W konfrontacji z przyrodą i jej żywiołami, w starciu z technologią i jej rosnącą autonomią, na styku z kulturą i jej mnożącymi się zaprzeczeniami, przeczuwając metafizykę lub godząc się na nicość – człowiek stoi wobec fundamentalnego pytania: kim jestem?
Wiem, wiem… Nie ma nigdy dobrego czasu na „filozofowanie”, bo na co dzień jesteśmy zabiegani od rana, a wieczorem zmęczeni. Wykonujemy swoje powinności i obowiązki, nie łamiemy reguł życia społecznego, podtrzymujemy dobre zwyczaje, w czasie wolnym doskonale bawimy się lub wysypiamy. Nad czym się tu zastanawiać? Działa rozum, funkcjonuje ciało, dusza oddycha. Zatem drążenie kwestii, które – jak się wydaje – nie mają praktycznego zastosowania, jest zbytecznym luksusem, na jaki mogą sobie pozwolić wspomniani już wyżej filozofowie, może kaznodzieje czy jacyś socjolodzy. W tym właśnie punkcie okazuje się, że każdy z nas, chcąc żyć świadomie, wkracza w sektory antropologii. Bez odpowiedzi na zaznaczone na wstępie pytanie, trudno żyć świadomie. A to z kolei oznaczałoby jakiś rodzaj bierności, jeśli nie zredukowanie wagi życia swojego, swoich bliskich, innych ludzi do ciężaru „liścia na wietrze”.
- Każdego dnia od nowa życie staje się dla ludzi zadaniem. Trzeba się z nim od nowa borykać. To zadanie nigdy ludziom nie daje wytchnienia. Chcieliby się z niego wywiązać, dążąc do tego, by móc otaczającą ich rzeczywistość możliwie jak najbardziej sobie podporządkować. Dochodzi to do głosu już na poziomie postrzegania, a w pełni przejawia się w tworzeniu mowy i kultury. Najbardziej zaś jest widoczne w trosce o zabezpieczenie warunków życia przez zdobycze techniki – i to nie dopiero nowożytnej techniki naukowej, lecz już w magicznych praktykach ludów pierwotnych.
- Nam współczesnym jedynie drugi człowiek wydaje się jeszcze zasadniczo nieprzenikniony co do właściwej istoty człowieczeństwa. Z chwilą, w której zaczęto by traktować człowieka jako kogoś dającego się kierować mechanicznie, utraciłby on wolność osoby.
- Gdzie dysponowanie światem staje się celem samym w sobie, tam jawi się wypaczenie; wtedy bowiem człowiek staje się dla siebie ostatecznym celem, przedmiotem bezwarunkowego samozawierzenia i w konsekwencji sam podporządkowuje się światu. Wówczas życie ogranicza się tylko do troski o środki utrzymania, a nie jest już przyjmowane jako dar.
Niemiecki filozof religii Wolfhart Pannenberg, urodzony 1928 r. w Szczecinie, zmarły 2014 r. w Monachium, nawrócił się na chrześcijaństwo w 1945 r. (na co mógł mieć wpływ jego szkolny nauczyciel, który jako ewangelik sprzeciwiał się jawnie władzy nazistów). Książkę „Kim jest człowiek?” napisał w 1962 r. Osobiście i naukowo pasjonował się teologią i całą ścieżkę kariery akademickiej, prowadzącą już po wojnie między innymi przez Heildelberg, Moguncję, Monachium, Chicago, Harvard, przeszedł jako luteranin. To z pewnością zaważyło na odcieniach poglądów teologicznych. Stosował jednak w analizach i publikacjach aparat pojęciowy właściwy dla nauk filozoficznych, dzięki czemu zostawił przesłanie inspirujące niezależnie od faktu, iż autor nie udaje neutralności wyznaniowej i jasno deklaruje swoje chrześcijańskie korzenie, czego nie zawsze przecież można powiedzieć o czytelniku jego wywodów.
- Sam człowiek nie zdoła usunąć sprzeczności między otwartością na świat i egocentryzmem, gdyż każda pomyślna próba w tym kierunku byłaby tylko nowym triumfem egocentryzmu. Jedność scalająca w harmonijną całość napięcie między egocentryzmem i otwartością na świat może mieć swoje podstawy tylko poza „ja”.
- Grzech jest więc czymś, co należy do zastanej sytuacji człowieka. Z terminem tym zwykliśmy wiązać myśl o winie i odpowiedzialności. (…) Faktycznie odpowiedzialność jest zawsze wymaganiem. Nigdy nie rozumie się sama przez się, zawsze wymaga odwagi. (…) Okolicznością utrudniającą tę odwagę jest fakt, że sami przez się nie możemy przezwyciężyć grzechu.
- Jakkolwiek nasze życie w sprzeczności między egocentryzmem i otwartością na świat ginie, to jednak dopiero po śmierci możemy ufnie oczekiwać takiego życia, w którym samo „ja” żyje z Boga, a nie w napięciu z Nim i w przeciwieństwie do Jego działania w nas. Chrześcijanie już teraz żyją świadomością tego przeobrażenia i na nim pokładają swą ufność. Przez chrzest połączeni ze śmiercią Jezusa żyją już teraz nie tylko pewnością, że nadejdzie kres ich egocentryzmu, lecz także duchem Jego zmartwychwstania do nowego życia.
Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo stanowczo Wolfhart Pannenberg formułuje opis tego, co jest codziennym doświadczeniem każdego czującego i myślącego człowieka. Nie jesteśmy idealni, nawet jeśli tego bardzo chcemy. Nawet nie zawsze chcemy tacy być, bo oznaczałoby to odrzucenie, a przynajmniej przesunięcie na margines życiowych celów zdecydowanej większości tego, co tym celem jest każdego dnia. Bywamy dobrzy – dla niektórych, w pewnych okolicznościach, gdy inni działają podobnie, ale szybko (zawsze zbyt szybko) wracamy w koleiny rozdźwięku pomiędzy własnymi potrzebami a oczekiwaniami innych ludzi, już nie wspominając o wyznawanych normach etycznych i religijnych.
Autor książki „Kim jest człowiek?” stawia w tym kontekście ryzykowną tezę o swoistym „komforcie” chrześcijan. I to nie tylko tym przyszłym, czyli rozumianym eschatologicznie (wobec którego ktoś kwestionujący wiarę chrześcijańską może być co najmniej sceptyczny), ale już tym, jakiego doświadczamy tu i teraz. Chrześcijanie wiedzą, że ów „komfort” w istocie wymaga wyznawania swojej niegodności, by móc całym sobą świadczyć wobec innych o prawdziwości swojej wiary i być jej autentycznym wyznawcą.
- Stosunki między ludźmi wtedy jedynie są stosunkami ludzkimi, kiedy jedni drugich traktują jak osoby. Traktujemy kogoś jako osobę, jeżeli uznajemy w nim to samo bezkresne przeznaczenie, którego nie ma żadna inna forma życia, a które się w nim przejawia tak jak w nas. Następstwem takiej postawy jest szacunek, a tym samym ocenianie drugiego człowieka nie tylko według pierwszego spojrzenia.
- „Ja” i „ty” wiąże nawzajem miłość, przez którą człowiek wznosi się ponad siebie ku wspólnocie z drugim. Przez miłość „ja” i „ty” pasjonują się sobą, ale nie popadają we wzajemną niewolę. Osobowa wspólnota może dojrzewać jedynie w relacjach wolnych.
- Przykładem spotkania między „ja” i „ty” jest relacja między mężczyzną i kobietą. Mężczyzna i kobieta bowiem są tak ku sobie nastawieni, że dopiero razem tworzą całość. Występuje to najwyraźniej w monogamicznym małżeństwie. Żadna inna wspólnota nie stwarza takiej możliwości dla dwojga ludzi, by się nawzajem dopełnić. (…)
- Na przykładzie małżeństwa i rodziny można wykazać, że proces personalizacji człowieka nie sprowadza się do spotkania „ja” i „ty”. Osobowość nie buduje się w cztery oczy. Nie sposób też jej ograniczyć do kręgu życia prywatnego (…). Zgodnie ze swym przeznaczeniem człowiek staje się osobą we wszystkich dziedzinach życia społecznego, gdziekolwiek tworzy z innymi przejściową lub trwałą grupę do wykonania zadań podjętych dobrowolnie bądź narzuconych przez wspólną sytuację.
- Nasz odbóstwiony świat wątpi poważnie w możliwość doszukania się jedności w mnogości zjawisk. Musimy przezwyciężyć ten pesymizm, jeżeli w ogóle zamierzamy osiągnąć jaśniejsze widzenie życia ludzkiego.
Język filozofa, zwłaszcza filozofa religii, jakim był Wolfhart Pannenberg, ma cechy abstrakcyjności. To oznacza, że kreśli on swoim wykładem wektory, po jakich poruszać możemy się, o ile chcemy, w praktykowaniu świadomego życia. Nie ustanawia jakiegoś kanonu zachowań, ale proponuje ich motywacje. Dzięki temu każdy człowiek bez względu na status społeczny może znajdować właściwe sobie miejsce w odniesieniu do innych ludzi. I właśnie przez to znajdować odpowiedź na zasadnicze bądź co bądź pytanie: kim jestem? Bo, że nie „czymś”, lecz „kimś” staje się, jeśli nie jasne, to właśnie „jaśniejsze”, co jakże dosłownie i praktycznie zauważył przed chwilą filozof.
Podbudową szlaku, jaki można i warto przejść, by zbliżyć się do przekonującej odpowiedzi na pytanie „kim jestem?” jest stosunek do przeszłości. Nie chodzi tu jedynie o jej wymiar historyczny kojarzący się z kronikami pełnymi dat, nazwisk, nazw, itp. Jest w nas, przeważnie pokoleniowa, skłonność do zrywania z utartymi rozwiązaniami. Nie ma w tym, co do zasady, czegoś negatywnego, bo przecież zmienianie świata stanowi jedną z osi życia ludzkiego. Niekoniecznie jednak musi to polegać na zrywaniu z doświadczeniem poprzedników lub wymazywaniu ich dorobku. Ten mechanizm bywa praktykowany na niwie politycznej i niekiedy jest to zasadne, ale polityka to potencjalnie jeden z sektorów rozwoju.
- Na przestrzeni historii raz po raz dochodziło do załamywania tradycji Kiedy zaprzepaszczono dziedzictwo przeszłości, teraźniejszość należało w dużej mierze budować od nowa.
- Dopiero pogłębiona świadomość więzi z przeszłością dostrzega, że tradycja nie zasklepia się w odziedziczonych formach, lecz otwiera nowe możliwości kształtowania życia. (…) Tradycja więc przechodzi gładko w teraźniejszość, ale jako teraźniejszość nie przestaje być cieniem starej prawdy.
- Z czasem jednak doświadczeń historycznych nie sposób rzutować w przeszłość: odbiegają za daleko od prawzorów. Tradycja, której wymyka się teraźniejszość, zamiera. Wtedy dochodzi do przełomu, przewrotu, rewolucji. Rzecz ciekawa: w większości przypadków rewolucje rozprawiają się z tradycją w imię rzekomo jeszcze pierwotniejszej prawdy (…).
- Nowość rozsadza tradycyjne formy, jest zarzewiem rewolucji, działa na zasadzie rewolucji. Wtedy jawi się groźna pokusa, by za jednym zamachem przekreślić całą przeszłość, skazując się na duchowe ubóstwo i zawieszając swe życie w próżni. Widmo rewolucji nie zagraża natomiast tradycji, która z natury swojej bez ograniczeń otwiera się na przyszłość. Tak przedstawia się sprawa z biblijną tradycją w formie obietnicy, jaką nadał jej Jezus.
- Utkwiwszy wzrok w obraz jedności historii, podpisany „Jezus”, każdy osiąga pełnię swego przeznaczenia – każdy, kto jest świadom, że razem z wszystkimi ma swój punkt odniesienia w Tym, który stanął pośrodku nas.
Autor książki „Kim jest człowiek?”, która jest osnową tego rozważania, wyprowadza z egzystencjalnego doświadczenia konkluzje metafizyczne. Na ponad 150 stronach refrenicznie wraca do spostrzeżenia, iż jedynie osadzenie człowieka w odniesieniu do Boga pozwala zbliżyć się do prawdy, niekiedy nawet cząstkowo ujrzeć prawdę, iż życie osoby ludzkiej nie jest wypadkową biologicznych czy socjologicznych okoliczności.
Człowiek jest osobą. Może wybierać lub wyznaczać kierunki przemieszczania się pomiędzy procesami, nawet jeśli nie na wszystkie ma wpływ, na niektóre ma wpływ ograniczony, a jeszcze inne zdolny jest kształtować. Człowiek jest jeszcze bardziej kimś, gdy przyjmuje, że jest Ktoś ponad nim.
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa”: Wolfhart Pannenberg, Kim jest człowiek?, Éditions du Dialogue, Paryż, 1978 / 11.06.2023 / sudeckiefakty.pl