Roman spaceruje już po Zaleszczykach. Razem ze swoim bratem bliźniakiem Olkiem, siostrą Janeczką oraz z rodzicami Marią i Eugeniuszem. Są znowu razem, bo dzisiaj dołączył do Nich.
Najpiękniejsze lata upłynęły im na rubieżach II Rzeczypospolitej. Gdy wrzesień 1939 roku przeciął tę idyllę, potem już nic nie było tak, jak to pewnie sobie wyobrażali wcześniej. Roman – ostatni ze świadków tego ogniwa rodu Kotowiczów, jakim były „czasy zaleszczyckie” – dzisiaj odszedł. Zapewne – co podpowiada miłość – z ostatnim oddechem wrócił, tak jak Oni wszyscy wcześniej, do tych miejsc, które tchnęły ciepłem.
Właśnie wrażenie ciepła emanowało we wspomnieniach, jakie snuł mój śp. Tata, do jakich zawsze wracała śp. Ciocia Jancia, i z którymi nie rozstawał się śp. Wujek Roman. Gdy nie tak dawno, widzieliśmy się we Wrocławiu, na Podwalu, po raz ostatni, oglądał aktualne zdjęcia z Zaleszczyk, jakie pokazywałem Mu na tablecie, zaskoczył mnie doskonałą orientacją w topografii miasta nad Dniestrem, którego przecież od wielu lat nie widział na własne oczy. Rozumiał świetnie, że oglądamy je przez internet i chciał, aby pokazywać Mu kolejne ujęcia i przybliżać na ekranie szczegóły. Kilka razy zobaczyłem wtedy w oczach Wujka krople łez.
Nadzieja podpowiada mi, że Wujek Roman znalazł już ukojenie po wszystkich dolegliwościach, jakie odczuwał. Jeszcze z dzieciństwa pamiętam, że buzowała w Nim energia witalna i pogoda serca. 87 lat, jakie przeżył, to naprawdę ogromna liczba zmian, przez jakie przeszedł. Dzieciństwo na styku narodów i kultur; niszczycielskie fale wojny; radykalnie inna rzeczywistość w Polsce czasów słusznie minionych i najnowszych; metamorfoza cywilizacyjna jakże trudna do odczytania nawet dla mnie, choć moja perspektywa jest znacznie krótsza.
W trakcie naszego ostatniego spotkania, choć poruszał się z wielkim trudem, to trzeźwość umysłu i formułowane poglądy dowodziły wewnętrznej mocy, jaką nadal dysponował. Nosił w Sobie tak wiele uczuć, że trudno dziwić się, że czasem bolało Go serce, szczególnie gdy postrzegał świat nie takim, jak go sobie wymarzył. Ostatnio coraz częściej pytał o Swoje rodzeństwo: o Olka, o Jankę – tak jakby się z Nimi widział wczoraj. Nigdy też nie pogodził się z nieobecnością Danusi – Swojej Żony.
Dzięki wierze mogę przeczuwać, że w niebiańskich Zaleszczykach jest im ciepło i bezpiecznie. Tylko tak mogę ich stąd, gdzie jestem, odprowadzać modlitwą, choć dzisiaj litery pacierzy mają słony smak. Jest mi teraz niesamowicie gorzko ze smutku, ale ufam, że słodycz zaleszczyckich owoców, łagodny szmer Dniestru i cień drzew wokół naszego tamtejszego domu (który zobaczyłem jedyny raz będąc w Zaleszczykach w latach 70.), to były jedynie zwiastuny bezkresnego dobra, jakim Dobry Pan Bóg wynagradza już Im wszystkim czas ziemskiej tułaczki.
Widzę tam wszystkich poprzedzających w tej drodze – świętej pamięci moją Babcię Marysię (+1947), Dziadka Eugeniusza (+1960), Kochanego Tatę – Aleksandra (+1980), Ciocię Jancię (+2010) i Wujka Romana (+2017).
Z odejściem Wujka Romana zamyka się nieodwracalnie epoka ciepła przywiezionego z Kresów. Nie będzie już tutaj rozmowy z Kimś, kto tak bardzo przypominał mojego Tatę, niejako uosabiał Go. Zabrakło tak niewiele, abyśmy zobaczyli się raz jeszcze i jest mi z tego powodu ogromnie przykro. Jutro mieliśmy być u Wujka razem z Karolem, a dzisiaj przyszło nam żałobnie płakać. Madzia przytuliła mnie mocno, gdy zabrakło mi sił, aby ukryć łzy. Daria pocieszyła mnie mówiąc, że „Wujek już pewnie smakuje słodkie owoce z Zaleszczyk…” Kiedy Pan Bóg pozwoli, zobaczymy się ponownie i na zawsze. Wtedy już płakać będziemy z radości. Tak wierzę. Taką mam nadzieję. I miłość pozostaje niepokonana, silniejsza niż śmierć.
Dziękuję za dobro, jakie mi zawsze wyświadczał i za ciepło, jakim nas zawsze obejmował.. Przepraszam, że nie o wszystko zdążyłem zapytać, bo widzieliśmy się nie dość często.
Kochany Wujku Romanie, odpoczywaj w pokoju wiecznym.
FOT: Люблю Заліщики - Love Zalischyky - Lubię Zaleszczyki !