Pierwsze głosowanie podczas konklawe nie przyniosło rezultatu. Do wyboru papieża potrzebnych jest 89 głosów, a elektorów jest 133. Zanim dowiemy się kogo wskaże kolegium kardynałów, to sami elektorzy muszą rozeznać w sumieniu i pomiędzy sobą, kto stanie się ojcem świętym Kościoła katolickiego.
W gronie kardynałów, którzy obecnie są „pod kluczem” i w chwili, gdy piszę te słowa przebywają w Kaplicy Sykstyńskiej są duchowni z wszystkich zakątków świata, wielu nie znało się dotąd osobiście i dla części z nich to pierwsze konklawe w życiu. Poza tym jest ich więcej, niż podczas wszystkich wcześniejszych wyborów papieża, co sprawia, że kolejne głosowania mogą trwać dłużej. To, co świat nazywa „przypadkiem” czy „zbiegiem okoliczności”, katolicy kojarzą z działaniem Opatrzności. Można zatem otwierać pole komentarzy bez końca. Aby zamknąć publicystyczny wątek dodam, że wiadomo na pewno, że na konklawe wszedł jeden człowiek w białej szacie i to dosłownie, bo mowa o kardynale, który jest dominikaninem i na mocy przywileju papieskiego nosi na sobie habit zakonu kaznodziejskiego. To może oznaczać, że z konklawe w białej sutannie wyjdzie dwóch ludzi. Najpierw jednak musi się pojawić biały dym, a póki co właśnie na ekranie po raz drugi widzę… czarny dym.
Jak nigdy dotąd – za mojej pamięci – nie było tak dużego napięcia wśród katolików, dla których papież jest zawsze ojcem. Jest bowiem gigantyczne oczekiwanie na wybór takiej optyki Kościoła, która służyć będzie integralności wspólnoty. Jedność Kościoła jest upragniona przez Chrystusa; jedność, która nie oznacza uniformizacji, ale trwałą i głęboką komunię w różnorodnościach, o ile pozostaje się w pełnej wierności Ewangelii – mówił bardzo wyraźnie wczoraj kard. Giovanni Battista Re podczas Mszy św. inicjującej konklawe i dodał dalej: Jesteśmy tutaj, aby wzywać pomocy Ducha Świętego, błagać o Jego światło i moc, aby został wybrany Papież, którego Kościół i ludzkość tak potrzebują, znajdując się na tym trudnym i złożonym zakręcie historii.
Wczoraj obok komina nad Kaplicą Sykstyńską usiadła… mewa. Zapewne, gdyby to był gołąb, niektórzy interpretowaliby to jako znak Ducha Świętego. Symbolika mewy kojarzy się między innymi z wolnością, a w biblijnym znaczeniu zapisanym po hebrajsku oznacza „szczupłość”. Nowy papież stanie przed fundamentalnym wyzwaniem ukazania tożsamości chrześcijaństwa w sposób jednoznaczny przede wszystkim dla samych wierzących. Będzie musiał stanąć jak ewangeliczna „Skała” wobec oporu w Kościele i wokół Kościoła.
Wiek XXI stawia katolikom coraz ostrzejsze pytania o sens i logikę wiary, a odpowiedzi – jeśli mają być przekonujące, a nie tylko popularne i medialne – nie mogą być formułowane tylko w oparciu o rozum i emocje. Wybrany papież będzie znakiem zwracania się Kościoła ku Panu Bogu, bez czego nie ma prawdziwego świadectwa wobec świata.