazwyczaj, gdy jej …brakuje, a jej sens wówczas, gdy zdarzyło się to, co wyprzedzała (zapowiadała).
We onomatopeicznym wrzasku, w oksymoronicznym hałasie, w prozaicznym tumulcie sylab, w banalnym galimatiasie fraz i w bałaganie całych zdań trudno jest się doszukać rzeczywistego znaczenia ludzkiej mowy. Jeśli cisza jest brakiem mowy, jakimś rodzajem dysfunkcji komunikacyjnej, wtedy staje się pustką. Zdarza się, iż cisza wynika z niewymowności, z czegoś, co można określić mianem „braku słów” czy też „drżeniem z niemocy słowa” – taka okoliczność w istocie swojej jest swoistą formą …mowy. Na takim to tle dopiero można pozwolić sobie na ważenie i dobieranie słów, aby znaczyły nie cokolwiek, ale to, co znaczą. Pod takim warunkiem wolno je komponować w potoki i sploty, aby oczyszczały lub wiązały mówiącego i słuchającego. Tych, którzy są albo w dialogu, albo i w monologu (który sam w sobie nie jest czymś niewłaściwym). Słowa stają się – pojedynczo i w zbiorach uformowanych w wersy, akapity czy rozdziały – wyrazami (nomen – omen) obdarowania. Nie może w nich być nie tylko fałszu, choć mogą zawierać wynikający z ludzkiej omylności i niedoskonałości, błąd, lecz również nie może w nich być toksyny, nawet jeśli niosą w tej czy w innej dawce podawaną przykrą treść. Słowa, by być pomostami interpersonalnej komunikacji, a nie lassami potrzebnymi do „chwytania” drugiego człowieka „za gardło”, wygłasza się, wypowiada się – mową lub pismem – by człowiek intensywniej, niż dotąd, doświadczał jak jest ważny i niepowtarzalny dla drugiej osoby, dla drugich osób. Z napisanego przed chwilą zdania należy też wnioskować, że bez cienia wątpliwości, opisany w nim stan nie może być doznaniem jednostronnym.
Wokół nas pełno jest liter sklejanych w słowa, słów skręcanych w zdania i zdań zbijanych w nieprzebrane ilości tekstów. Tym wpisem – być może – popełniam te czyny, miast skupić się nad motywem ciszy. Od pewnego czasu lubię ją i potrzebuję jej bardziej, niż dawniej. Nie lgnę do osób i miejsc, gdzie ludzie są polewani gejzerami słów, z których nic, niewiele lub za mało wynika. Tym bardziej źle mi się robi, gdy trafiają się pomyje, popłuczyny czy co gorsza innego rodzaju ciecze, od woni których trudno jest się uwolnić. Nie odwracam się jednakże od świata, od społeczności, w jakiej na co dzień lub czasami przebywam. Staram się jedynie – wciąż niedoskonale i wciąż nie dość skutecznie – wsłuchiwać się / wpatrywać się w słowa poprzedzane ciszą…