Wyjątkowo ciepło jest w tych dniach. Zerwane – ostatnie już w tym roku – winogrona są zmysłowo słodkie. Tyle w nich ciepła z minionego lata i nawet końcówki wiosny. Słońce intensywnie przygrzewa południe, choć dosłownie w kilka chwil, gdy schowa się za widnokrąg robi się chłodno.
Słodycz i ciepło to dwa wrażenia, które mocno wpływają na ludzki dobrostan. To dwa stany, od których jesteśmy częstokroć uzależnieni. Jestem ciepłolubny i lubię słodycze. To drugie staram się ograniczać, choć smak wspomnianych już winogrona jest silniejszy od głosu rozsądku. Nie słodzę herbaty, nie słodzę kawy, jeśli jem czekoladę, to gorzką, a sięgając po wypieki coraz rzadziej sycę się zdominowanymi przez cukier. Wolę, gdy w otoczeniu panuje przyjazna ciepła temperatura i nie lubię myć się w zimnej wodzie. Zupa czy herbata muszą być gorące, wolę dmuchać na gorące ruskie pierogi, a na deser delektować się lodowatymi i twardymi owocami.
Słodycz i ciepło to nie tylko walory winogron. To także synonimy odniesień między ludźmi. Żyjemy w czasach dyskryminujących objawy serdeczności. Ciepłe gesty, słodkie słowa uchodzą albo za nadgorliwość, albo za nieszczerość. Neutralność w stosunkach międzyludzkich uchodzi za naturalność. Nijakość tego, co mówimy do innych i jak się do nich odnosimy jest traktowana jako standardowa jakość. Nie chcę namawiać do wzajemnego słodzenia sobie czy też do podgrzewania obopólnych wrażeń – to nie byłoby zdrowe i miłe. Chcę za to podpowiedzieć, że dolewanie dziegciu czy też mrożenie emocji jest równie niezdrowe i nie mniej przykre. I tu pojawia się kłopot, bo może się okazać, iż nie umiemy znajdować balansu i mamy skłonność do popadania w skrajności. Nurzamy się w słodyczy, by potem nurkować w rozgoryczeniu. Spalamy się w wysokich temperaturach, by po chwili zanurzać się pod przeręblą. A przecież nie warto odbijać się od ściany do ściany, bo lepiej wypełniać przestrzeń między nimi. Kiedy po raz ostatni było tobie ciepło? Kiedy po raz ostatni było tobie słodko?