Cena krwi, jaką płaci się za wolność, w Polsce wydaje się niektórym abstrakcyjnym pojęciem. Niektórym wydaje się, że wolność raz odzyskana, nie może być utracona. W Polsce nie brakuje naiwnie wierzących w koniec historii. Potwierdzają to opublikowane kilka dni temu wyniki badań społecznych, w myśl których jedynie 19% Polaków jest gotowych poświęcić życie lub zdrowie, gdyby okazało się, że nasz kraj poddany jest próbie.
Dzisiaj Ukraina jest miejscem, w którym za wolną ojczyznę oddaje się życie i zdrowie. Poprzez przekazy medialne możemy na własne oczy zobaczyć rzekę krwi i ognia. Ukraińcy giną i cierpią, są tragicznie podzieleni i zdeterminowani, by odzyskać poczucie, że ich kraj jest wolny. Nie mogę nie zacytować śp. prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego, który w 2008 r., w Tbilissi powiedział m.in.: >> Chciałbym to powiedzieć nie tylko Wam, chciałbym to powiedzieć również tym z naszej wspólnej Unii Europejskiej, że Europa Środkowa, Gruzja, że cały nasz region będzie się liczył, że jesteśmy podmiotem. I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę! Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskich apetytów. Okazało się, że nie, że to błąd. << Te słowa padły podczas agresji Rosji na Gruzję. Tuż przed igrzyskami w Soczi Rosja „przesunęła” granicę z Gruzją o 11 kilometrów i poza kilkoma oświadczeniami polityków, ten akt przeszedł bez echa.
Od kilku miesięcy widzimy, jak władza na Ukrainie poniewiera swoimi obywatelami i „konsultuje” decyzje o losie Ukrainy z prezydentem Rosji. Stany Zjednoczone, Unia Europejska, w tym Polska, dopiero od kilku godzin zaczyna reagować na przemoc na ulicach Kijowa i innych ukraińskich miast. Historia toczy się nie tylko gdzieś obok Polski. Jej zegar tyka również w Polsce i dla Polski. Nie byłoby dobrze, gdybyśmy tracili tę prawdę z oczu.