Jeśli za ścianą słyszymy krzyki i wołanie o pomoc to próbujemy pomagać tym, którym dzieje się krzywda albo wzywamy policję, aby interweniowała, gdy okoliczności stają się wymykają się spod kontroli.
U naszego wschodniego sąsiada, jakim jest Ukraina doszło do wewnętrznego i dramatycznej w skutkach konfrontacji. Dopiero krew lejąca się na ulicach Kijowa poraziła polityków tzw. „zachodu”. Łaskawie zebrali się w bezpiecznej odległości od granicy Unii Europejskiej z „nieunijną” częścią Europy i pomachali paluszkiem, gdy wiadomo już było, iż namiestnik rosyjski w Kijowie uciekał do Charkowa, niemal mijając się w drodze z uwolnioną w tym samym czasie Julią Tymoszenko. Skończyła się olimpiada w Soczi i niedźwiedź z Kremla dał znać o sobie. Nie zaczęła się jeszcze paraolimpiada w Soczi, a armada Putina stoi już u bram suwerennego państwa, jakim jest Ukraina.
Pod pozorem ochrony obywateli rosyjskich w 2008 r. Rosja Putina anektowała część Gruzji i do dzisiaj nie oddała terenu wydartego przemocą i za cenę krwi wielu Gruzinów. Co więcej w styczniu Rosja Putina „przesunęła” swoją „granicę” z Gruzją o 11 kilometrów w głąb Gruzji i nikt palcem nie kiwnął, aby wyrazić sprzeciw. Gruzja nie ma już walecznego prezydenta (który nota bene pojawił się kilka dni temu na Majdanie), więc bez sprzeciwu przyjęła dyktat Rosjan. Polski prezydent, który wtedy przybył do Tbilissi wraz z kilkoma przywódcami Europy Środkowej, zatrzymał inwazję na państwo aspirujące do udziału w NATO i UE. Cytowałem już dziesięć dni temu słowa śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 2008 r., który powiedział wtedy: wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę! Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskich apetytów. Okazało się, że nie, że to błąd.
Ministrowie spraw zagranicznych Unii Europejskiej mają się zebrać w …Brukseli w …poniedziałek. Prezydent USA wyraża głębokie zaniepokojenie wobec zaistniałej sytuacji, a Pakt Północnoatlantycki milczy. Polski prezydent i polski premier w tej chwili naradzają się w Belwederze wraz z ministrami, a w chwili pisania tych słów ich ustaleń nie znamy. Ukraiński rząd apeluje do świata o pomoc, do Ukraińców o zachowanie zimnej krwi i do Rosji, by wycofała swoje wojsko do baz na Krymie.
W sytuacji, w której awanturnik demolujący mieszkanie sąsiadów nie napotyka na sprzeciw, trzeba się liczyć z tym, że skutki jego zachowań mogą fatalnie wpłynąć także na nasz mir domowy. Możemy włączyć głośniej telewizor lub założyć słuchawki, by nie słyszeć niepokojących sygnałów. Możemy liczyć na to, że mieszkając na innym piętrze jesteśmy bezpieczni. Możemy też zbudzić się w kłębach dymu, gdy agresor podpali swoje mieszkanie będące częścią naszego wspólnego domu.
Jeśli się komuś wydaje, że powiedzonko „gdzie Rzym, gdzie Krym” jest nadal aktualne, niech się zastanowi nad odległością Krymu od Kremla. Dzisiaj stała się ona niepokojąco krótka.