Darem Bożej Opatrzności jest czas.
Otrzymujemy go wszyscy w takim samym stopniu. Nikt nie jest wykluczony ze strumienia, jakim płynie. Nie ma wśród nas nikogo, kto mógłby go cofnąć, zatrzymać czy przyspieszyć. Nie pamiętamy pierwszych jego cząstek i nie wiemy, jak będą przebiegać ostatnie. Nie ma procesu bardziej sprawiedliwego niż upływ czasu. Stawia bowiem wszystkich bez wyjątku ludzi wobec identycznej miary rzeczywistości. Jednocześnie fenomenem czasu jest to, że każda osoba może różnie czas przeżyć, doświadczyć czy spożytkować lub zmarnować. Paradoksem jest fakt, że ludzie mający zegarki nie uzyskują przez to zdolności do efektywniejszego (w znaczeniu twórczym czy nawet konsumpcyjnym) przeżywania czasu od tych osób, które chociaż nie spoglądają na czasomierze, wypracowują najmniejsze ogniwo czasu, by nie stało się pustym momentem, chwilą bez znaczenia czy okresem niewartym zapamiętania.
Wpatrywałem się w ostatnich dniach lata i w pierwszych godzinach jesieni w horyzont morza. Opatrzność pozwoliła, by ten czas – subiektywnie przebiegający jakby w zwolnionym tempie – stał się doznaniem. Nie tylko wycinkiem kalendarza nasyconym rodzinnością, urlopowym odpoczynkiem z książką i kawą w oderwaniu od zgiełku, mgnieniem beztroski czy przebłyskiem przyjemności z wsłuchiwania się i wpatrywania w morze czy oddychania innym powietrzem. To są akcenty pozytywne, warto je doceniać, za nie dziękować, ale sprawiają, że pragnie się czegoś więcej. Co mam na myśli, pisząc o „doznaniu”?
Doznanie to ten rodzaj wrażeń czy przeczuć, to ten stan świadomości, to ten poziom włączenia w otaczającą, zewnętrzną rzeczywistość, dzięki którym człowiek poznaje głębię głębi – istotę danych mu dóbr. Nie muszą one mieć, choć mogą, wartości materialnej. Miewają charakter niematerialny, choć postrzegane są poprzez materialne formy czy znaki. Doznawanie czegoś, jeszcze bardziej doznawanie kogoś i szczególnie doznawanie Stwórcy i Dawcy owych dóbr, nie mieści się w słowach. Zawsze w jakimś stopniu pozostaje niewysłowione i przez to bywa niewypowiedziane (nawet w skondensowanych frazach na X). W takich okolicznościach, pojawia się chęć jakiegoś schowania ich treści i kształtów, by nie stały się ulotne (stąd posty na Facebooku czy filmiki na Instagramie). Człowiek próbuje – wspomniany na wstępie czas – niejako zatrzymać. To nie jest możliwe.
Możliwe jest jednak wypracowywanie czasu danego nam przez Opatrzność teraz. Pisząc te słowa staram się nie spoglądać na wyświetlacz zegara i do tego namawiam osoby czytające te zdania (to zdanie!). Rzecz w tym, by chwytać czas, nie być bezwolnym wobec jego upływu, by nie traktować czasu pasywnie. Tak rozumiana intensywność obecności polega na przekształcaniu czasu w dobra, których istota i natura mogą (beze mnie, bez Ciebie, bez nas) przetrwać poza daną nam tu i teraz cząstkę czasu. Cząstka ta może przecież być… ostatnią. Może też być… pierwszą.
Bądź uwielbiony, Panie mój i mój Boże,
w ułamku sekundy głębokiego oddechu;
w promilu minuty widzenia;
w najmniejszym fragmencie kwadratowym
przestrzeni brzmień;
w drobinie części sześciennej poznania
dobra, prawdy i piękna;
w bezmierności doznań, których skala zaczyna się i kończy
poza zmysłami.
Dziękuję, że pozwalasz odrobiną czasu doznawać Cię.
Bądź uwielbiony! Jesteś, Który Jesteś!