Produkcje kinematograficzne z kategorii politycznej fikcji lub filmów akcji z polityką w tle, mimo właściwej dla tych gatunków dramaturgii i dynamiki, mają się nijak do rzeczywistości. Bohaterowie tych filmów czy ich zachowania są mniej czy bardziej wymyślone dla wzbudzenia emocji i zwiększenia konsumpcji popcornu, o czym widzowie doskonale wiedzą i za co płacą.
Gdy jednak na ekranie obserwować możemy fakty i dokumenty, obraz i dźwięk pozbawiają złudzeń. Wkraczamy w coś gorszego niż obrazy katastroficzne, horrory, thrillery razem wzięte. Tym bardziej, że ten „seans” trwa i mamy do czynienia nie z domyślnymi ekranowymi lalkami, lecz realnymi marionetkami. Co gorsze, także płacimy, ale znacznie więcej i bez naszej zgody. Przekonać się o tym można po obejrzeniu w TVP czwartego odcinka serialu „_Reset”. Ukazane w odcinku pierwszym inspiracje z czasów caratu, ujawnione w odcinku drugim wpływy kremlowskich mocy, wykazane w odcinku trzecim zachowania obciążające premiera polskiego rządu – jak się okazuje – są jedynie cząstkami politycznego i moralnego rysopisu osób rządzących Polakami przez osiem lat. De facto uczestniczących we władzy przez czas znacznie dłuższy, bo wcześniejszy okres i jak się też można spodziewać, dążących obecnie do ponownego przejęcia steru nawy państwowej. Odcinek czwarty to coś znacznie więcej niż rysopis tych postaci. To wiwisekcja, dzięki której poznajemy nie tyle kulisy działania ośrodków władzy i wpływów, ale przyglądamy się politycznej i moralnej anatomii osób, które decydowały kwestiach już nie tylko wagi państwowej, ale o kwestiach życia i śmierci nie tylko dla Polaków.
Dotąd w serialu „_Reset” można było dostrzegać skupienie autorów – Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza na roli pełnionej przez Donalda Tuska. Tak jest nadal, bo trudno byłoby marginalizować człowieka, który kierował – przynajmniej nominalnie – rządem. Na plan główny wysunął się jednak teraz ówczesny minister spraw zagranicznych, potem nawet marszałek Sejmu Radosław Sikorski. Co łączy obu tuzów Platformy Obywatelskiej, którzy w swojej bujnej karierze mieli nawet perspektywę prezydentury Polski? Zgodzili się grać role przypisane pełnionym funkcjom publicznym.
Żółta karteczka na ważnym dokumencie prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego, przyklejona przez nieznanego urzędnika taśmą klejącą do oryginału dokumentu sygnowanego przez Głowę Państwa, a następnie zamknięcie owego listu w szafie pancernej MSZ-u stanie się (już jest) symptomatycznym wyrazem druzgocącej prawdy. Najwyżej postawieni urzędnicy państwowi mogą, jak się okazuje, działać wbrew swojemu państwu, a przez to również szkodzić bezpieczeństwu innych państw. Nie chcąc w tym miejscu wdawać się w streszczanie filmu, do obejrzenia którego namawiam także sympatyków totalnej opozycji czy sceptyków obecnej władzy, przypomnę tylko, że rzecz dzieje się w tej chwili, w której tzw. „pogodowe okienko historii” mogło się otworzyć dla Gruzji i Ukrainy. Mogło się tak stać za sprawą wspólnego działania na linii Waszyngton – Londyn – Warszawa i wbrew kooperacji na linii Paryż – Berlin – Moskwa. Polski prezydent był frontmenem pierwszej z wymienionych osi – tak w Polsce, jak i w gronie liderów państw Paktu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej. Polski premier i polski minister spraw zagranicznych byli „niewidzialnymi” ogniwami osi drugiej.
Po latach widzimy to niezwykle ostro, wtedy – jak się zdaje – większość z nas skupiała się pod wpływem medialnego monopolu w Polsce na spektakularnych aspektach konfliktu pomiędzy Pałacem Prezydenckim a Kancelarią Premiera (mówiło się wtedy i może teraz też się mawia odpowiednio o „duży pałacu” i „małym pałacu”, choć paradoksalnie w świetle Konstytucji RP należałoby raczej odwrócić pojęcia). Słyszeliśmy o problemach z samolotem czy krzesłem dla prezydenta RP i nie słyszeliśmy o kawiorowych manierach ekipy spod znaku „TKM” („teraz ***** my, którym w istocie należałoby przypisać akronim „BMW” („bierny, mierny, ale mierny”). Słynne „haratanie w gałę” można w tym kontekście uznać za przysłowiową „zasmażkę”.
Wróćmy do poważnych kwestii, może nawet próby skonkludowania tego, co dotąd pokazano w filmie „_Reset”, a co dla wielu było i jest pewnikiem, dla kolejnych przeczuciem graniczącym z pewnością, dla jeszcze innych być może bolesnym rozczarowaniem. Na szczycie NATO w Bukareszcie z 2008 r., miał miejsce mały sukces Lecha Kaczyńskiego w postaci uchylenia drzwi paktu dla Gruzji i Ukrainy, co stało się wbrew zabiegom Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozy’ego. Następnego dnia natomiast doszło do wielkiego sukcesu Władimira Putina. Po przybyciu do Bukaresztu beształ on szefów delegacji państw członkowskich NATO za nadmierne przybliżanie się struktur paktu do granic Federacji Rosyjskiej, ostrzegał, że bez Rosji świat zachodni niczego pozytywnego w kwestii pokoju globalnego nie osiągnie, a próby wciągania Gruzji i Ukrainy w orbitę NATO i UE są prowokacją wobec Kremla.
Znów widoczne były gołym okiem owe dwie osie, o jakich już wspomniałem. Lech Kaczyński był zwornikiem linii USA – Wielka Brytania – Polska oraz Gruzja i Ukraina. Radosław Sikorski, choć w smudze dyplomatycznego cienia, łączył oś Francja, Niemcy i Rosja. Tylko nieznajomość historii czy wypieranie choćby jej najnowszych punktów (Katyń 1940, Smoleńsk 2010) może wyjaśniać wątpliwości, która z obu linii sprzyjała i sprzyja po dziś dzień Polsce. Polsce, ale także pozostałym krajom (w tym Gruzji, Ukrainie, Białorusi, krajom bałtyckim), które po 1989 roku wyszły z moskiewskiego dzierżawia.
Kierowanie się imponderabiliami rosyjskiej wizji świata z czasów carskich, sowieckich i federacyjnych, uniżoność wobec hegemonicznych zapędów Moskwy, odwracanie się plecami do Waszyngtonu – o czym było dotąd – to kreski rysopisu marionetek polskiej polityki. Destrukcja, demontaż, demobilizacja własnego państwa to już wstęp do opisu anatomii zdrady dyplomatycznej. Zdrady państwa! Co więcej, działanie to było przyczynkiem do rozpędzenia rosyjskiej machiny wojennej. Rosyjska hydra natarła zaledwie kilka miesięcy po szczycie bukareszteńskim Gruzję, kilka lat później po raz pierwszy Ukrainę, później zawłaszczyła Białoruś, a ponad rok temu jeszcze raz dokonała inwazji na Ukrainę. Tym samym stanęła niemal na progu granicy z Polską! Morze cierpień i dewastacji, jakie rozlało się na Gruzję (2008) i Ukrainę (2014 i 2022) jest nadal nie do objęcia i wciąż nie do odwrócenia. Jest – czego nie można wykluczyć – zwiastunem następnych kroków, o ile Rosja nie upadnie. To jednak odrębny temat, o którym niedawno pisałem.
Obecni na szczytach państwa w latach 2007 – 2015 grali role przypisane pełnionym funkcjom publicznym. Pełnili je samodzielnie, na podstawie własnego politycznego i moralnego rozeznania czy w oparciu o własną wizję służby państwowej? Zbyt wiele wskazuje, iż politykami tymi (jeśli nie lepiej byłoby nazwać ich lobbystami) poruszają siły wrogie Polsce, co nie zwalnia z odpowiedzialności. Jest też ostrzeżeniem przed rządami marionetek.
https://www.youtube.com/watch?v=QapJqU5Vt4A