O kim lub o czym – współcześnie – można stwierdzić coś jednoznacznego? Jednoznaczność nadal stanowi pomost w odniesieniach pomiędzy ludźmi czy może bardziej przeszkodę, na przykład za względu na wyrazistość?
Niejednoznaczność ma swoją specyficzną wartość w sztuce (na przykład w poezji czy teatrze), ale i w tej sferze istnieje rozgraniczenie pomiędzy twórczością a odtwórczością, a jeszcze mocniej pomiędzy pięknem a szpetotą i kiczem. W całej pozostałej palecie relacji międzyludzkich (szczególnie zdefiniowanych kanonami prawa) oczekiwać należałoby zdecydowanie bardziej jednoznaczności. Jednoznaczność to nie tylko minimalna czy żadna przestrzeń do interpretacji, ale również niezmienność. Określone słowo czy fraza, opisywana werbalnie wartość, wskazywane ustnie lub pisemnie pojęcie – w danym czasie nie mogą oznaczać jednocześnie różnych treści. Ewoluujący język powoduje, że wraz z dekadami czy epokami te same znaczenia są wypowiadane inaczej, ale nie tracą przy tym właściwego sobie sensu. Tak w skrócie wygląda opis stanu idealnego.
Rzeczywistość jednak odbiega od pożądanego racjonalnym rozumem modelu, a to sprawia, że wpadamy w gąszcz dwuznaczności, a nawet splątanie wieloznaczności pojęć. Już nie tylko słowotwórczość wynikająca ze zmian technologicznych lub mód nowego pokolenia; już nie tylko znaczeniowa fragmentacja związana z niejednolitością kulturową czy intelektualną ludzkości mieszającej się geograficznie i religijnie; tylko cywilizacyjny progresizm (tu i ówdzie modernizm) wprawiają w drganie wszystkie słowniki i encyklopedie, na jakich bazujemy dla budowania społecznego pokoju teraz i na przyszłość.
- Zacznijmy od tego, że relatywizm, tak jak się go uzasadnia i realizuje w polityce oraz kulturze, został przewyższony przez swoje dialektyczne przeciwieństwo, stając się totalitaryzmem. Tymczasem tylko tam, gdzie uznaje się wykraczającą poza człowieka prawdę, istnieje także wolność, aby ją uznać, nie poddając się dyktatowi tych, którzy dzierżą władzę polityczną i medialną. (…) Absolutny relatywizm poznawczy jest sprzeczny z samym sobą, ponieważ poznanie to wolne stanowisko do tego, co poznawane, a czego istnienia przynajmniej in intellectu nie da się zanegować.
- Dyktatura relatywizmu sprzeciwia się z zasady rzeczywistości bycia człowiekiem. Barbarzyństwo tej dyktatury objawia się w wielu odsłonach. Dochodzi do fizycznej eliminacji tych, którzy nie akceptują dyktatury i nie poddają się jej. (…) Albo mamy do czynienia z shitstormem, ponieważ dyktatura poprawności uważa, że musi się bronić przed wszelką formą realizacji wolności słowa, co także jest formą społecznej zagłady bytu. (…) Oznacza to, że właśnie ci, którzy określają się mianem liberalnych i postępowych, postępują autorytarnie, nietolerancyjnie i reakcyjnie.
„Prawda” to tytuł ponad 450-stronicowej książki będącej „Raportem o stanie Kościoła”, w którym ksiądz kardynał Gerhard Ludwig Müller, odpowiadając na pytania Martina Lohmanna, prezentuje wyraziste, choć niepozbawione cech tzw. „watykańskiej dyplomacji”, oceny problemów światowej wspólnoty rzymsko-katolickiej na tle globalnych procesów kulturowych, ekonomicznych i politycznych. Hierarcha jest bardzo skupiony na życiu Kościoła, ale zabiega o to, by katolicy nie „odklejając się” od spraw świata, pozostawali jego „solą”. Stąd twarde – a na potrzeby niniejszego rozważania można napisać, że jednoznaczne – stanowisko w kwestii newralgicznej, jaką jest dochodzenie do prawdy i wierność wobec niej.
Prawda stanowi przedmiot ludzkich dociekań niezależnie od tego, kim człowiek jest. Dla naukowców czy filozofów jest obiektem systematycznych dociekań, u dziennikarzy czy publicystów wywołuje impuls jej przekazywania i pogłębiania, prawnikom i moralistom stwarza wyzwanie w ich misji publicznej. Każdemu człowiekowi prawda jawi się jako wartość szlachetna, choć – jesteśmy w tym bliscy sobie – nie zawsze łatwa w przyjmowaniu czy aplikowaniu na co dzień. Z punktu widzenia teologii katolickiej prawdą jest Słowo Boże objawione w osobie Jezusa Chrystusa.
- W tym względzie nie mamy swobody manewru na relatywizowanie. Przecież już swego czasu Pan zapytał uczniów: „Czyż i wy chcecie odejść?” Odpowiedział Mu Szymon Piotr: „Panie, Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,68). I tak właśnie powinna wyglądać postawa Jego uczniów dzisiaj. Uczniowie to Kościół, który także teraz ma wyznawać: wierzymy w Jezusa Chrystusa. Tylko On ma słowa życia wiecznego. Tylko On jest prawdą. Tu nic się nie zmieniło względem tego, co dawniej. Wbrew wszelkim atakom i zarzutom mamy i dziś mówić: Nie, my wierzymy w Chrystusa.
- Jest właściwie oczywistością, że ci, którzy przynależą do wspólnoty wiary Jezusa Chrystusa dostosowują do niej swoje życie. Nie wystarczy jedynie mówić o tym, że się do niej należy, gdyż przynależność w wyznawaniu pociąga za sobą konsekwencje na całe konkretne życie. (…) Słowo i wola, wyznanie i czyny nierozdzielnie wiążą się ze sobą.
Chrześcijanie przyjmują prawdę nie tylko jako zbiór życiowych mądrości i zestaw motywacyjnych haseł, ale nade wszystko jako żywą obecność Tego, który przekonująco mówi o sobie „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” i dalej radykalnie: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6). To oznacza, że nie ma pełnej prawdy, bez prawdy objawionej i jednocześnie, nie jest prawdą to, co się objawieniu sprzeciwia. W tym właśnie punkcie dochodzi do realnego starcia z pozorami prawdy, z półprawdami, z nieprawdami, z antyprawdami, czyli tym wszystkim, co rozsiewane jest w umysłach ludzi. Nie od dzisiaj i nie do dzisiaj. Rozprawianie się z prawdą to swego rodzaju namiętność przywódców wszelkich rewolucji społecznych, osobników tak zapalczywie dążących do jedynowładztwa, iż skłonni są nie tylko deprecjonować i dewaluować prawdę, ale też demonizować i deprawować każdego, kto sprzeciwia się ich zamiarom. Jeśli zaś ktoś staje im na drodze, ma być alienowany, atomizowany, a w skrajnych warunkach anihilowany.
To właśnie człowiek – jako osoba, czyli ktoś, kto o sobie może decydować – jest nowoczesną areną najbrutalniejszej w historii wojny o prawdę. Zdolność ludzi do rozeznawania pomiędzy prawdą a fałszem, determinacja do opowiadania się po stronie prawdy i trwanie w niej nawet mimo osobistych upadków, pragnienie docierania z prawdą, by łączyła nas z innymi ludźmi – to postawy, z jakimi usilnie się walczy. Dlaczego? Dlatego, by człowiekiem zawładnąć, by człowieka mieć, by nad nim panować, nim sterować lub się nim posługiwać jak „mięsem armatnim” czy zasłaniać, niczym „żywą tarczą”. Czym innym bowiem jest zagłuszanie prawdy poprzez medialne gradobicie, jakiemu poddawane są całe społeczeństwa lub rozmywanie prawdy w jałowych debatach wokół wydumanych czy sztucznie kreowanych problemów? Jak opisać i ocenić jatkę urządzaną tym wszystkim, którzy nie chcą poddać się nowomowie i rzekomo uprawiają mowę nienawiści, podczas gdy w rzeczywistości obstają przy wielokrotnie zweryfikowanych naukowo i historycznym doświadczeniem definicjach na przykład z zakresu biologii lub socjologii. Co jest faktycznym celem tych, którzy manipulują niedoświadczonymi lub sfrustrowanymi, niekiedy naprawdę skrzywdzonymi, aby stawali się amunicją emocjonalnego i fizycznego szantażu wobec prawodawców, twórców, wychowawców i innych wybranych grup społecznych wskazywanych jako „tarcza strzelnicza” (rodziny, dzieci nienarodzone, chorzy terminalnie, seniorzy)? Scen relatywizmu, czyli wojny z prawdą, nie sposób policzyć z perfekcyjną dokładnością, co nawiasem mówiąc sprzyja „taktyce” opisywanej tu współczesnej wojny z prawdą.
W innym rozważaniu z cyklu #BliżejSłowa – na kanwie książki Georga Orwella „I ślepy by dostrzegł” – napisałem: „Nie ma dnia, abyśmy nie znajdowali się na linii konfrontacji kłamstwa z prawdą. Jej przekroczenie to wybór pomiędzy wygodą a odwagą”. Nadal nie mam nawet grama wrażenia, że jest inaczej. Pokusiłbym się nawet o tezę (być może dyskusyjną), że z czysto ludzkiej perspektywy, jest trudniej. Coraz ostrzejsza konfrontacja o prawdę, z jaką mamy współcześnie do czynienia, rozgrywa się nie w domenie polityki, choć można tak uważać. Wiele na to wskazuje w wymiarze geopolityki, polityki amerykańskiej, europejskiej, krajowej czy lokalnej, w których polaryzacyjne i centrystyczne formaty działają jak „zasłona dymna”, odwracając uwagę od realnych napięć i ryzyk w życiu publicznym (demografia, wojna, zdrowie, gospodarka, edukacja). Spór o prawdę nie rozstrzyga się nawet w zakresie gospodarki, chociaż i tu widać gołym okiem, że ścieranie korporacyjnych gigantów big-techu, big-pharmy, produkcji żywności i zbrojeń sięgają zenitu. W praktyce wielcy ponadświatowi liderzy podporządkowują sobie systemy prawne i podatkowe państw czy organizacji międzypaństwowych. Zmagania o prawdę mają też miejsce w sferze kultury, w której przestrzeń wdzierają się technologie digitalne (sztuczna inteligencja), stereotypy komercji i popkultury oraz rewolty mentalnej (z którą zresztą boryka się także Kościół na płaszczyźnie kultu i moralności).
Świat podpowiada: prawda sama się nie obroni. Doświadczenie uczy: lekarstwem na fałsz nie jest kompromis. Historia dowodzi: prawda wyzwala, a jej relatywizowanie odbiera wolność. Horyzontem człowieka jest prawda z całym jej pięknem i dobrem.
- TERAZ: Gerhard L. Müller & Martin Lohmann, „Prawda. Raport o stanie Kościoła”, Wydawnictwo AA, Kraków, 2021
- POPRZEDNIO: Robert Sarah & Nicolas Diat, „Bóg albo nic. Rozmowy o wierze”, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa, 2016
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.