Dzień musi dobiec zachodu, by można było dostrzec wszystko, co przez jego czas oświetlało słońce. Mimo iż wschód zapowiada, to zachód jest kluczem do zrozumienia tego, co minęło bezpowrotnie, choć nie musi to być równoznaczne z przemijalnością.
„Brałam wszystko na poważnie, to, co dzisiaj jest nieważne. Teraz mówię sercu, aby sercem było…”. Brałem i pewnie wciąż coś traktuję z nadmiernym zaangażowaniem, a coś w tym czasie umyka, by nie wrócić. A może… Ktoś? I chociaż „już wiem, że spadnie deszcz, drzewo znów się zazieleni” przepłacam pozory tego, co naturalne, a więc prawdziwe. Gdy więc zapada noc i mniej jest zalewu barw, gradu dźwięków „mówię sercu, aby sercem było”. Rachunek sumienia spisywany milczeniem bilansuje się na korzyść serca i tylko opór emocji i dyktat kalkulacji sprawiają, że nie mogę pewną ręką podpisać się pod nim, bo choć „milknie głos, co krzyczy we mnie” to przecież wciąż i niezmiennie „ta noc do innych jest niepodobna”. Może jest pierwsza…
Prawie miesiąc temu byłem na uroczym muzycznie i wokalnie koncercie. Pisząc o tym spotkaniu na portalu SudeckieFakty.pl zaznaczyłem inspirująca moc łagodności i piękna. To prawda – piękno obok serca – dwie wiązki tej samej rzeczywistości, w której każdy człowiek znaleźć może najcenniejsze pokłady swojego egzystencjalnego potencjału.
Przez piękno i serce przenosimy się w sferę duchowości, a więc domenę przełamującą i wykraczającą poza ograniczenia wyliczeń i ściany egoizmu. Piękno wyrażane słowem, głosem, barwą, aromatem, spojrzeniem sprawia, iż zmysły wynoszą człowieka ponad przyziemność, otwierają horyzont ponadczasowości, by wreszcie mógł otworzyć się na wieczność.
Podczas wspomnianego koncertu Open Vocal Art. School w Kłodzku utwór „Ta noc do innych jest…” Maanamu zaprezentowała Laura Wodejko. Jej interpretacja rozczuliła mnie wtedy niespodziewanie Znalazłem się niejako w pętli skojarzeń i zarazem wyrwany zostałem z balastującej spirali tego, co bieżące. Kojący i kołyszący występ Laury był tą chwilą, która uzasadnia maksymę, że „nie ma przypadków, są tylko znaki”, które niektórym udaje się ukazać tak poruszająco. Dziękuję! – napisałem tuż po koncercie. Teraz wracam do tych przeświadczeń wzbudzonych śpiewem młodej wokalistki. Lauro, wydobyłaś z piosenki (jaką pamiętam z czasu, gdy sam miałem mniej więcej tyle lat, co Ty) przebijającą się przez zgiełk przez zgiełk szarzejącej pamięci harmonię ideałów. Dobrze jest mieć do czego wracać, gdy „godzina mija za godziną…” i rok po roku.