Ściana nie jest po to, by nabijać sobie na niej guza, a dno nie jest po to, by na nim zostać. Nie żebym był na „nie”, bo przecież wejście w nowy rok kalendarzowy powinno skłaniać do pozytywnego myślenia. To zresztą jest miły konwenans obowiązujący na przełomie lat. Trzeba jednak stwierdzić, iż każdy ma swoją ścianę i swoje dno. Jedni się z nimi stykają, inni tylko je przeczuwają. Są jeszcze tzw. „szklane sufity”.
Odbijanie się od dna to ruch wertykalny i z zasady pozytywny. Odbijanie się od ściany lub zmaganie się z nią to ruch horyzontalny i nie zawsze jego wartość jest dodatnia. Człowiek jest permanentnie na swoistym skrzyżowaniu obu ścieżek. Doznając lęku przed przylgnięciem do dna i / lub obawy przed zderzeniem ze ścianą, człowiek może reagować nieracjonalnie, ale może dokonywać świadomych wyborów. Rzecz jasna to drugie, nawet jeśli nie skutkuje pomyślnie, egzemplifikuje immanentną zdolność człowieka do wolności. Bez niej istota ludzka staje się marionetką.
Najpierw: >> Bardzo chciałbym odbić się od dna… Ale nie tylko od dna, od ściany też… << Sekundę później: >> Odbić się od dna? Od ściany niech się Pan nie odbija, tylko spróbuje ją przesunąć. << I znów myśl: >> Co do ściany – jej przesuwanie chyba mniej mnie pociąga, niż kiedyś, za to bardziej myślę u drodze w innym kierunku. << Na co pada: >> A co da Panu większą satysfakcję? Przesunięcie czy nowa droga? << Odpowiedź: >> Nie żebym się poddawał, ale przecież człowiek szuka celu przez całe życie. <<