Z prognozami pogody jest trochę jak z komunikatami kolejowymi.
Gdy czekasz na peronie i słyszysz komunikat, że pociąg, do którego miałeś/miałaś wsiąść spóźni się, ale… „opóźnienie może ulec zmianie” wpadasz, jeśli nie w irytację, to w dyskomfort. Jeśli niekorzystna prognoza pogody nie sprawdza się, można być tylko zadowolonym/zadowoloną. Gorzej, jeśli synoptycy mylą się albo dowiadujemy się, że aura wywołuje konsekwencje poważniejsze wbrew uspokajającym komunikatom formułowanym nie tylko przez meteorologów.
Pisząc 11 września 2024 r. o nadchodzącym zagrożeniu powodziowym, które może być większe od tego, które nas dotknęło w 1997 r. nie mogłem przypuszczać, że rozmiary tragedii będą tak wielkie. 17 września 2024 r., gdy już kataklizm przetoczył się przez subregion wałbrzyski podkreśliłem, że potrzebne jest perspektywiczne myślenie i działanie długoplanowe. 3 października 2024 r. na horyzoncie meteorologicznym pojawiło się nowe zagrożenie, które uświadamiać nam musi, że żywioł nie jest incydentem, ale powraca. Od potwierdzenia najnowszych prognoz są meteorolodzy, a od reagowania kryzysowego są służby publiczne państwa (rządowe i samorządowe). Żyjemy bowiem w kraju, którego ustrój zakłada aktywną rolę państwa w sytuacjach kryzysowych. Życzmy sobie, aby tym razem zapowiedzi meteo nie sprawdziły się, ale…
… miejmy świadomość, że nawet jeśli się nie sprawdzą, są kolejnym ostrzeżeniem. Przynajmniej od 1997 r., wiemy doskonale, że woda zalewająca połacie ziemi odbiera ludziom życie, zdrowie i dobytek. Dewastuje miejsca pracy, infrastrukturę drogową, sieci wodociągowe i kanalizacyjne, dobra kultury materialnej, instytucje potrzebne nam wszystkim na co dzień takie jak szpitale, przychodnie zdrowia, szkoły, przedszkola, sklepy, etc. I wiemy jeszcze jedno: żywioł jest zawsze silniejszy od człowieka, bo wody nieposkromionej nie da się zatrzymać. Żywiołem jest nie tylko woda!
Można tylko przed nią uciekać, jeśli nie umiemy jej skanalizować. Nawet sama ucieczka (ewakuacja) przed wodą musi być na tyle szybka, aby nie dogoniła nas wzbierająca w oczach fala, a więc należy odpowiednio szybko ostrzegać. I wreszcie, gdy już dochodzi do katastrofy trzeba minimalizować straty. Aby o tych mechanizmach osłony przed kolejnym kataklizmem (woda, susza, wiatr, skażenie, ogień) rozmawiać, trzeba wyjść z butów populizmu, zrzucić garnitur polityka i podejmować decyzje.
W kwestiach ostrzegania…
- Od szeregu lat jest znacznie lepiej niż w 1997 i 1998 r., gdy gigantyczne powodzie objęły duże obszary Polski. Technologie radarowe, modele cyfrowe i systemy komunikacji są na zdecydowanie wyższym poziomie. Czymś innym jest nasza umiejętność czytania komunikatów meteorologicznych (na przykład tych, jakie mamy w smartfonach), a jeszcze czymś innym jest to, jak na te przekazy reagujemy.
- Być może w systemie edukacji warto byłoby znaleźć choć szczelinę czasu, aby uczyć od dziecka interpretowania map pogody, a nie tylko zerkania na „panie pogodynki” w tv. Może warto w domu nastolatkom pokazać apki, z których dowiedzą się czegoś istotnego dla ich bezpieczeństwa, gdy groźne mogą być opady czy skażone powietrze.
- Ostrzeganie to jednak przede wszystkim rola służb publicznych. Jak się okazało, we wrześniu 2024 r. w wielu punktach nie zadziałało na czas ostrzeganie, nie działała łączność bezprzewodowa i nie było synchronizacji pomiędzy instytucjami odpowiedzialnymi za ostrzeganie. Pomijam mroźnym milczeniem uspokajające enuncjacje o „nieprzesadnie alarmujących prognozach” i o tym, że „tama nie pęknie”. Wszędzie tam, gdzie wyprzedzano ostrzegawczymi komunikatami nadchodzącą falę, ludzie w znacznie skuteczniej mogli ratować siebie i swoje mienie, a nawet swoje miejscowości (przykładem jest Nysa).
Jeśli chodzi o minimalizowanie…
- Wojsko, straż pożarna i policja to struktury, które są do zmobilizowania w trybie natychmiastowym, i które działają według wcześniej opracowanych i przećwiczonych procedur. W stanach kryzysowych nie można operacji ratowniczych prowadzić spontanicznie, bo skale emocji czy stresu są z natury przekroczone.
- Formacje mundurowe dysponują sprzętem, łącznością i wieloma innymi środkami, które „rzucone” na obszar objęty kataklizmem mogą ograniczać jego skutki. Obecność służb, poza ludzkim aspektem wsparcia psychicznego, to także bezwzględnie potrzebna pomoc logistyczna przy ewakuowaniu ludzi, zabezpieczaniu obiektów infrastruktury, ochronie mienia prywatnego i publicznego, reagowania na niepokoje społeczne.
- Po ustaniu kataklizmu ciężki sprzęt wojska i żołnierzy muszą zastąpić cywilne podmioty, których zadaniem jest wspólne z mieszkańcami danego terenu „sprzątanie”. Równolegle wtedy postępuje szacowanie szkód i odbudowa… Ten etap jest długi i kosztowny.
- Osobną kwestią jest podnoszenie ludzi ze stresu, depresji, traumy. Utrata bliskich osób, szkody na zdrowiu fizycznym, straty materialne (na przykład brak domu) idą w parze z niesamowitym napięciem psychicznym. Nie wolno tego bagatelizować ani w odniesieniu do dzieci, ani do seniorów, ale też do nastolatków czy osób dorosłych. Tu nie ma wyjątków, nawet jeśli wiele osób stara się wyjść z szoku jak najszybciej. „Szum wody” często słyszą przez długi czas…
Jeszcze na temat kanalizowania…
- Już w trakcie powodzi z września 2024 przetoczyła się przez media i dyskusje ludzi lista wzajemnych oskarżeń o niewybudowanie zbiorników małej i dużej retencji, o niewybudowane zapory i wały, o niedrożne kanalizacje w miastach, o niepogłębione koryta strumieni i rzek oraz niedostatek obiektów hydrotechnicznych na rzekach.
- Wójtowie, burmistrzowie, starostowie, marszałkowie, ministrowie, sołtysi radni i politycy, gdy działają reaktywnie, „pod publiczkę” i ulegają pseudoekologom, ryzykują bezpieczeństwem wszystkich, choć zabiegają tylko o swoich wyborców. Bezpieczeństwo ludzi nie jest pod polityką tylko ponad polityką! Miejcie odwagę – panie i panowie „na górze” – stanąć naprzeciw realnych wyzwań.
- Każdy teren wyznaczany w gminie, powiecie czy województwie pod jakąkolwiek zabudowę musi być twardo weryfikowany pod kątem bezpieczeństwa przeciwpowodziowego lub innych ryzyk. Każda inwestycja musi być twardo badana pod względem odporności na intensywne opady deszczu lub gwałtowny zrzut wód opadowych. Każdy powstający obiekt musi mieć adekwatną do swojej charakterystyki i autonomiczną zdolność retencji wód, aby je magazynować lub oddawać do sieci w sposób systemowy. To wszystko leży przede wszystkim w interesie własnym tego, kto chce budować, ale także jest kwestią odpowiedzialności samorządu terytorialnego. Systematycznie weryfikowane plany bezpieczeństwa hydrologicznego gmin, powiatów i województw muszą być standardem.
- Nie można – na przykład w imię eko-obłędu – w nieskończoność procedować nad budowaniem obiektów hydrotechnicznych małej i wielkiej retencji. Woda jest nam potrzebna, ale gdy jest jej zbyt wiele, staje się realnym zagrożeniem. Istniejący zbiornik „Racibórz” i wciąż niezbudowany zbiornik „Kamieniec Ząbkowicki” to dwa najbliższe przykłady wielkich projektów, które uratowały lub mogą uratować przed wielką wodą tysiące ludzi. Zbiorniki retencyjne na Ziemi Kłodzkiej – te, które powstały – zatrzymały część fali. Wielka woda nie napotkała na zbiorniki i wały, których nie wybudowano, więc uderzyła w ludzkie życie i mienie.
- Bieżące utrzymanie kanalizacji deszczowej (czasem jeszcze ogólnospławnej, czyli łączącej deszczówkę z odpadami płynnymi) nie może być czynnością okazjonalną w gminach. To musi być czynność systematycznie powtarzana, a sieć musi być systematycznie kontrolowana. Przy opadach nawalnych nie ma siły, aby nie powstały zatory wodne na ulicach czy placach, ale mogą szybciej ustępować i być mniejsze, jeśli woda może odpłynąć siecią komunalną. Planowanie inwestycji drogowych, w tym modernizacje istniejących ulic i budowa nowych (na przykład na powstających osiedlach) to także wpisywane w ich harmonogram większych przepływów wód opadowych i oddzielanie od sieci kanalizacji sanitarnej. W tym miejscu pojawia się jeszcze sprawa polderów czy zbiorników komunalnych na wody opadowe. Mieszkańcy coraz częściej wyposażają się we własne mikrozbiorniki na deszczówkę, ale dlaczego nie może tego robić gmina?
Za kilka miesięcy wrześniowa powódź z 2024 r. przestanie skupiać uwagę większości opinii publicznej. Inne okoliczności czy sprawy zajmą paski serwisów medialnych, choć poszkodowani powodzią będą ją odczuwać psychicznie, zdrowotnie i materialnie bardzo długo. To nie było ani pierwsze, ani ostatnie uderzenie żywiołu. Zagrożeniem nie są bobry…
Foto dzięki uprzejmości Magdaleny Halikowskiej